Выбрать главу

Mellberg energicznie potrząsnął jego ręką i poklepał po plecach.

– Jak tam nasza ciężarna? Będzie niedługo coś z tego?

– Mówią, że dopiero za półtora miesiąca.

Patrik nadal nie mógł zrozumieć, co wywołało tę ostentacyjną życzliwość Mellberga. Ale darował sobie ciekawość i spróbował skupić się na tym, po co go wezwano.

– Co znaleźliście?

Mellberg starł z twarzy uśmiech i wskazał palcem na pogrążony w cieniu wąwóz.

– Chłopczyk, sześciolatek, wymknął się z domu o świcie, gdy rodzice jeszcze spali, i przybiegł bawić się w rycerza na tych skałkach. Znalazł martwą kobietę. Zawiadomienie wpłynęło kwadrans po szóstej.

– Od jak dawna pracują technicy?

– Od godziny. Najpierw przyjechała karetka. Ratownicy od razu stwierdzili, że nic tu po nich, więc technicy mogli przystąpić do pracy. Ale wiesz, jacyś są marudni… Chciałem podejść, popatrzeć, mówię ci, straszne z nich gbury. Może człowiek robi się taki od dupy strony, jak cały dzień spędza na czworakach, szukając z pęsetą jakichś włókien.

Dawny, dobrze znany Mellberg. Patrik wiedział z doświadczenia, że nie ma co prostować jego poglądów, nie warto nawet próbować. Lepiej wpuścić jednym uchem i wypuścić drugim.

– Co o niej wiemy?

– Na razie nic. Miała około dwudziestu pięciu lat. Z ubrania, jeśli tak można powiedzieć, ma tylko torebkę. Poza tym jest golusieńka. Niezłe ma cycki.

Patrik zamknął oczy, powtarzając w duchu jak mantrę: Jeszcze trochę, a odejdzie na emeryturę. Jeszcze trochę.

Mellberg niewzruszony mówił dalej:

– Na pierwszy rzut oka nie da się podać przyczyny zgonu, ale widać, że została mocno zmasakrowana. Sińce na całym ciele, sporo skaleczeń, które wyglądają na rany kłute. Tam leży, na szarym kocu. Jest lekarz sądowy, właśnie ją ogląda, chyba zaraz powie, co ustalił.

– Są jakieś zgłoszenia o zaginięciu osób w tym wieku?

– Nie, ani w podobnym. W zeszłym tygodniu było zgłoszenie o zaginięciu jakiegoś dziadka, ale okazało się, że znudziło mu się siedzieć w przyczepie z żoną, więc nawiał z laską, którą poznał w restauracji Galären.

Patrik widział, jak ekipa ostrożnie przenosi zwłoki do worka. Dłonie i stopy okrywały plastikowe torebki – chodziło o zachowanie ewentualnych śladów. Sprawnie włożyli ciało do worka. Również koc, na którym leżała, miał trafić do plastikowej torby, a potem do szczegółowego badania.

Nagle znieruchomieli. Wyglądali na zdumionych. Patrik domyślił się, że wydarzyło się coś nieoczekiwanego.

– Co jest?

– Nie do wiary, tu są kości, w tym dwie czaszki. Sądząc po liczbie kości, mamy dwa szkielety.

2

Lato 1979

Rower chwiał się pod nią, gdy w noc świętojańską wracała do domu. Zabawa okazała się huczniejsza, niż się spodziewała, ale to nie szkodzi. Przecież jest dorosła, może robić, co jej się podoba. Najważniejsze, że choć na chwilę mogła się oderwać od małej. Od jej wrzasku, potrzeby przytulania się i czułości, której nie potrafi zaspokoić. Przez nią wciąż musi mieszkać u matki. Chociaż skończyła dwadzieścia lat, stara nie puszcza jej z domu. Cud, że wypuściła na dzisiejszą zabawę.

Gdyby nie dziecko, mieszkałaby sama i zarabiała własne pieniądze. Wychodziłaby, kiedy by chciała, i wracała, kiedy by jej się podobało. I nikt by się nie wtrącał. Ale z dzieckiem się nie da. Oddałaby małą, ale stara się nie zgadza, i teraz ona za to płaci. Niech się sama nią zajmie, skoro jej tak chce.

Stara będzie się złościć, że wraca nad ranem. Jedzie od niej alkoholem cały dzień, będzie musiała za to pokutować. Ale było warto. Odkąd bachor przyszedł na świat, nie bawiła się tak dobrze.

