półmisek.
- Pytałem, czy chce pan jeszcze uszek? Niestety, spiczastych nie mamy.
Małgosia parsknęła śmiechem, zaraz jednak opanowała się i wytarła buzię serwetką.
Prawdziwa z niej młoda dama - pomyślał Loki z rozbawieniem. Nie zamierzał ukrywać
przed sobą, że polubił tę małą. Ostatecznie lubienie kogoś to żadna sprawa i do niczego nie
zobowiązuje. Absolutnie do niczego.
Mały Jaś wstał od stołu, podszedł do mamy i wtulił się w jej ramię. Zerkając w stronę
gości, szeptał coś do ucha pani Dorkowej.
- Nie wiem, Jasiu - głośno odpowiedziała. - Musisz spytać pan Mikołaja.
Chłopiec przytulił się mocniej i znowu coś wyszeptał. Gospodyni wzruszyła ramionami.
- No dobrze - zgodziła się. - Ja zapytam. Panie Mikołaju, Jasiu pyta, czy mógłby już
poprosić o jakiś prezent?
* * *
Samo rozdawanie prezentów pewnie nie trwałoby długo, bo nie było ich zbyt wiele. Jednak
Dorkowie i tym razem musieli wszystko Kłamcy skomplikować. Dlatego też Jaś, żeby dostać
nakręcaną, uśmiechniętą ciufcię, białą koszulkę z Kubusiem Puchatkiem i mały woreczek
słodyczy, musiał zaśpiewać piosenkę. Oczywiście jak każdy maluch albo nie pamiętał słów,
albo też śpiewał tak cicho, że musiała mu pomagać cała rodzina.
Potem Małgosia, w zamian za paczkę pasteli, duży blok i dwie drewniane ramki,
wyrecytowała wierszyk o Warszawie. Była tak przejęta, że nie robiła przerw nawet na wdechy,
czasem więc dławiła się własnymi słowami. Mimo to, a może właśnie dlatego, prócz paczki
dostała też gorące owacje. Nawet Loki złapał się na tym, że klasnął kilka razy.
Po ceremonii z paczkami przyszła kolej na wspólne śpiewanie kolęd. Pan Dorek przeprosił
wszystkich na moment, a po chwili wrócił, niosąc w jednej ręce gitarę, a w drugiej saksofon.
Gitarę podał żonie.
- Mam nadzieję, że Mikołaj i elf potrafią ładnie śpiewać - powiedział, mrugając do nich.
Potem zaczął grać “Cichą noc”.
* * *
Loki był naprawdę szczęśliwy, mogąc w końcu nadać swoim uszom właściwy kształt.
Zrobił to oczywiście dopiero w chwili, gdy zostali w pokoju tylko we dwóch. Dla niepoznaki
stworzył też iluzję gumowych nakładek.
- Jak myślisz, dlaczego chciał, żebyśmy jeszcze zostali? - zapytał stojący przy oknie
Światowid. Właśnie uporał się ze sztuczną brodą i używając szyby jako lustra, zdrapywał z
twarzy resztki zaschniętego kleju.
Kłamca wzruszył ramionami.
- Najpewniej, by jeszcze bardziej mnie wkurzyć - odparł.
Podszedł do stołu i położył na nim iluzyjne nakładki. Sięgnął też po swój pluszowy
prezent, ale zaraz gwałtownie cofnął rękę. Co z tobą?! - skarcił się w myślach. - Dostajesz
misia i świrujesz?
Zamknął oczy, a gdy otworzył je ponownie, ujrzał Kłamczucha poszarpanego, bez łapki i
ociekającego szarozielonym śluzem. Z lewego oczodołu niedźwiadka wypadały jedna po
drugiej białe, wijące się larwy.
- Tak lepiej - szepnął do siebie.
Ale już za chwilę widok zmasakrowanego pluszaka wydał mu się nagle nieprzyjemny.
Błyskawicznie zdjął iluzję i westchnął ciężko.
- Światowidzie? - zagadnął, podchodząc do okna.
- Tak?
- Czy ty aby nie mącisz mi właśnie w głowie?
Miał to być tylko żart na poprawienie humoru. Spodziewał się, że słowiański bóg
zaprzeczy gwałtownie lub chociaż zapewni, że to nie w jego stylu. Ten jednak z lekkim
uśmiechem poklepał Kłamcę po ramieniu.
- Już nie - odparł. - Moja moc nie jest już tak wielka jak kiedyś. Zadbałem tylko o pierwsze
wrażenie, ale jak widzę, wystarczyło. Prawda, że śliczna jest ta mała?
- Zabiję cię za to - syknął Loki.
