Выбрать главу

stałą obserwacją policji, więc nie masz się czym martwić.

Próbował położyć jej rękę na ramieniu. Odepchnęła go.

- Na przyszłość masz dzwonić aż do skutku - nakazała, po czym odwróciła się gwałtownie.

Zawirowała krótka plisowana spódniczka, ukazując więcej, niż Susan chciałaby pokazać.

Jack uśmiechnął się szeroko. Stał w progu boksu, dopóki dziewczyna nie zniknęła mu z

pola widzenia. Dopiero wtedy podszedł do biurka i zrzucił z niego zwiniętą w rulon gazetę

prosto do kosza. Usiadł.

Nim napisał akapit, czarnoskóry sprzątacz skończył już z podłogą i zabrał się za

opróżnianie koszy.

* * *

Pomiędzy gwar ulicy wśliznęły się cichutkie takty “Stairways to heaven”. Kwiryniusz

wydobył telefon i przyłożył do ucha.

- Słucham?

- Loki - odezwał się znajomy głos.

Anioł westchnął. Wątpliwości, jakie miał co do Kłamcy, nie zdążyły się jakoś rozwiać.

Wręcz przeciwnie, był coraz mniej zadowolony z wczorajszej decyzji.

- I co? - zapytał.

- Kim jest Michael Levinson?

- To… właściwie… - zaczął Kwiryniusz nie do końca pewien, co powinien powiedzieć.

Kłamca wszedł mu w zdanie.

- Ja ci wyjaśnię. A właściwie przeczytam, co piszą o nim we wczorajszej gazecie.

W słuchawce zaszeleściło.

- Michael Levinson, znany powszechnie jako “Szubienicznik”, ponownie na wolności. Były

nauczyciel biologii jednej z nowojorskich szkół, który do czerwca ubiegłego roku zgwałcił i

zamordował blisko dwadzieścia dziewcząt (dusząc je radiowym kablem), został zwolniony

wczoraj w godzinach przedpołudniowych ze względu na zły stan zdrowia. Levinson cały czas

pozostaje pod nadzorem policji… Czytać dalej? Czy może kojarzysz już gościa?

Kwiryniusz przejechał ręką po spoconym czole. A coś mu mówiło, że powinien dziś

posiedzieć przy podopiecznej.

- Kojarzę - wycedził.

- Tylko cię ostrzegam na wypadek, jakbyś nie czytał prasy - kontynuował Loki. - Niewiele

mnie obchodzi, dlaczego nie zajmujesz się swoją podopieczną i co w takiej sytuacji da ci jej

wiara, ale wiedz jedno, jak przyjdzie co do czego, nie będę jej ratował. Nie widzę żadnego

interesu w tym, by zajmować się jeszcze Levinsonem. To twoja sprawa. Ty jesteś stróżem.

Jasne?

Kwiryniusz chciał odpowiedzieć, ale Kłamca już się rozłączył.

Anioł niepewnie popatrzył wokół siebie, po czym zamachał na przejeżdżającą taksówkę.

* * *

Loki rozłączył się i wsadził telefon do kieszeni. Wciąż miał na sobie pomarańczowy

uniform sprzątacza, ale wrócił już do swej twarzy. Z nią czuł się najlepiej.

Podszedł do najbliższej ławki i usiadł wygodnie. Musiał pomyśleć.

Wciąż jeszcze nie wiedział, jak zabrać się do zadania. A nawet gdyby na coś wpadł, to

przez wyjątkowy antytalent Kwiryniusza i tak jego wysiłki mogłyby pójść na marne. Wystarczy

tylko, że ten cały Levinson postanowi się zemścić.

Mimo to Loki naprawdę nie miał chęci na wykonywanie pracy stróża. Zresztą, gdyby

dowiedział się o tym ktoś z góry… A zdecydowanie wolał tego uniknąć.

Jakiś mężczyzna wszedł do pobliskiej budki telefonicznej. Loki przyjrzał mu się uważnie

pewien, że skądś zna tę pobrużdżoną twarz. Zerknął na leżącą obok gazetę, gdzie widniało

zdjęcie Levinsona.

- O wilku mowa - burknął i ponownie wyciągnął z kieszeni telefon. Zanim usłyszał głos

anioła, miał już w głowie cały plan.

* * *

Było dobrze po dwudziestej drugiej, gdy Susan stwierdziła, że czas iść do domu. Dopiero

gdy oderwała oczy od ekranu monitora, uświadomiła sobie, jak bardzo jest zmęczona.