Przejechała skrzyżowanie przy stacji benzynowej i jeszcze kawałek. Skręciła w lewo, w kierunku Bräcke, i o mało nie wpadła do rowu. Odzyskała równowagę i przyspieszyła, żeby z rozpędu wjechać pod górkę. Pęd powietrza rozwiewał jej włosy. Noc była cicha i jasna. Na chwilę przymknęła oczy i przypomniała sobie tamtą jasną noc, kiedy Niemiec zrobił jej dziecko. Zakazana, cudowna noc, ale niewarta tej ceny.

Nagle otworzyła oczy. Rower stanął w miejscu. W ostatnim przebłysku świadomości ujrzała zbliżającą się szybko ziemię.

Po powrocie do komisariatu w Tanumshede Mellberg pogrążył się w myślach. Co w jego przypadku było niezwykłe. Patrik siedział naprzeciw niego w pokoju socjalnym i również milczał, rozważając wydarzenia poranka. Na kawę było za gorąco. Potrzebował czegoś na wzmocnienie, ale alkohol nie wchodził w grę. Rozpięli koszule i próbowali wachlować się nimi dla ochłody. Klimatyzacja była zepsuta od dwóch tygodni, nie udało się ściągnąć konserwatora. Przed południem dawało się jakoś wytrzymać, ale potem upał stawał się bardzo dokuczliwy.

– O co tu chodzi? – Mellberg w zamyśleniu podrapał się w głowę, w sam środek zakrywającej łysinę pożyczki.

– Nie mam pojęcia, szczerze mówiąc. Zwłoki kobiety ułożone na dwóch szkieletach. Gdyby nie to, że została zabita, pomyślałbym, że to jakiś wygłup. Szkielety skradzione z pracowni biologicznej czy coś takiego. Ale faktem jest, że została zamordowana. Słyszałem, jak któryś z techników mówił, że kości wyglądają dość staro. Oczywiście wszystko zależy od warunków. Czy były narażone na upał albo deszcz, czy osłonięte. Może medykowi sądowemu uda się ocenić ich wiek, choćby w przybliżeniu.

– No właśnie. Jak sądzisz, kiedy można się spodziewać raportu? – Mellberg zmarszczył spocone czoło.

– Wstępnego chyba już dziś, potem pewnie będzie potrzebował jeszcze kilku dni na dokładniejsze badania. Na razie trzeba robić, co się da. Gdzie są wszyscy?

Mellberg westchnął.

– Gösta wziął wolne. Jakiś cholerny turniej golfowy czy coś takiego. Ernst i Martin wyjechali do wezwania. Annika jest na Teneryfie. Widocznie myślała, że lato znów będzie deszczowe. Biedna. W taką pogodę aż szkoda wyjeżdżać ze Szwecji.

Patrik znów ze zdumieniem spojrzał na Mellberga. Skąd ta nagła życzliwość? Dziwna sprawa, ale szkoda czasu na rozmyślania, są ważniejsze sprawy.

– Wiem, że masz w tym tygodniu urlop, ale może mógłbyś nam pomóc? Ernst ma za mało wyobraźni, a Martin za mało doświadczenia, żeby samodzielnie prowadzić śledztwo. Bardzo byś się przydał.

Jego prośba tak połechtała próżność Patrika, że zgodził się od razu. Spodziewał się wprawdzie ostrych wymówek w domu, ale zaraz sobie wytłumaczył, że gdyby Erika nagle go potrzebowała, w ciągu piętnastu minut będzie w domu. Poza tym ostatnio w tym upale zaczęli działać sobie na nerwy, więc może i lepiej, że będzie poza domem.

– Najpierw sprawdzę, czy nie było zgłoszenia o zaginięciu kobiety. Trzeba szukać trochę dalej, powiedzmy od Strömstad w dół, aż do Göteborga. Poproszę Martina albo Ernsta. Zdaje się, że właśnie wrócili.

– Bardzo dobrze. Tak trzymać. Byle tak dalej!

Mellberg wstał i poklepał Patrika po ramieniu.

W tym momencie Patrik zrozumiał, że jak zwykle jemu przypadnie robota, a Mellbergowi zaszczyty, ale nie warto było się złościć z tego powodu.

Westchnął i wstawił do zmywarki filiżanki – swoją i Mellberga. Nie będzie mu dziś potrzebny krem z filtrem.

Wstawać, ruszcie tyłki! Tu nie pensjonat, żeby się wylegiwać po całych dniach!

Głos przeciął grubą warstwę mgły, odbijając się boleśnie od jego czoła. Johan ostrożnie otworzył jedno oko, ale zaraz je zamknął, oślepiony blaskiem letniego słońca.