Выбрать главу

– Jak miło, że wróciłaś do domu, Lindo – odezwała się Laine.

Linda coś mruknęła i skupiła się na smarowaniu masłem kromki chleba.

– Lindo, mów głośniej, niegrzecznie mamrotać pod nosem.

Laine rzuciła mu mordercze spojrzenie. Na Gabrielu nie robiło to żadnego wrażenia. To jego dom, nie będzie się cackał z córką tylko dlatego, że ma przyjemność chwilowo przebywać z nią pod jednym dachem.

– Powiedziałam, że zostanę na jedną, dwie noce. Potem wracam do Västergärden. Potrzebowałam odmiany. Miałam dosyć tego nabożnego ględzenia. Dzieci trzymają tak krótko, że aż przykro. Można dostać gęsiej skórki, kiedy te dzieciaki gadają o Jezusie.

– Mówiłam już Jacobowi, że są dla dzieci zbyt surowi, ale działają w dobrej wierze. Religia jest dla Jacoba i Marity bardzo ważna, trzeba to uszanować. Wiem na przykład, że jemu bardzo przeszkadza, kiedy klniesz. Nie jest to język, który przystoi młodej damie.

Linda ze złością przewróciła oczami. Chciała na jakiś czas uciec od Johana, bo tu nie odważy się zadzwonić, ale zrzędzenie rodziców już zaczęło działać jej na nerwy. Wieczorem chyba wróci do brata, bo tutaj nie da się mieszkać.

– Pewnie słyszałaś o ekshumacji. Tata dzwonił do Jacoba zaraz po telefonie z policji. Co za idiotyzm! Ephraim miał tak to urządzić, żeby wyglądało na samobójstwo. Kompletny bezsens. Czegoś podobnego w życiu nie słyszałam.

Na jej dekolcie pojawiły się czerwone plamy. Cały czas dotykała palcami swoich pereł. Linda miała ochotę zerwać naszyjnik i wcisnąć jej te perły do gardła.

Gabriel chrząknął i włączył się do rozmowy. Bardzo mu się nie podobała ta ekshumacja. Zakłócała ustalony porządek i wprowadzała zamęt. Ani przez chwilę nie wierzył, żeby domysły policji mogły być uzasadnione, ale nie w tym problem. Nawet nie w tym, że naruszono spokój miejsca pochówku zmarłego brata, chociaż sama myśl o tym nie była przyjemna. Chodziło o zburzenie rytuału: trumny się zakopuje, a nie odkopuje. Grób, który został zasypany, powinien taki pozostać, a raz zamknięta trumna powinna pozostać zamknięta. Tak powinno być. Winien i ma. Ład i porządek.

– Dziwi mnie samowola policji. Nie wiem jak ani kogo przycisnęli, żeby dostać zgodę, ale się dowiem. W końcu nie żyjemy w państwie policyjnym.

Linda znów wymamrotała coś pod nosem.

– Co mówisz, kochanie? – Laine zwróciła się do Lindy.

– Mówię, że może byście choć przez chwilę pomyśleli o Solveig, Robercie i Johanie. Czy nie rozumiecie, jak oni muszą się czuć, kiedy Johannesa wykopują z grobu? A wy nic, tylko zrzędzicie i użalacie się nad sobą. Choć raz moglibyście pomyśleć o drugim człowieku!

Rzuciła serwetkę na talerz i odeszła od stołu. Ręce Laine znów powędrowały do naszyjnika. Zastanawiała się, czy iść za córką. Zatrzymało ją spojrzenie Gabriela.

– Wiadomo, po kim to ma, że jest taka przewrażliwiona – powiedział oskarżycielskim tonem.

Laine milczała.

– Jeszcze mi będzie mówić, że nie przejmujemy się, jak się z tym czują Solveig i chłopcy. Pewnie, że się przejmujemy, ale nieraz pokazali, że nie chcą naszego współczucia, więc jak sobie pościelesz, tak się wyśpisz…

Były chwile, gdy Laine nienawidziła męża. Siedzi przy stole pełen pychy i zajada jajko. Wyobraziła sobie, jak podchodzi, bierze talerz z jajkiem i przyciska mu do piersi. Ale nie zrobiła tego. Zaczęła sprzątać ze stołu.

8

Lato 1979

Dzieliły się cierpieniem. Tuliły się do siebie jak bliźnięta syjamskie, pozostając w symbiotycznym związku, na który składało się tyleż miłości, ile nienawiści. Dzięki temu, że nie były samotne w ciemnościach, czuły się bezpieczniej. Z drugiej strony była między nimi wrogość. Obie chciały uniknąć bólu: niech doświadczy go ta druga.

