– Nie, przecież mówię. Ephraim wszystko załatwił. Doktor Hammarström na pewno rozmawiał z policją, ale tu ich nie było. Bo i po co? Przecież to było samobójstwo!
Patrik nawet nie próbował tłumaczyć, że w przypadku samobójczej śmierci policję trzeba wezwać obowiązkowo. Widocznie Ephraim Hult i doktor Hammarström na własną odpowiedzialność postanowili nie wzywać policji, dopóki zwłoki nie zostaną zabrane. Pytanie – dlaczego? Dziś chyba nie uda się dowiedzieć więcej. Martinowi zaświtała pewna myśl.
– Nie widzieliście w okolicy obcej kobiety? Dwadzieścia pięć lat, brunetka, normalnej budowy.
Robert roześmiał się. Nawet ślad nie został po jego powadze.
– Tyle tu bywa dziewczyn, że poproszę o dokładniejszy opis.
Johan bacznie ich obserwował. Zwrócił się do Roberta:
– Przecież widziałeś ją na zdjęciu. Chodzi o tę Niemkę z gazet, którą znaleźli razem z tamtymi dziewczynami.
Solveig wybuchła:
– Co mi tu wmawiacie? Po co by miała tu przychodzić? Znowu nas szkalują? Najpierw oskarżacie Johannesa, a teraz jakieś podjazdy pod moich synów! Won mi stąd! Żebym was tu więcej nie widziała! Zjeżdżać stąd!
Zaczęła wypychać ich z domu, nacierając swoim potężnym cielskiem. Robert się śmiał, ale Johan był zamyślony.
Solveig zatrzasnęła za Martinem i Patrikiem drzwi. Zasapana wróciła na swoje miejsce, a Johan bez słowa poszedł do sypialni. Naciągnął kołdrę na głowę i udawał, że śpi. Musiał to przemyśleć.
Anna czuła się podle. Gustav o nic nie pytał i od razu zgodził się wypłynąć. Zostawił ją w spokoju. Siedziała na dziobie z kolanami pod brodą. Wielkodusznie przyjął jej przeprosiny i obiecał podwieźć wraz z dziećmi do Strömstad, skąd mogli wrócić do domu pociągiem.
Jej życie to jeden wielki chaos. Oczy piekły ją od łez. Była zła na Erikę, że jest taka niesprawiedliwa, i było jej przykro, że ciągle się kłócą. Erika zawsze wszystko komplikuje. Nie umie być starszą siostrą, wspierać i dodawać otuchy. Z własnej woli wzięła na siebie rolę matki. Jakby nie rozumiała, że tym głębsza staje się przez to pustka po matce, której im obu zabrakło.
W odróżnieniu od Eriki Anna nie miała matce za złe obojętności wobec córek. A w każdym razie chciała wierzyć, że przyjęła to do wiadomości, jako tak zwaną twardą rzeczywistość. Ale po nagłej śmierci rodziców uzmysłowiła sobie, że miała nadzieję, że z wiekiem Elsy zmięknie i spełni się jako matka i babka. Erika mogłaby pozostać tylko siostrą. Śmierć matki sprawiła, że obie utkwiły w koleinach i nie umiały z nich wyjść. Krótkie okresy pojednania nieuchronnie przechodziły w wojnę pozycyjną, a Annie za każdym razem serce pękało z żalu.
Z drugiej strony miała już tylko Erikę i dzieci. Nie przyznała się siostrze, że zdaje sobie sprawę, że Gustav jest tylko pustym i zepsutym chłopcem. Mimo to nie mogła się oprzeć pokusie pokazywania się z takim mężczyzną. Dzięki temu odzyskała wiarę w siebie. Ludzie ją widzieli, szeptali, zastanawiali się, kim jest ta Anna. Kobiety z podziwem patrzyły na piękne markowe ciuchy, które jej kupował. Gdy pływali, ludzie odwracali się za nimi, pokazywali sobie ich piękny jacht. Leżąc na dziobie w charakterze ozdoby, Anna czuła dumę, choć wiedziała, że to niemądre.
Chwilami wstydziła się, że jej potrzeba akceptacji odbija się na dzieciach. Dość wycierpiały od własnego ojca, a nawet przy najlepszej woli nie mogłaby twierdzić, że Gustav potrafiłby go zastąpić. Wobec dzieci był obojętny, nieporadny i niecierpliwy. Niechętnie je z nim zostawiała.
