Выбрать главу

- Słucham? - burknęła.

- Czy mógłbym rozmawiać z doktor McCornick? Nazywam się Val Hallen.

Meksykanka spojrzała na niego podejrzliwie.

- Jest pan jej pacjentem?

- Moja żona jest - odparł Loki z nienagannym uśmiechem. - Właśnie się przebudziła po

całych wiekach śpiączki.

Recepcjonistka, wyraźnie zaznajomiona ze sprawą, spuściła nieco z tonu.

- Ta spod pięćset dwa? - zapytała tylko. - Niech pan chwileczkę zaczeka. - Wskazała mu

wolne krzesło, a sama podniosła słuchawkę.

Kłamca usiadł i spojrzał za siebie na hol. Ostatnia kwarta meczu o portfel właśnie miała się

ku końcowi. Zwycięzca, wychudzony Murzyn z długimi czerwonymi dredami na głowie,

wygrzebał się z pobojowiska i zgrabnie umknął próbującemu go złapać strażnikowi. Po chwili

był już na ulicy. Z wypchanym po brzegi portfelem deszcz przestawał stanowić problem.

Pozostali uczestnicy zawodów również, choć mniej chętnie, opuścili hol szpitala. Kilku

opornych straż wyniosła. Wykałaczka w ustach Lokiego przewędrowała do drugiego kącika ust.

Rozległ się dzwonek. Z windy wysiadła doktor McCornick. Wyglądała bardziej naukowo

niż niejeden mikroskop: źle dopasowane oprawki okularów zsuniętych na sam czubek nosa,

zapięty pod samą szyję, nieskazitelnie biały uniform i kok, który spokojnie mógłby być chlubą

najbardziej nawet wybrednej gejszy. No i oczywiście wystające z kieszeni słuchawki - lekarze

noszą je przecież jak znak rozpoznawczy, choćby zajmowali się chorobami stóp.

Kłamca wstał. Ze zdziwieniem zauważył, że na twarzy doktor McCornick nie pozostał

najmniejszy nawet ślad niedawnej ekscytacji. A przecież gdy dzwoniła, wręcz szalała z

podniecenia.

- Niestety - powiedziała, gdy wsiedli razem do windy - mam dla pana złe wieści. Te kwiaty

raczej nie będą potrzebne.

Loki nie zrozumiał.

- Jakieś badania?

- Przykro mi, ale nie - zaprzeczyła. - Przebudzenie było jedynie chwilowe. Obudziła się,

reagowała na pytania. Powiedziała, że chce się z panem widzieć, a gdy wyszłam pana

zawiadomić, zasnęła znowu. Dzwoniłam ponownie, ale już pana nie było. A ta kobieta, która

odebrała…

Kłamca zbliżył się do stojącego w rogu śmietnika i z obrzydzeniem wypluł wykałaczkę.

- Skoro przebudziła się raz, to może obudzi i drugi. A i tak dawno u niej nie byłem.

Winda zatrzymała się na piątym piętrze. Wysiedli i razem poszli do sali pięćset dwa.

Leżała na łóżku - złotowłosa i ciągle młoda. Jak zwykle gdy przychodził do niej, dreszcz

podniecenia i silny ucisk w okolicy podbrzusza przypomniały mu, dlaczego dawno temu dał się

usidlić. Piękna Sygin o pełnych ustach, oczach głębokich i zielonych jak morskie królestwo

Aegira, teraz niestety zamkniętych, piersiach jak…

McCornick wyjęła z jego ręki kwiaty i wstawiła je do stojącego na stoliku pustego wazonu.

Podszedł do łóżka, po chwili wahania usiadł na jego skraju.

- Jeżeli pan chce - powiedziała lekarka, podchodząc do drzwi - zostawię was samych.

- Gdyby była pani tak uprzejma - odparł Loki z wdzięcznością.

- W razie czego będę na końcu korytarza. Tak bardzo mi przykro.

Wyszła. Kłamca wstał i zdjął płaszcz. Powiesił go na stojącym w kącie wiesz ku. Gdy

ponownie spojrzał na żonę, jej oczy były otwarte. Zamiast zieleni kryły w sobie jednak… drogę.

Znał zasady, wiedział, że Droga Umysłu jest najwyższą próbą zaufania, że całkowicie powierza

się osobie, w głąb której wchodzi. Mimo to ani przez chwilę nie miał wątpliwości. Dotknąwszy

czoła Sygin, ruszył w podróż.

