Выбрать главу

Martin wstrzymał oddech. Zapadła długa, męcząca cisza. Po chwili ojciec Tanji zaczął mówić.

Kiedy w końcu się rozłączył, Martin ciągle nie wierzył własnym uszom. Cała ta historia wydawała się niewiarygodna, ale przecież była to prawda, wierzył mu. Już miał odłożyć słuchawkę, kiedy zdał sobie sprawę, że ma na linii Pię.

Zapytała z wahaniem:

– Dowiedziałeś się wszystkiego? Wydaje mi się, że przetłumaczyłam jak trzeba i niczego nie opuściłam.

– Jestem tego pewien. Tak, dowiedziałem się wszystkiego. Wiem, że nie muszę ci mówić, ale…

– Tak, wiem, i obiecuję, że nikomu nie pisnę słowa.

– Fajnie. Słuchaj, a tak w ogóle…

– Tak?

Czy naprawdę usłyszał w jej głosie ton oczekiwania? Zabrakło mu odwagi. A poza tym czuł, że to niewłaściwy moment.

– A nie, nic. Innym razem.

– Okej.

Zawiedziona? Po ostatnim miłosnym niepowodzeniu Martin miał tak mało wiary w siebie, że był przekonany, że na pewno się przesłyszał.

Podziękował Pii, rozłączył się i jego myśli podążyły w zupełnie innym kierunku. Szybko uporządkował notatki z rozmowy i poszedł do Patrika. Wreszcie jest przełom w śledztwie.

Oboje zachowywali się powściągliwie. To było pierwsze spotkanie od tamtej feralnej randki w Västergärden. Najpierw każde z nich czekało, aż drugie zrobi pierwszy krok. To Johan zadzwonił. W związku z tym Linda miała wyrzuty sumienia i to ona zaczęła:

– Słuchaj, nagadałam głupot. Przykro mi, nie miałam takiego zamiaru, ale strasznie się rozzłościłam.

Siedzieli tam, gdzie zwykle, w stodole na górce. Linda patrzyła na profil Johana, jak wykuty z kamienia. Po chwili jego rysy złagodniały.

– Nie ma sprawy. Też zareagowałem za ostro. Tylko że… – zawahał się, szukając właściwego słowa. – Ciężko mi było tam przyjść, wracać do wspomnień, coś w tym rodzaju. To nie miało nic wspólnego z tobą.

Linda przysunęła się ostrożnie i objęła go od tyłu. Po ostatniej awanturze nieoczekiwanie nabrała dla niego respektu. Do tej pory widziała w nim chłopca uczepionego spódnicy matki i stłamszonego przez starszego brata, a tamtego dnia dostrzegła mężczyznę. Pociągał ją, i to bardzo. Dostrzegła w nim również pewien groźny rys, dzięki czemu stał się jeszcze bardziej pociągający. Niewiele brakowało, a rzuciłby się wtedy na nią, widziała to w jego oczach. Na wspomnienie tamtej sceny zadrżała i przytuliła się do jego pleców. Musi pamiętać, że to żywy ogień, i być na tyle blisko, żeby się ogrzać, ale nie na tyle, żeby się sparzyć. Już ona będzie umiała zachować odpowiednią odległość.

Jej ręce, pchane pożądaniem, powędrowały niżej. Wyczuła opór, ale była pewna, że w tym związku, w którym chodzi głównie o seks, to ona jest górą. Wierzyła, że w tej dziedzinie przewaga zawsze leży po stronie kobiet, a już na pewno w jej przypadku. Z zadowoleniem zauważyła, że Johan oddycha coraz głębiej, a jego opór słabnie.

Linda usiadła mu na kolanach, ich języki spotkały się. Wiedziała, że wyszła z tej bitwy zwycięsko. Złudzenie prysło, kiedy Johan chwycił ją mocno za włosy i wygiął do tyłu, by spojrzeć na nią z góry. Jeśli chodziło mu o to, żeby poczuła się całkowicie bezbronna, osiągnął swój cel. Przez moment widziała w jego oczach ten sam błysk co wtedy w Västergärden, i zastanawiała się, czy ktoś w domu usłyszy, jeśli zawoła o pomoc. Raczej nie.

– Masz być dla mnie miła, słyszysz? Bo inaczej mały ptaszek wyśpiewa policji, co tu widział.

Linda znieruchomiała i wyszeptała:

– Nie zrobisz tego. Obiecałeś.

– Ludzie mówią, że w tej rodzinie obietnice niewiele znaczą. Sama coś o tym wiesz.

– Johan, nie możesz. Kochany, zrobię, co zechcesz.

– No proszę, czyli koszula bliższa ciału.

– Sam powiedziałeś, że nie rozumiesz, jak ojciec mógł tak postąpić wobec stryja Johannesa. A teraz chcesz zrobić to samo? – mówiła błagalnym tonem. Sytuacja całkowicie wymknęła jej się z rąk. Nie mogła zrozumieć, jak to się stało. Do tej pory zawsze to ona miała przewagę.

