Выбрать главу

– Przyznam, że nieczęsto dzwoni do nas policja. Domyślam się, że ma to związek ze zwłokami z Wąwozu Królewskiego.

Pytanie było właściwie stwierdzeniem. Nie szukała sensacji. Martin skinął głową.

– Zgadza się. Ta dziewczyna była niemiecką turystką, o czym pewnie już wiesz, i prawdopodobnie będziemy potrzebować pomocy w tłumaczeniu. Dałabyś radę?

– Studiowałam dwa lata w Niemczech, nie ma problemu.

Kelnerka przyniosła zupę i po przełknięciu pierwszej łyżki Martin gotów był zgodzić się z Pią, że jest boska. Próbował nie siorbać, ale dał za wygraną. Miał nadzieję, że oglądała „Emila ze Smalandii”. Człowiek musi siorbać, inaczej nie wiadomo, że to zupa.

– Zabawne. – Pia przerwała i zaczerpnęła kolejną łyżkę. Podmuchy wiatru przynosiły orzeźwienie. Oboje podążali wzrokiem za sunącym po falach pięknym staroświeckim jachtem z żaglem łopoczącym na wietrze. Pogoda nie była zbyt dobra na żagle. Wiatr był słaby i większość jachtów płynęła na silnikach. Pia mówiła dalej: – Ta Niemka, zdaje się Tanja, przeszło tydzień temu przyszła do nas do biura i prosiła, żeby jej przetłumaczyć jakieś artykuły.

– Jakie artykuły? – zainteresował się Martin.

– O tych dziewczynach, których szczątki później znaleziono razem z nią. O ich zaginięciu. Kserokopie starych artykułów, domyślam się, że z biblioteki.

Martin w podnieceniu upuścił łyżkę. Zadzwoniła o talerz.

– Mówiła, do czego jej to potrzebne?

– Nie. A ja nie pytałam. W zasadzie nie powinniśmy robić takich rzeczy w godzinach pracy, ale to był środek dnia, turyści nad wodą, całkowity spokój. W dodatku tak jej zależało, że zrobiło mi się jej żal. – Zawahała się. – Czy to może mieć jakiś związek z tym morderstwem? Może powinnam była zadzwonić, wcześniej o tym opowiedzieć… – zapytała z niepokojem.

Martin uspokoił ją. Z jakiegoś powodu bardzo mu zależało, żeby nie kojarzyła go z niczym nieprzyjemnym.

– Nie, skąd miałaś wiedzieć. Dobrze, że teraz mi o tym mówisz.

Potem przeszli do przyjemniejszych tematów. Godzinna przerwa na lunch się skończyła i Pia musiała szybko wracać do pawilonu w rynku, żeby nie denerwować zastępującego ją kolegi. Teraz on miał iść coś zjeść. Zanim Martin się zorientował, pożegnała się – i już jej nie było. Na końcu języka miał prośbę o spotkanie, ale się na to nie zdobył. Szedł do samochodu, przeklinając w duchu. Dopiero w drodze powrotnej do Tanumshede niechętnie wrócił myślami do tego, co mu Pia opowiedziała. O tym, że Tanja prosiła o przetłumaczenie artykułów o zaginionych dziewczynach. Dlaczego się nimi interesowała? Kim była? Co takiego łączyło ją z Siv i Moną, czego nie dostrzegła policja?

Życie jest piękne. Nawet bardzo piękne. Nie pamiętał, kiedy powietrze wydawało mu się równie czyste, zapachy tak silne, a kolory tak żywe. Życie naprawdę jest piękne.

Mellberg przyglądał się siedzącemu naprzeciwko Hedströmowi. Przystojny chłop, dobry policjant. Dawniej może by tego tak nie ujął, ale przy sposobności… Pracownicy powinni czuć się doceniani. Czytał gdzieś, że dobry szef to taki, który potrafi zarówno zganić, jak i pochwalić. Do tej pory łatwiej przychodziło mu ganić, teraz widział to jasno, ale wszystko da się jeszcze nadrobić.

– Jak tam śledztwo?

Hedström zreferował dotychczasowe ustalenia.

– Doskonale, doskonale. – Mellberg życzliwie kiwał głową. – Miałem w ciągu dnia kilka nieprzyjemnych rozmów. Nalegają na szybkie rozwiązanie, żeby sprawa nie odbiła się na turystyce. Tak to ładnie ujęli. Ale nic się nie przejmuj. Zapewniłem ich, że jeden z moich najlepszych policjantów pracuje dzień i noc, by sprawca trafił za kratki. Więc sprawiaj się tak dzielnie jak dotąd, a ja wezmę na siebie naszych gminnych VIP-ów.