* * *

Znał tę ścieżkę, tak jak i nieobce mu było wzgórze, ku któremu wiodła. Czarny pył pod

stopami przypominał, że w tym miejscu stała niegdyś wioska. Gdzieniegdzie wznosiły się

jeszcze porośnięte mchem resztki niedopalonych ścian, cokoły obalonych posągów, ślady po

zasypanych spiżarniach. Powyżej, nieco w głębi lądu białe zęby skalistego klifu szczerzyły kły

ku morzu. Loki uniósł głowę… i zdumiał się niepomiernie. Na szczycie, tym samym, gdzie

drwił kiedyś ze starego głupca, znajdował się teraz dom, a właściwie zamek… Walhalla.

W szarym, bladym świetle wyglądała niezwykle ponuro, wręcz mrocznie. Porastające ją

ciemnobrązowe pnącza zdążyły uschnąć i teraz sztywno drgały poruszane wiatrem. Ogromne

okiennice, wszystkie zamknięte na głucho, pociemniały jak puste oczodoły. Trup starej wiary

wpatrywał się w Kłamcę zarazem bezradnie i mściwie.

Loki poczuł dreszcz niepokoju. Nie, nie przez sam widok Walhalli. Mniejsza o nową

lokalizację, to w żaden sposób Kłamcy nie zaskoczyło. Zanim nastąpił jej koniec, bywało, że

siedziba Asów pojawiała się w różnych miejscach jako niemal idealne odbicie oryginału. Tyle

że… no właśnie. Przecież nie zostało z niej nic prócz fundamentów. Nawet ona nie mogła się

tak odrodzić. Nie po tym, co spotkało Odyna i resztę.

- Zdziwiony, zdrajco?

Wyrwany z zamyślenia Kłamca odwrócił się gwałtownie i spojrzał prosto w oczy starego

głupca. Jeszcze przed chwilą ich tu nie było, to pewne, bo tylko ślepiec mógłby nie zauważyć

odciętej głowy na wbitym w ziemię kiju. Szczegół bardzo pasujący do spalonej wioski, ale nie

tak nieznaczny, by stopić się z tłem. Czerep zarechotał.

- Nie spodziewałeś się, że mnie jeszcze spotkasz, prawda?

- Chyba nawet o tym nie myślałem - powiedział Loki, kręcąc głową, po czym skrzywił się

w dzikim uśmiechu. - Ale nawet jeśli, nie wpadłbym na to, że specjalnie dla mnie nadziejesz

sobie głowę na kij. Jestem pod wrażeniem. Długo czekasz?

- Nie kpij, zdrajco - żachnął się starzec. - Są dużo gorsze rzeczy niż pozbawienie ciała

głowy i nabicie jej na własny kostur.

- Niech zgadnę… Już wiem. Utrata honoru?

- Żebyś wiedział! - Głowa tak mocno zakołysała się na kiju, że niewiele brakowało, aby

spadła. - Honor jest najważniejszy. I dana obietnica… To przez ciebie tu tkwię. Przez układ z

tobą. Skazany przez własnego boga.

Kłamca wzruszył ramionami, usiadł na zwęglonym kawałku krokwi i sięgnął do kieszeni

po wykałaczki. Ze zdumieniem odkrył, że nie ma już na sobie koszulki i dżinsów. Zamiast nich

odziany był w krótką płócienną tunikę i skórzane spodnie. Przy zdobionym pasie wisiał sztylet i

sakiewka, a nieopodal stał prosty miecz oparty o resztki nadproża.

Stary głupiec z satysfakcją przyglądał się zaskoczonej twarzy boga.

- Jak widzisz, Odyn nierychliwy, ale sprawiedliwy. Nie tylko ja zostałem ukarany. A już

myślałeś, że ci się upiecze, co? Myślałeś, znikniesz tam, gdzie chodzą w cudacznych,

jarmarcznych kaftanach, a wtedy nie dosięgnie cię zemsta? Ale przeliczyłeee… - Loki poderwał

się nagle i z całej siły kopnął głowę, a ta wzbiła się w powietrze i z głuchym łomotem

roztrzaskała na pobliskiej skale. Zamilkła.

Przez dłuższą chwilę Kłamca słyszał tylko szum morza. Potem, cicho szurając podeszwami

skórzanych butów po pokrytej czarnym pyłem ziemi, coraz pewniejszym krokiem ruszył przed

siebie. Do Walhalli.

* * *

- Sam jesteś głupcem, skalna pokrako! - wrzasnął karzeł, wskazując struganym kijkiem

olbrzyma. - Aż niepodobna, że jesteśmy z tego samego łona.

- Ano niepodobna - zgodził się oparty o potężne wrota boskiej siedziby wielkolud. W

przeciwieństwie do brata wydawał się wzorem spokoju. Tylko głaszcząca potężną maczugę

chropowata dłoń i drgające nerwowo czarne wąsiska pozwalały odróżnić go od posągu. - Przy