Выбрать главу

Znów milczenie. Erice ulżyło, kiedy Anna wróciła na pokład i usiadła koło Gustava. Szklankę odstawiła z drugiej strony. Między brwiami Gustava pojawiła się zmarszczka.

– Bądź tak miła, nie stawiaj tam szklanki, bo na drewnie zostają plamy.

– Przepraszam – powiedziała cicho, podnosząc szklankę.

– Emmo – Gustav przeniósł uwagę z matki na córkę – mówiłem ci, że nie wolno się bawić żaglem. Odejdź stamtąd natychmiast.

Czteroletnia Emma zignorowała go. Udawała głuchą. Gustav już miał wstać, gdy Anna się zerwała.

– Ja się tym zajmę. Na pewno nie usłyszała.

Gdy matka wzięła ją na ręce, Emma najpierw zaczęła wrzeszczeć, a potem się naburmuszyła.

– Głupi jesteś. – Zamierzyła się, żeby kopnąć Gustava w nogę.

Erika uśmiechnęła się ukradkiem. Gustav złapał Emmę za ramię, żeby ją skarcić. Wtedy Erika zobaczyła w oku Anny iskrę. Odepchnęła rękę Gustava i przyciągnęła córkę.

– Nie rusz jej!

Podniósł obie dłonie.

– Przepraszam, ale twoje dzieci to straszne dzikusy. Ktoś je wreszcie musi okiełznać.

– Dziękuję, sama zajmę się ich wychowaniem. Zresztą są bardzo dobrze wychowane. Chodźcie, idziemy na lody do Ackego.

Kiwnęła głową w stronę Eriki. Erika ucieszyła się, że choć przez chwilę będzie miała siostrę i jej dzieci dla siebie, bez Pana Nadętego. Wsadziły Adriana do wózka i ruszyły. Emma, radośnie podskakując, biegła przodem.

– Czy ja, twoim zdaniem, przesadzam? W końcu złapał ją tylko za ramię. Wiem, że przez to, co zrobił Lucas, zrobiłam się przewrażliwiona i nadopiekuńcza.

Erika wzięła siostrę pod rękę.

– Wcale tak nie uważam. Według mnie twoja córka zna się na ludziach i powinnaś jej była pozwolić, żeby mu dała porządnego kopa.

Anna spochmurniała.

– Teraz już przesadzasz. Przecież nic złego się nie stało. Nie jest przyzwyczajony do dzieci, więc nic dziwnego, że się stresuje.

Erika westchnęła. Przez chwilę miała nadzieję, że siostra w końcu okaże dość stanowczości, żeby domagać się odpowiedniego traktowania dla siebie i dzieci. Ale Lucas dobrze wykonał swoją robotę.

– Jak sprawa opieki nad dziećmi?

Anna wyraźnie miała ochotę na kolejny unik, ale w końcu odpowiedziała cicho:

– Kiepsko. Lucas postanowił użyć wszystkich paskudnych sposobów, jakie zna. W dodatku wściekł się, że spotykam się z Gustavem.

– Jakie ma argumenty? Jak udowodni, że jesteś złą matką? Z was dwojga to ty masz powody, aby się domagać pozbawienia go praw rodzicielskich, nie on!

– Wiem, ale jemu się wydaje, że jeśli dużo nazmyśla, to w końcu coś się przyklei.

– No dobrze, a twoje doniesienie o znęcaniu się nad dzieckiem? Chyba ma większą wagę od jego kłamstw?

Anna nie odpowiedziała i Erice przemknęła przez głowę paskudna myśl.

– Nie złożyłaś doniesienia, prawda? Okłamałaś mnie. Powiedziałaś, że złożyłaś.

Siostra nie miała odwagi spojrzeć jej w oczy.

– Odpowiedz wreszcie. Mam rację?

Anna odpowiedziała opryskliwie:

– Tak, masz rację, kochana starsza siostro. Ale musiałabyś się znaleźć na moim miejscu, żeby mieć prawo mnie osądzać. Nie wiesz, jak to jest żyć w ciągłym strachu, co on jeszcze wymyśli. Gdybym złożyła doniesienie, nie dałby mi żyć. Miałam nadzieję, że jeśli nie pójdę na policję, zostawi nas w spokoju. Z początku tak było, prawda?

– Tak, ale już nie jest. Anno, naucz się przewidywać.

– Łatwo ci mówić! Żyjesz w poczuciu bezpieczeństwa, o jakim można tylko marzyć, z mężczyzną, który cię uwielbia i nigdy by cię nie skrzywdził. W dodatku masz jeszcze na koncie pieniądze za książkę o Alex. Cholernie łatwo się wtedy mówi! Nie wiesz, jak to jest być samotną matką dwójki dzieci, zaharowywać się, żeby nakarmić i jeszcze ubrać. Ty masz fantastyczne życie. Nie myśl sobie, że nie widziałam, jak patrzyłaś z góry na Gustava. Myślisz, że wszystkie rozumy pozjadałaś, ale gówno wiesz!