Odchyliła się do tyłu i przeciągnęła. Naprawdę potrzebowała snu.

Pozbierała wszystkie papiery, wyciągnęła dyskietkę ze stacji, wstała i…

I wtedy właśnie dostrzegła kopertę. Wisiała na ściance boksu naprzeciwko. Była cała

czerwona i miała namalowane oczy, które spoglądały wprost na Susan.

Dziennikarka rozejrzała się niepewnie, ale nie dostrzegła nikogo. Ostrożnie sięgnęła po

kopertę.

W środku był artykuł o Levinsonie. Na zdjęciu przedstawiającym skutego mężczyznę o

atletycznej budowie, którego dwóch funkcjonariuszy wyprowadzało z budynku szkoły, ktoś

czarnym flamastrem dopisał: WITAJ.

Cofnęła się powoli do swojego boksu, po czym gwałtownie złapała za słuchawkę i

wystukała numer ochrony budynku. Przeczekała kilka sygnałów. Nikt nie odbierał.

Chwyciła przycisk do papieru w kształcie Złotego Globu. Mocno zaciskając na nim palce,

pognała ku wyjściu.

Zjechała na dół i zastukała do drzwi pokoju ochrony. Żadnego odzewu. Nacisnęła klamkę,

ale drzwi były zamknięte.

Jarzeniówki nad jej głową zamigotały i zgasły. Wrzasnęła. Światło znów zamigotało, by za

chwilę rozbłysnąć bladą poświatą. Susan kolejny raz rozejrzała się nerwowo i wyrzucając Glob

na posadzkę, ruszyła biegiem w stronę wyjścia.

Kiedy znikła za zakrętem korytarza, drzwi pokoju ochrony powoli się otworzyły. Wyszedł

zza nich uśmiechnięty Loki. Jego twarz powoli zaczęła się zmieniać.

* * *

Michael Levinson czekał. Tego akurat nauczył się w więzieniu całkiem nieźle. Cały ten

czas był dla niego czekaniem. Na tę właśnie chwilę. Cofnął się, by całkowicie zniknąć w cieniu

zaułka.

Z miejsca, w którym stał, doskonale widać było wnętrze boksu Susan umiejscowionego

przy oknie. Nigdy nie zasłaniała żaluzji. Widział więc, jak się zbiera, jak wraca pospiesznie, by

porwać coś z biurka, jak w końcu wybiega.

- Już za chwilę przestaniesz się tak spieszyć, maleńka - szepnął, nie kryjąc zadowolenia. -

Spędzimy ze sobą dużo czasu. Bardzo dużo.

- Przepraszam - usłyszał naraz za plecami.

Odwrócił się błyskawicznie i dostrzegł mężczyznę w prochowcu. Mógł mieć nie więcej jak

czterdzieści lat. W ustach trzymał wykałaczkę.

- Musimy poważnie porozmawiać - powiedział nieznajomy.

* * *

Susan zmusiła się, aby zwolnić, choć nadal nie przestawała wypatrywać jakiejś taksówki.

Głos rozsądku powoli przebijał warstwę paniki. To pewnie któryś z chłopaków - myślała. - Nie

pierwszy raz próbują mnie przestraszyć. Przecież policja nie spuszcza drania z oczu. I musi być

poważnie chory, skoro go zwolnili. Zwykły nauczyciel nie ma przecież takich znajomości, by się

w ten sposób wywinąć.

Nieco uspokojona skręciła w niewielką uliczkę wiodącą do domu i przystanęła. Zazwyczaj

nie bała się tędy przechodzić, nawet późno w nocy, ale ostatnio jacyś smarkacze wytłukli

większość lamp. Dwie cudem ocalałe dawały akurat tyle światła, by obudzić groteskowe cienie

na ścianach starych kamienic. Czuła, że powinna zawrócić. Wstąpi do najbliższej knajpki, tam

spokojnie wyjmie komórkę i zadzwoni na policję. Co tam, najwyżej się wygłupi…

Z drugiej jednak strony, jeśli przejdzie jeszcze kilka metrów, zobaczy już swoje okna.

Raptem chwilka i będzie bezpieczna. Poprawiła torebkę i szybkim krokiem ruszyła w głąb

uliczki. Przyspieszyła, mijając ciemną bramę. W środku coś zaszeleściło, ale się nie obejrzała.

To na pewno szczur. - Zacisnęła zęby tak mocno, że rozbolała ją szczęka. - Pełno ich pałęta się

w tej okoli…

Ktoś wypadł spomiędzy śmietników, strącając pokrywę, która uderzyła o asfalt z głośnym