– A niby dlaczego miałbym tego nie robić? Można powiedzieć, że to karma, koło się zamknie. – Uśmiechnął się złośliwie. – Może masz rację. Nic nie powiem. Tylko pamiętaj, w każdej chwili mogę zmienić zdanie, więc bądź dla mnie miła, kochanie.

Pogłaskał ją po twarzy, ale drugą ręką nadal trzymał za włosy. Potem popchnął jej głowę w dół. Nie opierała się. Równowaga została ostatecznie zburzona.

7

Lato 1979

Obudził ją płacz. W ciemnościach nie umiała rozpoznać, skąd dochodzi. Ciągnąc za sobą nogi, powoli przesuwała się po ziemi, aż wyczuła palcami tkaninę i ciało. Poruszyło się i wydało okrzyk przerażenia. Zaczęła uspokajać dziewczynę, głaskać ją po włosach. Dobrze znała ten szarpiący, dręczący strach, który w końcu zamienił się w uczucie tępej beznadziei.

Ucieszyła się, że nie będzie sama, chociaż wiedziała, że to egoizm. Miała wrażenie, jakby od bardzo dawna była pozbawiona ludzkiego towarzystwa, chociaż domyślała się, że upłynęło zaledwie kilka dni. W ciemnościach straciła poczucie czasu. Czas istniał tylko tam, na górze, w świetle. Na dole był wrogiem, uzmysławiał, że życie nadal się toczy, a może już minęło.

Dziewczyna przestała płakać, zaczęła pytać. Nie umiała jej odpowiedzieć. Starała się jej wyjaśnić, dlaczego powinna się poddać, nie walczyć. Ale dziewczyna nie chciała zrozumieć. Płakała i dalej pytała, błagała, modliła się do Boga, w którego ona nigdy nie wierzyła, chyba że w dzieciństwie. Ale po raz pierwszy miała nadzieję, że się myli, że Bóg istnieje, bo jak miałoby wyglądać życie jej dziecka, bez matki i bez Boga. Tłumaczyła sobie, że poddaje się dla córki i dlatego rozgniewała ją ta dziewczyna. Tłumaczyła jej, że to nie pomoże, ale nie chciała jej słuchać. Bała się, że udzieli jej się jej wola walki, a wtedy wstąpi w nią nadzieja, która ją jeszcze osłabi.

Usłyszała odgłos otwierania klapy i kroków. Odsunęła dziewczynę, która trzymała głowę na jej kolanach. Może los będzie jej sprzyjał i tym razem wybierze nie ją, lecz tamtą.

Cisza w przyczepie wydawała się wręcz ogłuszająca. Dotychczas wypełniało ją trajkotanie Jenny, teraz panowało milczenie. Siedzieli naprzeciw siebie przy stoliku, ale jakby osobno, każde pogrążone we własnych myślach.

Kerstin oczyma wyobraźni obejrzała siedemnaście lat życia Jenny. Przeleciały jak film. Przypomniała sobie, jak nosiła jej małe noworodkowe ciałko, i nieświadomie ułożyła ramiona w kołyskę. Wkrótce urosła, a z dzisiejszej perspektywy wydawało jej się, że stało się to tak szybko. Za szybko. Ostatnio stracili dużo cennego czasu na utarczki i kłótnie. Po co? Gdyby wiedziała, co się stanie, nie powiedziałaby Jenny złego słowa. Czuła się tak, jakby ktoś wyrwał jej serce. Przysięgła sobie, że jeśli wszystko dobrze się skończy, już nigdy nie podniesie głosu na córkę.

W jego głowie panował taki sam zamęt. W ciągu tych zaledwie kilku dni Bo postarzał się o dziesięć lat. Na pooranej zmarszczkami twarzy malowała się rezygnacja. W takiej chwili powinni być dla siebie oparciem, ale paraliżował ich strach.

Drżały mu ręce. Splótł je, żeby opanować drżenie, i od razu rozprostował, bo wyglądało, jakby się modlił. Nie miał dość odwagi, by zwrócić się do sił nadprzyrodzonych, bo wtedy musiałby przyjąć do wiadomości coś, z czym jeszcze nie potrafił się zmierzyć. Uczepił się nadziei, że córka nieodpowiedzialnie rzuciła się w jakąś przygodę, chociaż w głębi duszy wiedział, że to nieprawdopodobne, zbyt wiele dni minęło. Jenny była troskliwą i kochającą córką, z własnej woli nie mogłaby im zrobić czegoś takiego. Oczywiście zdarzały się między nimi kłótnie, zwłaszcza w ciągu dwóch ostatnich lat, ale nie wątpił w siłę łączących ich więzów. Był pewien, że córka ich kocha. Dlatego na pytanie, dlaczego nie wróciła, miał tylko jedną, straszną odpowiedź. Coś jej się stało. Ktoś zrobił krzywdę ich ukochanej Jenny. Chciał przerwać milczenie, ale głos go zawiódł, musiał odchrząknąć.