Chwilami zazdrościła Erice tak, że aż ją skręcało. Nie dość że musi się procesować z Lucasem o opiekę nad dziećmi i z trudem wiąże koniec z końcem, to jeszcze związek z Gustavem jest pusty jak wydmuszka. Erika tymczasem zachowuje się jak madonna w ciąży. Mężczyzna, którego Erika wybrała na ojca swego dziecka, był właśnie takim człowiekiem, jakiego potrzebowała Anna, choć do tej pory skłonność do autodestrukcji zawsze kazała jej takich mężczyzn spławiać. Fakt, że Erika żyje sobie wolna od trosk materialnych, a w dodatku jest sławna, sprawiał, że w Annie obudził się może nie demon, lecz na pewno diabełek zazdrości. Nie była małostkowa, ale trudno nie być rozgoryczonym, gdy własna przyszłość maluje się w ponurych barwach.
Z użalania się nad sobą wyrwały ją głośne krzyki dzieci, a w chwilę później wrzask Gustava. Pora wrócić do rzeczywistości. Mocniej ściągnęła wiatrówkę i ostrożnie przeszła wzdłuż relingu na rufę. Uspokoiła dzieci i spojrzała na Gustava z wymuszonym uśmiechem. Gra się takimi kartami, jakie się ma, nawet jeśli są kiepskie.
Snuła się po swoim wielkim domu, jak wiele razy przedtem. Gabriel wyjechał w interesach i znów była sama. Po spotkaniu z Solveig czuła niesmak i jak zwykle zdała sobie sprawę, że z tej sytuacji nie ma dobrego wyjścia. Nigdy się od tego nie uwolni. Przylgnął do niej ten brudny, spaczony świat Solveig i ciągnie się za nią jak smród.
Stanęła przy schodach na najwyższe piętro lewego skrzydła. Mieszkał tam Ephraim. Nie była w tej części domu od jego śmierci. Wcześniej raczej też nie bywała. To zawsze było królestwo Jacoba, a w wyjątkowych przypadkach Gabriela. Ephraim siedział na górze i tylko mężczyznom udzielał audiencji, niczym feudalny władca. W jego świecie miejsce kobiet było w cieniu. Miały się podobać i dbać o dom.
Z ociąganiem weszła na schody. Przystanęła przed drzwiami i zdecydowanym ruchem je otworzyła.
Wszystko było tak, jak zapamiętała. W pokojach nadal unosił się zapach męskiego świata. Tu jej syn w dzieciństwie spędził wiele godzin. Była wtedy bardzo zazdrosna. Ani ona, ani Gabriel z dziadkiem Ephraimem nie mieli szans. W oczach Jacoba byli zwykłymi, nudnymi śmiertelnikami, podczas gdy Ephraim jawił mu się niemal jako bóstwo. Pierwszą reakcją Jacoba na śmierć dziadka było zdziwienie. Przecież Ephraim nie mógł po prostu zniknąć. Dziś jest, jutro go nie ma. Dziadek był niezdobytą twierdzą, był nienaruszalny.
Wstydziła się, ale kiedy do niej dotarło, że Ephraim nie żyje, poczuła ulgę. A także coś jakby triumf, że nawet on musiał się poddać prawom natury. Wcześniej zdarzało jej się w to wątpić. Był tak pewny siebie, sądził, że nawet Pana Boga potrafi zmanipulować.
Jego fotel stał przy oknie z widokiem na las. Podobnie jak Johan nie mogła oprzeć się pokusie i usiadła na nim. Przez chwilę miała wrażenie, że czuje obecność Ephraima. W zamyśleniu wodziła palcami po obiciu fotela.
Nie podobało jej się, że Jacob był pod takim wrażeniem opowiadań o uzdrowicielskiej mocy ojca i stryja. Kiedy wychodził od dziadka, wyglądał, jakby był w transie. Bała się tego. Tuliła go wtedy mocno, aż się odprężył, rozluźnił mięśnie i znów był taki jak zwykle. Do następnego razu.
Starego już nie ma. Umarł dawno temu i został pochowany. I chwała Bogu.
– Naprawdę wierzysz w swoją teorię? Że Johannes wcale nie umarł?
– Nie wiem. W tej chwili jestem gotów chwycić się każdej poszlaki. Przyznasz, że to dziwne, że policja nie przeprowadziła oględzin zwłok Johannesa na miejscu samobójstwa.
– Oczywiście. Przy założeniu, że lekarz i zakład pogrzebowy działali w porozumieniu – zauważył Martin.
– To wcale nie musi być naciągane. Nie zapominaj, że Ephraim był bardzo bogaty. Nie takie przysługi kupowano za pieniądze. Nie zdziwiłbym się też, gdyby się dobrze znali. Prominentni członkowie społeczeństwa, zapewne działacze różnych organizacji, Lions Clubu, różnych stowarzyszeń, co tylko chcesz.
– Ale żeby pomogli w ucieczce podejrzanemu o zabójstwo?
– O uprowadzenie, nie o zabójstwo. Słyszałem, że Ephraim Hult miał niezwykłą siłę przekonywania. Uwierzyli mu, że Johannes jest niewinny, że policja uwzięła się, żeby go dopaść, i to był jedyny sposób, żeby go uratować.