– Odwiedził mnie w szpitalu, ale nie chciał tam nocować i wracał do domu.
– Tylko tyle? Dlatego zadzwonił na policję i doniósł na Johannesa? Przecież można to wyjaśnić na wiele sposobów, na przykład mógł ją po prostu podwieźć kawałek albo coś w tym rodzaju.
– Mógł. Ale Johannes zaprzeczył, że tamtego wieczoru w ogóle widział tę dziewczynę. Powiedział, że o tej porze był w domu i już spał.
– A co na to dziadek? Nie złościł się, że Gabriel zadzwonił na policję, żeby donieść na Johannesa?
Lindę zafascynowała ta historia. Urodziła się już po tych wydarzeniach i znała je tylko z nielicznych opowieści. Nikt nie chciał powiedzieć, co się właściwie stało, i to, co powiedział Jacob, było dla niej absolutną nowością.
Jacob prychnął.
– Czy dziadek się złościł? Można tak powiedzieć. W dodatku leżał wtedy w szpitalu, zajmował się ratowaniem mi życia, więc wściekł się na tatę, że mógł zrobić coś takiego.
Dzieciom polecono wstać od stołu. Oczy im błyszczały, gdy słuchały, jak pradziadek uratował życie ich ojcu. Słyszały tę opowieść wiele razy i nigdy nie miały dość.
Jacob mówił dalej:
– Taki był zły na niego, że znów chciał zmienić testament i ustanowić Johannesa jedynym spadkobiercą, ale nie zdążył, bo Johannes umarł. Gdyby nie to, może my mieszkalibyśmy w dawnej gajówce, a nie Solveig z synami.
– A dlaczego tata nie lubił Johannesa?
– Właściwie nie wiem. Tata nie lubił o tym mówić, ale dziadek mi opowiadał, i to, co mówił, wiele wyjaśnia. Babcia umarła po urodzeniu Johannesa, więc jeżdżąc z kazaniami po zachodnim wybrzeżu, dziadek zabierał ze sobą chłopców. Mówił, że dość szybko się zorientował, że chłopcy mają dar uzdrawiania, więc na zakończenie każdego nabożeństwa uzdrawiali chorych i niepełnosprawnych.
– Tata naprawdę to robił? Naprawdę uzdrawiał ludzi? Nadal to umie?
Linda ze zdziwienia rozdziawiła usta. Otworzyły się przed nią drzwi do nieznanego rozdziału historii rodziny. Aż się bała odetchnąć, żeby tylko Jacob nie zamknął się przed nią, nie odmówił podzielenia się tym, co wie.
Słyszała, że dziadka i wnuka połączyły szczególne więzy, zwłaszcza gdy się okazało, że szpik dziadka może być przeszczepiony choremu na białaczkę Jacobowi. Nie wiedziała jednak, że dziadek tyle mu opowiadał. Oczywiście słyszała, że dziadka wszyscy nazywali Kaznodzieją. Doszły ją nawet słuchy, że zbił majątek dzięki oszustwu, ale uważała te opowieści za przesadzone. Była malutka, gdy umarł. Dla niej był tylko sztywnym staruchem ze zdjęcia.
– Nie wydaje mi się, żeby umiał uzdrawiać. – Jacob uśmiechnął się na myśl, że jego poprawny do bólu ojciec miałby uzdrawiać chorych i ułomnych. – Jeśli chodzi o tatę, to wątpię, żeby kiedykolwiek miał ten dar. Dziadek twierdził, że czasem w okresie dojrzewania się go traci. Bywa, że się go odzyskuje, ale nie jest to łatwe. Sądzę, że kiedy Gabriel i Johannes wyrośli z lat chłopięcych, stracili dar uzdrawiania. Gabriel nienawidził Johannesa chyba dlatego, że różnili się charakterami i sposobem bycia. Johannes był bardzo przystojny. Swoim urokiem potrafił oczarować każdego. Obaj z Gabrielem dostali część pieniędzy dziadka jeszcze za jego życia, ale wystarczyło kilka lat, żeby Johannes przepuścił swoją część. Dziadek się wściekł i do testamentu jako jedynego spadkobiercę wpisał Gabriela, zamiast podzielić majątek po równo. Ale, jak już wspomniałem, gdyby dłużej pożył, zdążyłby zmienić testament jeszcze raz.
– Musiało być coś poza tym. Przecież tata nie mógłby znienawidzić Johannesa tylko dlatego, że był przystojniejszy i miał więcej uroku. To nie powód, żeby donosić na brata na policję.
– Rzeczywiście. Domyślam się, że czarę goryczy przelało to, że Johannes odbił tacie narzeczoną.
– Co?! Tata był z Solveig? Z tą tłustą krową?