Anna oddaliła się, nie dając Erice szansy. Pobiegła w stronę rynku, pchając przed sobą wózek z Adrianem i mocno trzymając za rękę Emmę. Erika stała na chodniku. Zebrało jej się na płacz. Zastanawiała się, co się stało. Przecież nie miała nic złego na myśli. Chce tylko, żeby Anna była szczęśliwa, bo zasługuje na to.

Jacob pocałował matkę w policzek, z ojcem uścisnęli sobie ręce. Tak wyglądały ich wzajemne relacje: dystans i poprawność zamiast ciepła i serdeczności. Dziwne, że uważał ojca za obcego człowieka, ale tak było. Oczywiście słyszał o tym, że w szpitalu ojciec i matka czuwali przy nim dzień i noc. Pamiętał to jak przez mgłę, ale nie zbliżyło ich to do siebie. Bliskości zaznał od Ephraima, którego uważał raczej za ojca niż dziadka. Odkąd Ephraim oddał szpik i uratował mu tym samym życie, widział w nim bohatera.

– Nie idziesz dziś do pracy?

Matka siedziała obok niego na kanapie. Jak zwykle była niespokojna, jakby bez przerwy spodziewała się jakiegoś zagrożenia. Zawsze zachowywała się tak, jakby balansowała na skraju przepaści.

– Pomyślałem, że pojadę później i odpracuję wieczorem. Chciałem wpaść, dowiedzieć się, co u was słychać. Słyszałem o wybitych oknach. Mamo, dlaczego nie zadzwoniłaś do mnie, tylko do ojca? Natychmiast bym przyjechał.

Laine uśmiechnęła się do niego czule.

– Nie chciałam cię niepokoić. Nie powinieneś się denerwować, to ci szkodzi.

Nie odpowiedział, uśmiechnął się łagodnie, jakby do siebie.

Położyła rękę na jego dłoni.

– Wiem, ale ja już tak mam. Starego psa nie nauczysz siedzieć.

– Ty stara? Mamo, ciągle jesteś młodziutka.

Zarumieniła się z radości. Zawsze tak rozmawiali.

Jacob wiedział, że matka uwielbia takie komplementy, więc ich nie szczędził. Życie z ojcem chyba nie było zbyt wesołe, a już miłe słówka z pewnością nie było jego mocną stroną.

Gabriel, który siedział na fotelu obok, prychnął zniecierpliwiony i wstał.

– Tak czy inaczej, policja już sobie porozmawiała z tymi nicponiami. Miejmy nadzieję, że przez jakiś czas będą się pilnować. – Ruszył do swego biura. – Zdążysz jeszcze zerknąć do ksiąg?

Jacob pocałował matkę w rękę, skinął głową i poszedł za ojcem. Gabriel już od wielu lat wprowadzał syna w interesy. Chciał mieć pewność, że pewnego dnia Jacob będzie umiał zarządzać majątkiem. Na szczęście Jacob miał talent do interesów i gładko radził sobie zarówno z księgowością, jak i z praktyką.

Zasiedli nad księgami. Po chwili Jacob przeciągnął się:

– Pójdę się rozejrzeć na górze, u dziadka. Dawno tam nie byłem.

– Aha, tak, idź – Gabriel był głęboko pochłonięty liczbami.

Jacob wszedł na piętro i powolnym krokiem skierował się do drzwi prowadzących do lewego skrzydła dworu. Ephraim mieszkał tam aż do śmierci. W dzieciństwie Jacob spędzał u niego mnóstwo czasu.

Wszedł. Wszystko wyglądało jak dawniej, nic nie zmienili. Jacob poprosił kiedyś, żeby w mieszkaniu dziadka niczego nie przestawiać, nie zmieniać. Rodzice uszanowali to, zdając sobie sprawę z wyjątkowych więzów łączących dziadka z wnukiem.

Było to mieszkanie człowieka o silnej osobowości. Od reszty dworu, utrzymanej w jasnych kolorach, różniło się męskim, stonowanym wyglądem. Wchodząc tu, Jacob zawsze miał wrażenie, że wkracza do innego świata.

Usiadł w skórzanym fotelu przy oknie i oparł nogi na podnóżku. Tak zwykle siedział Ephraim, kiedy go odwiedzał. Jacob zwijał się wtedy w kłębek na podłodze i z zapartym tchem słuchał historii z dawnych czasów.