Выбрать главу

– Przecież muszę pracować. A ty? Jak byś to rozwiązał, gdyby sąd dał ci opiekę nad dziećmi? Też musisz pracować. Kto by się nimi zajął?

– Jest rozwiązanie. Dobrze wiesz jakie, Anno.

– Oszalałeś? Miałabym do ciebie wrócić po tym, jak złamałeś Emmie rękę? Nie mówiąc już o tym, co zrobiłeś mnie? – powiedziała piskliwym głosem i w tej samej chwili zrozumiała, że posunęła się za daleko.

– To nie moja wina! To był wypadek! A poza tym gdybyś nie była taka uparta, nie musiałbym się tak często denerwować!

Mogłaby mówić do ściany. Bez sensu ta rozmowa. Po tylu latach spędzonych z Lucasem wiedziała, że naprawdę myśli to, co mówi. Nigdy nie był winny, zawsze winę ponosił kto inny. Bił ją i jeszcze potrafił w niej wzbudzić poczucie winy, sprawić, żeby czuła się nie dość wyrozumiała, kochająca i uległa.

Gdy w końcu przeprowadziła rozwód, uruchamiając całą dotychczas ukrytą energię, po raz pierwszy od lat poczuła się naprawdę silna, wręcz niepokonana. Nareszcie odzyskała swoje życie, wraz z dziećmi będzie mogła zacząć wszystko od nowa. Ale chyba zbyt łatwo to poszło. Lucas był tak wstrząśnięty tym, że w wybuchu wściekłości złamał córeczce rękę, iż zrobił się nadspodziewanie ustępliwy. Po rozwodzie rzucił się w wir kawalerskiego życia i zajęty kolejnymi podbojami zostawił Annę i dzieci w spokoju. Już jej się zdawało, że się wykaraskała, kiedy znudził się dotychczasowym życiem i przypomniał sobie o rodzinie. Gdy nic nie wskórał kwiatami, prezentami ani błaganiem o wybaczenie, przestał się cackać. Najpierw złożył pozew o opiekę nad dziećmi i odebranie ich Annie. Przedstawił całą serię całkowicie bezpodstawnych zarzutów, aby dowieść, że jest złą matką. Była to nieprawda, ale Lucas potrafił być tak przekonujący i czarujący, że Anna drżała, że a nuż mu się uda. Zdawała sobie sprawę, że w gruncie rzeczy nie chodziło mu o dzieci. Opieka nad dwojgiem małych dzieci byłaby nie do pogodzenia z jego życiem zawodowym, ale liczył, że uda mu się nastraszyć Annę i że sama do niego wróci. W chwilach słabości była gotowa to zrobić, chociaż wiedziała, że nie powinna, bo wtedy zginie. Postanowiła być twarda.

– Lucas, ta rozmowa nie ma sensu. Jesteśmy po rozwodzie, układam sobie życie na nowo, powinieneś zrobić to samo. To prawda, poznałam mężczyznę i musisz się z tym pogodzić. Dzieciom jest dobrze, mnie też. Nie możemy załatwić tej sprawy jak dorośli ludzie?

Na jej proszący ton odpowiedział milczeniem. Anna zrozumiała, że przekroczyła jakąś granicę. Zorientowała się, że Lucas odłożył słuchawkę, i pomyślała, że przyjdzie jej za to zapłacić. Drogo.

4

Lato 1979

Głowę rozsadzał jej ból tak piekielny, że rozdzierała sobie twarz paznokciami. Ten ból był prawie przyjemny w porównaniu z tamtym. Poza tym pomagał się skupić.

Dookoła nadal panowały ciemności, a jednak coś ją wybudziło z głębokiego odrętwienia bez snów. Nad głową ujrzała promień światła przesączający się przez szparkę. Powoli się rozszerzała. Odzwyczajona od światła nie widziała, ale słyszała, że ktoś przedostał się przez szparę, która urosła do rozmiaru otworu. Słyszała, jak schodzi po schodach, a potem zbliża się w ciemnościach. Była zbyt oszołomiona, by ocenić, czy powinna się bać, czy poczuć ulgę. Czuła jedno i drugie.

Ostatnich kroków do miejsca, w którym leżała zwinięta w kłębek, niemal nie było słychać. Nie padło ani jedno słowo. Poczuła, że ktoś głaszcze ją po głowie. Prawdopodobnie miało ją to uspokoić, ale prostota tego gestu sprawiła, że strach ścisnął jej serce.

