Выбрать главу

Tymczasem Pliny Mead, który drżał gwałtownie, całkowicie opadł z sił. Uderzył głową o lód, a jego ciało z wolna zaczęło się zanurzać w wodzie. Manning desperacko zaciskał palce na gładkich ramionach chłopca, potem na jego nadgarstkach, wreszcie na dłoniach, lecz chłopiec był zbyt ciężki. Mead tonął. Doktor Holmes ruszył naprzód, ślizgając się po lodzie. Dotarł do przerębli, zanurzył ramiona w lodowatej wodzie i złapał Meada za włosy i uszy. Pociągnął go w górę, potem chwycił jego tors i dźwignął, aż udało mu się wydobyć chłopca ponad powierzchnię lodu. Fields i Longfellow podnieśli Manninga za ramiona i pomogli mu wydostać się z wody. Uwolnili z więzów jego nogi i stopy.

Holmes usłyszał strzał z bicza. Odwróciwszy się, ujrzał Lowella na siedzeniu woźnicy porzuconego powozu. Poeta chciał pognać konie do lasu, lecz Holmes skoczył na równe nogi i pobiegł ku niemu.

– Jamey, nie! – krzyknął doktor. – Musimy ich gdzieś zabrać, żeby się ogrzali, inaczej umrą!

– Teal nam ucieknie, Holmes!

Lowell zatrzymał konie i zapatrzył się na żałosną postać Augustusa Manninga, który leżał niezgrabnie na powierzchni zamarzniętego stawu jak ryba wyłowiona z wody. Doktor Manning naprawdę spoglądał śmierci w oczy i Lowell żywił dla niego w tej chwili jedynie współczucie. Lód ugiął się pod ciężarem członków Klubu Dantego i niedoszłych ofiar mordercy, a woda bulgotała w nowych szczelinach, gdy szli po zamarzniętej powierzchni. Lowell zeskoczył z powozu właśnie w tym momencie, gdy jeden z trzewików Longfellowa przebił słabą taflę lodu. Lowell podbiegł, aby złapać przyjaciela.

Doktor Holmes zdjął rękawiczki i kapelusz, a potem płaszcz i surdut i zaczął wdziewać je na Pliny'ego Meada.

– Ubierzcie ich we wszystko, co macie! Okryjcie im głowy i szyje!

Zdarł swój halsztuk i owinął go wokół szyi chłopca. Potem zrzucił z siebie buty i skarpetki i wsunął je na stopy Meada. Inni patrzyli na poruszające się w błyskawicznym tempie dłonie Holmesa i poszli za jego przykładem.

Manning chciał coś powiedzieć, lecz wydobył z siebie tylko niewyraźny jęk. Próbował podnieść się z lodu, lecz był całkowicie zdezorientowany, gdy Lowell wciskał mu na głowę swój kapelusz.

– Upewnijcie się, czy są przytomni! – krzyczał doktor Holmes. – Jeśli przysną, stracimy ich!

Z trudnością donieśli skostniałe ciała do powozu. Lowell, rozebrany do koszuli, powrócił na stanowisko woźnicy. Zgodnie z instrukcją Holmesa Longfellow i Fields nacierali szyje i barki ofiar i podnosili ich stopy w celu zapewnienia lepszego krążenia krwi.

– Szybko, Lowell, szybko! – wołał doktor.

– Szybciej się już nie da, Wendell!

Holmes od razu rozpoznał, że Mead jest w o wiele gorszym stanie. Rana z tyłu głowy, prawdopodobnie zadana przez Teala, dodatkowo osłabiała organizm wystawiony na śmiertelne zimno. Doktor starał się jak mógł pobudzić u niego krążenie krwi podczas krótkiej drogi powrotnej do miasta, lecz ciało Meada było tak zimne, że samo jego dotykanie sprawiało ból.

– Chłopiec był stracony, zanim jeszcze przybyliśmy do Fresh Pond. Nie mogliśmy zrobić nic więcej. Sam o tym wiesz najlepiej, mój drogi doktorze.

Holmes przesuwał w palcach tam i z powrotem kałamarz podarowany Longfellowowi przez Tennysona, ignorując Fieldsa. Końce palców miał poplamione atramentem.

– A Augustus Manning zawdzięcza ci życie – rzucił Lowell, po czym dodał: – A mnie mój kapelusz. Z całą powagą, Wendell, bez twojej pomocy Manning byłby już martwy. Gzy tego nie pojmujesz? Udaremniliśmy plany Lucyfera. Wyrwaliśmy człowieka ze szczęk diabła. Tym razem wygraliśmy, ponieważ ty byłeś na miejscu, drogi przyjacielu.

Trzy córki Longfellowa, w ciepłych ubraniach, gotowe do wyjścia, zapukały do drzwi gabinetu. Pierwsza weszła Alice.