Niewiele rozmawiały, bo głosy odbijały się echem budzącym w podziemnych ciemnościach jeszcze większą grozę. Zetknięcie ciał było jedyną obroną przed chłodem i ciemnością, ale gdy słyszały kroki, odrywały się od siebie. Wtedy liczyła się tylko ucieczka od bólu. Walczyły ze sobą, by w rękach złego znalazła się najpierw ta druga.

Tym razem to ona wygrała. Po chwili rozległ się krzyk. Straszne wrażenie, bo trzask łamanych kości zdążył już utrwalić się w jej pamięci. Krzyki tamtej odbierała całym swoim pokaleczonym ciałem. Wiedziała również, co będzie dalej. Te same ręce, które łamały i wykręcały, kłuły i raniły, teraz z czułością dotykały najbardziej bolesnych miejsc. Znała te ręce jak własne. Duże, silne, a jednocześnie miękkie, bez chropowatości i nierówności, o długich, wrażliwych palcach, jak u pianisty. Nigdy ich nie widziała, ale potrafiła je sobie wyobrazić.

Krzyki były coraz głośniejsze. Chciała zatkać uszy, ale jej ręce leżały bezwładnie wzdłuż ciała.

W końcu krzyki ucichły, niewielka klapa na górze otworzyła się i zamknęła, a wtedy po zimnej, wilgotnej podłodze podczołgała się do miejsca, z którego przed chwilą dochodził straszny krzyk.

Nadszedł czas pocieszania.

Trumnę otworzono i zapadła cisza. Patrik niespokojnie zerknął na kościół. Nie umiałby powiedzieć, czy spodziewa się na przykład, że za ten bluźnierczy czyn strzeli w nich piorun z kościelnej wieży. Nic takiego nie nastąpiło.

Na widok szkieletu poczuł zawód. Pomylił się.

– Namieszałeś, Hedström.

Mellberg potrząsnął głową. Patrik poczuł się tak, jakby właśnie położył głowę na pieńku katowskim. Szef miał rację, rzeczywiście namieszał.

– Zabieramy go. Musimy stwierdzić, czy to ten gość, ale niespodzianki raczej nie będzie. Chyba że masz teorię na temat zamienionych zwłok lub czegoś w tym rodzaju.

Patrik potrząsnął głową. Zasłużył na to. Ekipa zrobiła swoje, trumna ze szczątkami odjechała do Uddevalli, a Patrik i Martin wsiedli do samochodu, by wrócić do komisariatu.

– Twoja teoria wcale nie była taka naciągana – powiedział pocieszająco Martin, ale Patrik znów potrząsnął głową.

– Nie, to ty miałeś rację. Za bardzo skomplikowane, żeby mogło być prawdziwe. Długo będę musiał pić to piwo.

– Pewnie tak – przyznał ze współczuciem Martin. – Ale z drugiej strony jak byś się czuł, gdybyś tego nie zrobił i po czasie przekonał się, że miałeś rację, ale przez to Jenny zginęła? Przynajmniej próbowałeś coś robić. Poza tym musimy się chwytać każdego pomysłu, choćby najbardziej szalonego, bo to jedyna szansa, żeby zdążyć ją znaleźć.

– Jeśli już nie jest za późno – ponuro odparł Patrik.

– Nie wolno nam tak myśleć. Nie znaleźliśmy jej ciała, czyli żyje. Nie ma innej możliwości.

– Masz rację. Niestety nie wiem, w którą stronę teraz iść. Gdzie szukać? Ciągle wracamy do tych cholernych Hultów, ale nie mamy żadnych konkretów.

– Między śmiercią Siv, Mony i Tanji musi być jakiś związek.

– Ale nie ma przesłanek, żeby łączyć tę sprawę z zaginięciem Jenny.

– Rzeczywiście – przyznał Martin. – Zresztą to bez znaczenia, prawda? Najważniejsze to znaleźć mordercę Tanji i porywacza Jenny. Potem się okaże, czy to jedna i ta sama osoba, czy dwie różne. Tak czy inaczej, trzeba zrobić, co tylko się da.

Wypowiadając ostatnie zdanie, Martin kładł nacisk na każde słowo, w nadziei, że dotrze do Patrika. Rozumiał, że Patrik wyrzuca sobie bezsensowny pomysł ekshumacji, ale kto prowadzi śledztwo, nie może tracić wiary w siebie ani w to, co robi.