Drżała, gdy ręka w ciemnościach przesuwała się po jej ciele. Przeszło jej przez myśl, że powinna stawić opór nieznanemu człowiekowi bez twarzy, ale zaraz o tym zapomniała. Ciemności były wszechogarniające, podobnie jak głaszcząca ją ręka, penetrująca skórę, nerwy, duszę. Z przerażeniem zdała sobie sprawę, że ma tylko jedno wyjście: musi się poddać.

Od głaskania ręka przeszła do zginania, wykręcania, ciągnięcia i rozdzierania. Nie zaskoczyło jej to.

W pewnym sensie poczuła ulgę. Łatwiej radzić sobie z pewnością i bólem niż z niepewnością i lękiem przed tym, co się może stać.

Już w kilka godzin po rozmowie Patrika z Martinem Tord Pedersen zadzwonił znowu. Zidentyfikowali jeden ze szkieletów znalezionych w wąwozie. Była to Mona Thernblad, jedna z dziewczyn zaginionych w 1979 roku.

Patrik i Martin analizowali informacje. Mellberg na szczęście był nieobecny, za to Gösta Flygare wrócił do pracy po udanym występie na turnieju golfowym. Wprawdzie go nie wygrał, ale ku swemu największemu zdziwieniu i radości wykonał hole-in-one, za co w klubie postawili mu szampana. Martin i Patrik trzykrotnie wysłuchali opowieści o tym, jak zaliczył szesnasty dołek za jednym strzałem, i nie mieli wątpliwości, że do wieczora usłyszą ją jeszcze wiele razy. Nie mieli mu tego za złe. Patrik postanowił, że pozwoli mu się nacieszyć i dopiero wtedy wprowadzi go w śledztwo.

– Mamy do czynienia ze skurwysynem, który najpierw łamie dziewczynom kości, a potem je morduje – powiedział Martin. – I jeszcze tnie je nożem.

– Na to wygląda. Myślę, że musi się za tym kryć motyw seksualny. Sadystyczny zboczeniec, którego podnieca cierpienie innych. Świadczyłby o tym ślad spermy na zwłokach Tanji.

– Porozmawiasz z krewnymi Mony? To znaczy zawiadomisz ich, że ją znaleźliśmy? – zapytał z niepokojem Martin.

Patrik zapewnił, że weźmie to na siebie.

– Po południu pojadę do jej ojca. Matka nie żyje od wielu lat.

– Skąd wiesz? Znasz ich?

– Nie, ale Erika była wczoraj w bibliotece i sprawdziła, co o zaginięciu Siv i Mony było w gazetach. Co jakiś czas prasa wracała do tej sprawy, a parę lat temu ukazał się nawet wywiad z rodzinami. Tak więc żyje tylko ojciec Mony, a Siv w chwili zaginięcia miała jedynie matkę. No i córeczkę, z którą też chciałbym porozmawiać, kiedy się potwierdzi, że druga kobieta to Siv.

– Uważasz, że to nieprawdopodobne, żeby to był kto inny.

– Tak, myślę, że to ona, ale pewności nie ma. Nie takie dziwy widziano na świecie.

Patrik przeglądał papiery przygotowane przez Erikę. Wybrał kilka i rozłożył półkoliście na biurku. Obok położył dokumenty z archiwum komisariatu. Należało zestawić wszystkie informacje o zaginięciu dziewczyn. W wycinkach prasowych było sporo materiału, który nie znalazł się w dokumentach z dochodzenia sprzed lat. Aby stworzyć sobie obraz całości, należało zatem przejrzeć i jedne, i drugie.

– Spójrz tutaj. Siv zaginęła w noc świętojańską 1979 roku, Mona dwa tygodnie później.

Patrik wstał zza biurka i zaczął pisać na tablicy, porządkując informacje.

– Siv Lantin widziano po raz ostatni, gdy po zabawie wracała rowerem do domu. Ostatni świadek opisał, jak skręciła z głównej szosy i pojechała w kierunku Bräcke. Była druga w nocy. Zobaczył ją kierowca samochodu. Potem nikt już jej nie widział.

– Jeśli pominąć zeznanie Gabriela Hulta – dodał Martin.

Patrik przytaknął.

– Właśnie, jeśli pominąć świadectwo Gabriela Hulta, co też na razie uczynimy. – Potem mówił dalej: – Dwa tygodnie później zaginęła Mona Thernblad. W odróżnieniu od Siv w biały dzień. Wyszła z domu około trzeciej po południu, żeby pobiegać, i już nie wróciła. Na trasie, po której zwykle biegała, odnaleziono jeden but i nic więcej.

– Były do siebie podobne? Poza tym, że były w zbliżonym wieku.