Chciał wstać, lecz Katarzyna powstrzymała go, kładąc rękę na jego kościstym ramieniu.
– Nie... nie ruszaj się! Dlaczego jeszcze nie śpisz?
– Nie chce mi się spać. Duszę się w tym pokoju! Jest taki mały.
– Długo tu nie zostaniesz. Jak tylko nabierzesz sił i będziesz mógł wsiąść na konia, ruszymy w drogę.
– My?... To znaczy, że zabierzecie mnie z sobą?
– Zawsze jeździłeś ze mną – odpowiedziała smutno Katarzyna. – Było to dla ciebie naturalne... Czy nie chcesz więcej mi towarzyszyć?
Walter milczał i serce Katarzyny ścisnęło się boleśnie. A jeśli odmówi? Jeśli wybierze inną drogę? Ponieważ nic nie pamiętał, w tej chwili nie była dla niego nikim więcej, jak tylko ładną kobietą. A nigdy, tak jak teraz, nie potrzebowała jego siły i jego obecności. Zawsze oddzielała ją od cierpienia szeroka pierś Waltera. Czy dlatego wyrwała przyjaciela z objęć śmierci, by stracić go na zawsze? Do jej oczu napłynęły łzy.
– Nie odpowiedziałeś... – powiedziała ochrypłym głosem.
– Bo sam nie wiem... Jesteś, pani, taka piękna, że chciałbym iść za tobą... jak za gwiazdą. Lecz jeśli chcę odnaleźć swoją przeszłość, może trzeba, żebym odszedł sam. Coś mi mówi, że zawsze byłem sam i że powinienem zostać sam...
– To nieprawda! Nie opuszczałeś mnie przez trzy lata. Razem walczyliśmy, razem broniliśmy się, razem cierpieliśmy, uratowałeś mi życie wiele razy! Co pocznę, jeśli mnie opuścisz? – Opadła ciężko na łóżko, uginając się pod ciężarem rozpaczy. Ukrywszy twarz w drżących dłoniach, wyszeptała z boleścią: – Błagam cię, Walterze! Nie opuszczaj mnie! Bez ciebie jestem zgubiona... zgubiona...
Gorzkie łzy popłynęły po jej policzkach. Poczuła się okropnie samotna, opuszczona przez wszystkich. A na dodatek ten mnich, ten żywy koszmar nawiedzający mury tego zamku, tęsknota za dzieckiem, za krajem. Była też zazdrość, która ją dręczyła za każdym razem, gdy wspomniała o mężu. A teraz Walter chciał się od niej odwrócić; to było więcej, niż mogła znieść.
– Nie płacz, pani – rzekł Walter. – Jeśli sprawia ci to taką przykrość, to pójdę za tobą!
Katarzyna uniosła mokrą od łez twarz z oczami pałającymi gniewem: – Czy to ma być litość czy rezygnacja? Przecież kiedyś kochałeś się we mnie, człowieku! Żyłeś tylko dla mnie, tylko przeze mnie!... Jeśli szwankuje ci pamięć, to przynajmniej serce powinno podpowiedzieć ci prawdę!
Walter pochylił się nad jej słodką, mokrą od łez twarzą.
– Tak bardzo chciałbym sobie przypomnieć! – westchnął smutno. – Kochać ciebie to musi być łatwe... Jesteś taka piękna! Jakbyś była ulepiona ze światła. Twoje oczy są słodsze niż noc...
Nieśmiało ujął Katarzynę za podbródek, żeby spojrzeć w fiołkowe oczy, błyszczące od łez. Kiedy jego twarz znalazła się blisko jej twarzy, przypomniała sobie głos Hamzy szepcący: „Spróbuj wzbudzić w nim miłość...” I wówczas, nie mogąc opanować impulsu, wyszeptała: – Pocałuj mnie... Walter zawahał się. Wtedy ona przywarła do jego ust, oplatając mocną szyję ramionami. Zaciśnięte usta Waltera nie odpowiedziały od razu na pieszczotę, jakby wahając się nad brzegiem rozkoszy. Po czym nagle Katarzyna poczuła, że jego usta ożyły, że stały się gorące i brutalne i że Walter ścisnął ją w swych ramionach. Spleceni potoczyli się na łoże.