Hedström popatrzył na niego dziwnie. Mellberg odpowiedział spojrzeniem i uśmiechnął się szeroko. Żebyś ty chłopie wiedział…

Rozmawiał z Mellbergiem ponad godzinę. Wracając do siebie, rozejrzał się za Martinem. Nie dostrzegł go, więc zaszedł do Hedermyrs i kupił sobie kanapkę. Zjadł ją, popijając kawą, w pokoju socjalnym. Zdążył zjeść, kiedy usłyszał kroki Martina na korytarzu. Kiwnął mu ręką, zapraszając do pokoju.

– Zauważyłeś, że z Mellbergiem dzieje się ostatnio coś dziwnego? – zaczął.

– Tylko tyle że nie narzeka, nie krytykuje, cały czas się uśmiecha, że schudł, a jego ubrania nie mają więcej niż kilkanaście lat. – Martin uśmiechnął się, żeby podkreślić, że żartuje.

– Podejrzana sprawa. Chociaż nie powinienem narzekać, bo nie wtrąca się do śledztwa i tak mnie dziś chwalił, że aż się zaczerwieniłem. Ale coś w tym jest.

Patrik potrząsnął głową. Porzucili rozważania o nowym wcieleniu Bertila Mellberga, bo mieli do załatwienia inne, pilniejsze sprawy. Czasem najlepiej po prostu cieszyć się, zamiast spekulować.

Martin opowiedział o bezowocnej wyprawie na kemping. Nie dowiedział się od Liese niczego nowego. Potem powtórzył, co mu powiedziała Pia o wizycie Tanji w biurze turystycznym i jej prośbie o przetłumaczenie artykułów o Monie i Siv. Patrik ożywił się.

– Wiedziałem, że musi być jakiś związek! Ale co to może być?

– A co ci wczoraj powiedzieli rodzice dziewczyn?

Patrik podał Martinowi zdjęcia, które dostał od Alberta i Gun. Opowiedział o spotkaniu z ojcem Mony i matką Siv. Nie ukrywał niesmaku, jaki wzbudziła w nim matka Siv.

– Chyba im ulżyło, że szczątki się odnalazły. Musiało im być ciężko, rok za rokiem mija i ciągle nic nie wiadomo. Podobno najgorsza jest niepewność.

– Tak, miejmy nadzieję, że Pedersen potwierdzi, że ten drugi szkielet to szczątki Siv Lantin. Inaczej będziemy ładnie wyglądali.

– Zgadza się, ale jestem prawie pewien, że można przyjąć takie założenie. Nadal nie ma wyniku analizy ziemi, która była na kościach?

– Niestety nie. Pytanie, co nam to da. Mogły być zakopane gdziekolwiek i nawet jeśli uda się ustalić, co to za ziemia, i tak będziemy szukać igły w stogu siana.

– Największe nadzieje wiążę z DNA. O tym, czy znaleźliśmy sprawcę, upewni nas porównanie jego DNA z tym, co mamy.

– Pozostaje tylko znaleźć sprawcę.

Przez chwilę milczeli. Martin wstał i ponury nastrój się ulotnił.

– W ten sposób nic nie osiągniemy. Do roboty.

Wyszedł, zostawiając pogrążonego w myślach Patrika za biurkiem.

Jedli w napięciu. Właściwie od kiedy wprowadziła się do nich Linda, nie było w tym nic wyjątkowego, ale dziś atmosfera była tak gęsta, że można ją było kroić nożem. Brat w krótkich słowach opowiedział o wizycie Solveig u ojca, ale nie miał ochoty dyskutować na ten temat. Dla Lindy nie było to żadną przeszkodą.

– Czyli stryj Johannes nie zamordował tych dziewczyn. Tata musi się czuć chujowo. Wystawił własnego brata, a teraz on okazuje się niewinny.

– Bądź cicho. Nie wypowiadaj się na tematy, na których się nie znasz.

Wszyscy siedzący przy stole drgnęli. Rzadko, jeśli w ogóle, zdarzało się, żeby Jacob podniósł głos. Przez chwilę nawet Linda była przestraszona, ale przełknęła ślinę i uparcie mówiła dalej:

– A dlaczego tata myślał, że to stryj Johannes? Nikt mi nigdy nic nie mówi.

Jacob zawahał się. Doszedł jednak do wniosku, że nie uda się powstrzymać dalszych pytań, więc postanowił wyjść im naprzeciw. Przynajmniej częściowo.

– Jedną z tych dziewczyn tamtej nocy, gdy zaginęła, tata widział w samochodzie Johannesa.

– A dokąd tata jechał w środku nocy?