Выбрать главу

przycisnął do siebie Sygin.

- Spokojnie - wyszeptał. - Teraz na pewno się obudzisz. I wszystko będzie dobrze.

Pokręciła głową.

- Ja umieram, Loki.

- Bzdura! - niemal krzyknął. - Dopóki ja żyję…

- Ty też umierasz, kochanie - odparła ze spokojem.

Uśmiechnął się i raz jeszcze pogładził ją po włosach.

- Nie zabiją mnie, dopóki trwa moja legenda. To przepowiednia. A mnie się wcale nie

spieszy, by…

- Spotkamy się już niedługo - przerwała mu i to był koniec. Jej ciałem targnął jeszcze

dreszcz, a potem odeszła…

Kłamca siedział tam jeszcze przez chwilę z zamkniętymi oczami, a gdy je otworzył, znów

znajdował się w szpitalnej sali. Właściwie w jej progu wynoszony przez dwóch rosłych

pielęgniarzy. Doktor McCornick i cała chmara innych białych kitli raziła Sygin prądem, tocząc

zaciekłą walkę z piskiem aparatury i prostą linią na ekranie. Loki szarpnął się już niemal dla

zasady, zerkając na kwiaty w wazonie. Zanim go wyprowadzono, stworzył jeszcze niewielką

kopertę. Na bileciku w środku widniał krótki napis: Dziękuję i do zobaczenia. L.

Wybrzeża Skandynawii

Współcześnie

Loki stał na wzgórzu. Jeszcze miesiąc temu nie był pewien, czy je odnajdzie. Potem te

wszystkie formalności z przewozem ciała. Teraz jednak patrzył na świeżo usypaną mogiłę, nad

którą zamiast krzyża wyrastał niewielki dąb. Kłamca zmuszał się, by zapłakać, ale bez skutku.

W uszach miał wciąż jej krzyk, ten sam, którym go uratowała. Dziką pieśń miłości i ofiary…

Za plecami usłyszał chrząknięcie. Pokręcił głową.

- Później, Gabrielu - wyszeptał. - Dużo później…