– Tato, Trudy i wszystkie inne dziewczynki jeżdżą na sankach na wzgórzu. Możemy pójść?

Longfellow spojrzał na przyjaciół, którzy tkwili w fotelach rozstawionych po całym pokoju. Fields się wzdrygnął.

– Inne dzieci też tam będą? – spytał Longfellow.

– Z całego Cambridge! – oznajmiła Edith.

– Bardzo dobrze – powiedział Longfellow, lecz gdy potem popatrzył na nie ponownie, zwyciężyła w nim druga myśl. – Annie Allegra, może zostaniesz tutaj z panną Davie?

– Och, proszę, tato! Ubrałam moje nowe buty! – Annie podniosła nogę na dowód, że nie kłamie.

– Moja droga Panzie – Longfellow uśmiechnął się do córki – obiecuję, że tylko tym razem.

Dwie pozostałe dziewczynki wybiegły z domu, a mała Annie wyszła do hallu, by odnaleźć guwernantkę.

Nicholas Rey zjawił się w pełnym umundurowaniu w niebieskim wojskowym płaszczu i bluzie. Przyznał, że jego poszukiwania nie przyniosły skutku, lecz poinformował jednocześnie, że sierżant Stoneweather postawił na nogi kilka oddziałów policji, aby odnaleźć Benjamina Galvina.

– Rada Zdrowia Publicznego ogłosiła, że największe zagrożenie zarazą już minęło, i uwolniła kilka tuzinów koni z kwarantanny.

– Wspaniale! Zatem dostaniemy zaprzęg i zaczniemy poszukiwania – stwierdził Lowell.

– Profesorze, panowie – powiedział Rey, gdy usiadł. – Odkryliście tożsamość mordercy. Ocaliliście życie człowieka, a być może także życie innych ludzi, których nazwisk nigdy nie poznamy.

– Tyle że gdyby nie my, w ogóle nie powstałoby zagrożenie – westchnął Longfellow.

– Nie, panie Longfellow. To, co Benjamin Galvin odnalazł w Dantem, i tak odkryłby w swoim życiu. Nie popełniliście żadnej z tych zbrodni. A wasze osiągnięcia dokonane w ich cieniu są niezaprzeczalne. Na szczęście jesteście już bezpieczni. Teraz, dla bezpieczeństwa wszystkich, musicie pozwolić policji zakończyć tę sprawę.

Holmes spytał Reya, dlaczego ma na sobie mundur.

– Gubernator Andrew wyprawia dziś w Domu Stanowym kolejny bankiet dla swoich żołnierzy. Jasne jest, że Galvin nadal uważa się za żołnierza. Być może się pojawi.

– Oficerze, nie wiemy, jak Galvin zareaguje na to, że uniemożliwiono mu dokonanie ostatniego morderstwa – zauważył Fields. – A co, jeśli spróbuje znów wymierzyć karę ludziom, których uznał za zdrajców? Co, jeśli powróci do Manninga?

– Posterunkowi strzegą domów wszystkich członków Korporacji Harwardzkiej oraz Rady Nadzorczej, w tym doktora Manninga. Sprawdzamy również wszystkie hotele, pytając o Simona Campa, na wypadek gdyby Galvin i jego uważał za zdrajcę Dantego i chciał go ukarać. W sąsiedztwie Galvina kręci się kilku ludzi, którzy uważnie obserwują jego dom.

Lowell podszedł do okna i spojrzał na chodnik przed domem Longfellowa. Nagle dostrzegł człowieka w ciężkim niebieskim płaszczu, który przeszedł obok bramy. Po chwili mundurowy zawrócił i ponownie minął bramę.

– Także tutaj ma pan swojego człowieka? – spytał Lowell.

Rey skinął głową.

– Przed domem każdego z was, panowie. Sądząc po ofiarach, zdaje się, że Galvin uważa się za waszego obrońcę. Może więc wpaść na pomysł, by spotkać się z wami, chcąc ustalić, co robić w obliczu ostatnich wydarzeń. Jeśli tak uczyni, złapiemy go.

Lowell zbliżył cygaro do ognia. Nagle uleganie własnym zachciankom wywołało u niego niesmak.

– Oficerze, myślę, że to kiepska propozycja. Nie możemy tak po prostu bezczynnie siedzieć w tym pokoju przez cały dzień!

– Wcale tego nie sugeruję, profesorze Lowell – odparł Rey. – Powróćcie do swoich domów, spędźcie czas z rodzinami. Obowiązek chronienia miasta spoczywa na mnie, panowie, a waszej obecności bardzo brakuje gdzie indziej. Wasze życie musi znów zacząć toczyć się normalnie, profesorze.