Katarzyna poczuła budzące się pożądanie, które przyszło jak burza w jej zbyt długo uśpionym ciele. Zawsze darzyła Waltera głęboką czułością, a przed chwilą, podając mu usta, myślała tylko, że musi spowodować wstrząs, który przywróciłby mu pamięć. Jednak w miarę jak budziło się pożądanie w tym ciele przyciśniętym do jej ciała, w niej także zrodziło się pożądanie. Przez jej mózg przebiegła jak błyskawica myśl o mężu, lecz odepchnęła ją z gniewem. Nie, nawet obraz męża nie powstrzyma jej! A czyż jego powstrzymał obraz ich miłości przed oddaniem pocałunków i uścisków obcej kobiecie? Nadeszła pora zemsty, potęgująca uczucie oczekiwanej rozkoszy. Czuła niewprawne ręce Waltera szamocące się ze skomplikowanym zapięciem jej sukni. Odepchnęła go łagodnie.
– Poczekaj! Nie śpiesz się tak!
Zgrabnym ruchem bioder wyprostowała się i wstała. Skąpy blask świecy wydał się jej niewystarczający. Nie chciała oddać się ukradkiem, w ciemności. Chciała dużo światła, na twarzy i na ciele, kiedy będzie ją posiadał... Chwyciwszy świecę, pobiegła zaświecić dwa kandelabry stojące na kufrze przy ścianie. Walter siedząc na brzegu łoża przyglądał się jej, nie rozumiejąc, co czyni.
– Po co to wszystko? Chodź do mnie... – prosił wyciągając niecierpliwe ręce, gotowy rzucić się na nią.
Katarzyna jednak powstrzymała go wzrokiem.
– Zaczekaj – powiedziała, po czym chwyciwszy leżący na stole nóż, jednym ruchem rozcięła sznurówki sukienki i zrzuciła ją z radosnym pośpiechem, następnie pozbyła się halki z białej satyny i cienkiej koszulki. Walter śledził chciwie każdy jej ruch, ześlizgując się wzrokiem po nagim ciele Katarzyny. Czuła jego płonące spojrzenie na swych piersiach, na brzuchu i udach, rozkoszując się nim jak pieszczotą. Kiedy opadła z niej ostatnia sztuka bielizny, przeciągnęła się jak kot w ciepłym świetle świec, wskoczyła do łóżka i otworzywszy ramiona wyszeptała: – A teraz chodź! Wtedy Walter skoczył...
– Katarzyno...! – krzyknął w chwili największej rozkoszy, a teraz, dysząc, patrzył rozwartymi oczami na słodką twarz, którą trzymał w dłoniach.
– Katarzyno – powtórzył. – Pani Katarzyno! Czy ja śnię?
Fala radości zalała Katarzynę. Hamza miał rację! Obudzona miłość uczyniła cuda... Mężczyzna, którego obejmowała, nie był już obcym człowiekiem, ciałem o nieobecnej duszy. Znowu był sobą... a ona już dawno nie czuła się taka szczęśliwa. Teraz chciał się odsunąć, lecz ona mocniej przyciągnęła go do siebie.
– Zostań!... Tak, to ja... To nie sen, ale nie opuszczaj mnie!... Później ci wyjaśnię! Zostań i kochaj mnie... Tej nocy należę do ciebie.
Walter na powrót oddał się pieszczotom. Spełniło się jego stare marzenie, by zdobyć tę uwielbianą kobietę. Upajał się nią jak mocnym winem z zachłannością człowieka, który cierpiał z pragnienia przez wiele nie kończących się dni. A Katarzyna, szczęśliwa i zaspokojona, oddawała się z niekłamanym entuzjazmem huraganowi namiętności.
W środku nocy zdarzyło się jednak coś dziwnego. W pewnej chwili zdawało się jej, że ktoś próbuje otworzyć drzwi. Wyprostowała się, nasłuchując przez chwilę i dając znak Walterowi, by nic nie mówił. Świece dogasały, ale dawały dosyć światła, by stwierdzić, że drzwi się nie ruszają. Nie było słychać żadnego dźwięku... Wreszcie Katarzyna pomyślała, że coś się jej przywidziało, i z powrotem przytuliła się do kochanka.
Walter zasnął nad ranem. Zapadł w ciężki, głęboki sen, wypełniając wieżę potężnym chrapaniem. To były istne trąby triumfalne. Katarzyna patrzyła, jak śpi spokojny i odprężony z półotwartymi, miękkimi ustami. Jego potężne, leżące bezwładnie w poprzek skotłowanego łóżka ciało miało w sobie coś dziecięcego. Poczuła głęboką czułość. Jego miłość do niej, wiedziała o tym, była wyjątkowej jakości. Walter kochał ją dla niej samej, niczego nie żądając dla siebie, i ta miłość rozgrzała jej zziębnięte serce.