– Nie widziałaś zdjęć Solveig z tamtych czasów? Mogę ci tylko powiedzieć, że piękna z niej była dziewczyna. Zaręczyli się. Aż tu pewnego dnia oznajmiła mu, że zakochała się w Johannesie i wyjdzie za niego. Przypuszczam, że ojca to złamało. Wiesz, jak nie znosi nieporządku, dosłownie i w przenośni.
– Na pewno wpadł w szał.
Jacob wstał od stołu na znak, że rozmowa skończona.
– Starczy tych rodzinnych tajemnic. W każdym razie teraz rozumiesz, dlaczego stosunki między tatą i Solveig są takie napięte.
Linda zachichotała.
– Dałabym nie wiem co, żeby zobaczyć, jak przyszła zwymyślać tatę. Musiał być niezły cyrk.
Nawet Jacob musiał się uśmiechnąć.
– Cyrk to chyba właściwe określenie. Ale proszę cię, bądź poważna, jak się z nim spotkasz. Nie wierzę, żeby umiał dostrzec komizm tej sytuacji.
– Dobrze, będę grzeczną dziewczynką.
Wstawiła talerz do zmywarki, podziękowała Maricie za obiad i poszła na górę do swojego pokoju. Po raz pierwszy od dawna śmiali się razem z Jacobem. Jest całkiem miły, jeśli się trochę postara, pomyślała Linda. Nie chciała pamiętać, że w ostatnich latach ona też nie była aniołem.
Chwyciła słuchawkę, żeby zadzwonić do Johana. Ze zdziwieniem stwierdziła, że naprawdę obchodzi ją, jak się teraz czuje.
Laine bała się ciemności. Przeraźliwie. Tyle wieczorów spędziła we dworze samotnie, bez Gabriela, i nigdy się nie przyzwyczaiła. Dotychczas przynajmniej była w domu Linda, a wcześniej Jacob. Teraz została sama. Rozumiała, że Gabriel musi często podróżować, ale i tak była rozgoryczona. Nie o takim życiu marzyła, kiedy wychodziła za mąż i miała się stać osobą zamożną. Najważniejsze jednak były nie tyle pieniądze, ile poczucie bezpieczeństwa, a znajdowała je zarówno w tym, że Gabriel był nudziarzem, jak i w tym, że miał na koncie pieniądze. Jej życie miało być całkowicie inne niż życie jej matki.
W dzieciństwie żyła w ciągłym strachu przed awanturującym się po pijanemu ojcem. Tyranizował całą rodzinę. Jego dzieci wyrosły na ludzi niepewnych siebie, spragnionych miłości i czułości. Z rodzeństwa została tylko ona. I brata, i siostrę pochłonęła ciemność. Jego, gdy próbował ją zgłębić, ją, gdy chciała ją z siebie wyrzucić. Laine, środkowe dziecko, nie próbowała ani jednego, ani drugiego. Była niepewna siebie i słaba. Nie ukryła tej niepewności ani jej z siebie nie wyrzuciła. Pozwoliła jej się tlić, rok za rokiem.
Wieczorami, chodząc po pustych pokojach, odczuwała to prawie namacalnie. Wtedy wracało wspomnienie cuchnącego oddechu, uderzeń i skrytych pieszczot w ciemnościach nocy.
Naprawdę wierzyła, że wychodząc za Gabriela, znalazła klucz do mrocznej szkatułki tkwiącej w jej piersi. Nie była głupia. Wiedziała, że dla Gabriela jest jedynie nagrodą pocieszenia. Wziął ją zamiast tej, której pragnął naprawdę. Nie miało to większego znaczenia. Nawet wszystko ułatwiało. Żadnych uczuć marszczących gładką powierzchnię. Tylko nudna przewidywalność i niekończący się szereg podobnych do siebie dni. Wydawało jej się, że tylko tego pragnie.
Trzydzieści pięć lat później wiedziała, jak bardzo się myliła. Nie ma nic gorszego od samotności we dwoje. A właśnie to się zaczęło, gdy powiedziała „tak” w kościele we Fjällbace. Życie życiem równoległym. Dbali o majątek, wychowywali dzieci, a z braku innych tematów rozmawiali o pogodzie.
Tylko ona wiedziała, że jest też inny Gabriel, zupełnie nie taki, jak go postrzegało otoczenie. Obserwowała go latami, zastanawiała się i z wolna zaczęła dostrzegać w nim człowieka, którym mógłby być. Zdziwiła się, że potrafi wzbudzić w niej taką tęsknotę. Ten drugi Gabriel krył się tak głęboko, że być może sam o tym nie wiedział. A przecież za nieciekawą, uporządkowaną fasadą był człowiek pełen namiętności. Laine wiedziała, że jest w nim bardzo wiele złych uczuć, ale domyślała się, że byłoby tyle samo miłości, gdyby tylko do niej dotrzeć.