W myślach jednak przyznał mu rację. Mała naprawdę była śliczna. I taka mądra. A gdy
recytowała…
Do pokoju wszedł gospodarz, trzymając w ręku butelkę wina.
- Bardzo przepraszam, że tyle to trwało, ale nie mogłem znaleźć korkociągu. Żona dołączy
do nas później, jak tylko uśpi dzieci.
Postawił butelkę na stole i zerknął na elfie nakładki. Niby przypadkiem dotknął jednej i
uśmiechnął się wesoło.
- Zaraz wracam z kieliszkami.
Kłamca patrzył, jak gospodarz najpierw uchyla lekko drzwi, zagląda, a potem powiększa
szczelinę tak, by się przecisnąć, i cicho je zamyka.
- Błyska - oświadczył Światowid wpatrzony w okno.
Loki odwrócił się ku niemu.
- Co mówiłeś?
- Że błyska. - Uniósł rękę. - Tam, na horyzoncie.
- No i?
- Przypomniał mi się ten kapłan, który wkroczył między naszych i waszych wiernych
wtedy na wybrzeżu, pamiętasz?
- Nie.
- No coś ty?! - Zapomniany bóg zaczął mówić z coraz większym ożywieniem. - Musisz
pamiętać tego faceta. Twierdził, że wszyscy mają tych samych bogów, tylko inaczej ich
nazywają. Mówił, że to nie powód do wojny. Byłeś tam na pewno.
- Nie - ponownie zaprzeczył Kłamca. - Zupełnie sobie nie przypominam.
- No, w każdym razie - Światowid nie dawał się łatwo zbić z tropu - ten gość rzeczywiście
dokonał zjednoczenia. Thor wraz z Perunem posłali mu naraz swe cudeńka. Bili piorunami, aż
się piasek na szkło przetopił. Zeus to im potem przez lata nie mógł: darować, że…
- A propos Zeusa. - Kłamca nagle uśmiechnął się krzywo. - Nie wiesz, gdzie on teraz jest?
- Niezła podpucha, cwaniaku - burknął słowiański bóg i zamilkł.
Gdzieś z przedpokoju dobiegł ich brzęk tłuczonego szkła. Zaraz potem pojawił się pan
Dorek, informując gości, że przyjdzie, jak tylko posprząta. Obaj niezbyt wylewnie
zaproponowali mu pomoc. Grzecznie odmówił.
- Dlaczego chciałeś, żebym polubił tę dziewczynkę? - zapytał Loki, gdy znów zostali sami.
- Bo inaczej mógłbyś ją zabić - wyjaśnił Światowid, siadając przy stole. - Teraz już tego nie
zrobisz..
Kłamca oparł się plecami o parapet.
- Przecież nie zamierzałem jej zabijać. Nawet o tym nie myślałem.
- Ale mógłbyś, przyjacielu. Gdybyś na przykład spróbował sobie wyobrazić, jak głęboko
umieszczam w głowie Małgosi obraz z twarzą Mikołaja, który dziś ujrzała. Tak, by nigdy go nie
zapomniała. Ona głęboko wierzy w czerwonego świętego, a od dziś jest przekonana, że ten
święty to ja. Gdy mnie teraz zabijesz, odrodzę się z brodą i w czapce z pomponem. Ale jeśli
zabiłbyś dziewczynkę…
- Przecież ona nie będzie wierzyć w Mikołaja wiecznie.
- Nie, ale czy ona jedna jest na świecie? Dzisiaj da mi szansę. Jutro znajdzie się inny
dzieciak.
Loki patrzył, jak Światowid z uśmiechem rozkłada ręce, i czuł, że ponownie wzbiera w nim
wściekłość. Jak mógł dać się tak wykiwać? On, pan kłamstwa, mistrz sztuczek i intryg.
Gwałtownie potrząsnął głową.
- Nie możesz mieć aż takiej mocy - stwierdził. - To niemożliwe. Przecież…
- Możesz to sprawdzić, przyjacielu. - Słowiański bóg wskazał ręką drzwi. - Z wyjątkiem
tego całego Dorka wszyscy śpią grzecznie i bezbronnie. Jeden strzał i…
- Wiesz, że mi nie wolno.
- Więc zabij mnie - zaproponował Światowid. - Tu i teraz. Możesz się zdziwić.
Drzwi do pokoju ponownie skrzypnęły i tym razem do środka weszła gospodyni, niosąc na
tacy kieliszki. Pan Dorek wolał już nie ryzykować kontaktu ze szkłem. Na palcu wskazującym
lewej ręki miał plaster w hipopotamy.
* * *
Świtało już, gdy Loki wszedł do wynajętego dwa dni wcześniej hotelowego pokoju. Długi