Выбрать главу

– Obiecuję, że to się zmieni – odrzekł wydawca. – Latem nie będę prawie wcale pracował i będziemy spędzać każdy dzień w Manchesterze. Osgood jest prawie gotowy, by zostać wspólnikiem…

Annie Fields wbiła wzrok w szary dywan.

– Znam twoje obowiązki. Ale poświęcam cały swój czas na zajmowanie się domem i w nagrodę za to zupełnie się z tobą nie widuję. Z trudem znajduję godzinę na studiowanie bądź czytanie, gdy nie jestem zbyt zmęczona. Catherine znowu jest chora i praczki muszą spać w trójkę w łóżku z pokojówką z góry…

– Jestem w domu, kochanie – zauważył.

– Nie, nie jesteś. – Wzięła jego płaszcz i kapelusz od pokojówki i wręczyła mu z powrotem.

– Kochanie? – Fieldsowi zrzedła mina.

Zawiązała mocniej szlafrok i zaczęła wchodzić po schodach.

– Posłaniec z Corner szukał cię rozpaczliwie kilka godzin temu.

– O tak nieprzyzwoicie późnej porze?

– Powiedział, że musisz się tam natychmiast udać, bo inaczej policja przybędzie pierwsza.

Fields miał ochotę podążyć za Annie na górę, lecz po chwili wahania pognał na Tremont Street. Na tyłach biura zastał swojego starszego pracownika, J. R. Osgooda oraz Cecilię Emory, recepcjonistkę, która tkwiła w wygodnym fotelu, łkając z twarzą ukrytą w dłoniach. Dan Teal, chłopak z nocnej zmiany, siedział cicho nieopodal, przyciskając kawałek szmatki do krwawiącej wargi.

– Co się tu dzieje? Ależ, co się stało pannie Emory? – zapytał Fields.

Osgood wziął go na bok.

– To Samuel Ticknor – Przerwał na moment, szukając odpowiednich słów. – Ticknor… całował po godzinach pannę Emory za biurkiem. Opierała się, krzyczała, żeby przestał, i pan Teal wkroczył do akcji. Obawiam się, że musiał użyć siły wobec pana Ticknora.

Fields przysunął krzesło do fotela panny Emory i zaczął ją wypytywać łagodnym tonem.

– Może pani mówić otwarcie, moja droga – zapewnił dziewczynę.

– Tak mi przykro, panie Fields. – Panna Emory robiła wszystko, by przestać płakać. – Zależy mi na tej pracy, a on powiedział, że jeśli nie zrobię, co mi każe… cóż, on jest synem Williama Ticknora i ludzie mówią, że niedługo zrobi go pan swoim wspólnikiem ze względu na jego nazwisko… – Zakryła usta dłonią, jakby próbując zatrzymać te straszne słowa.

– Pani… stawiała mu opór? – zapytał Fields łagodnie. Potwierdziła.

– On jest taki silny. Pan Teal… Dziękuję Bogu, że tam był.

– Od jak dawna pan Ticknor niepokoi panią, panno Emory? – zapytał wydawca.

– Od trzech miesięcy – odpowiedziała, łkając, Cecilia. – Niemal od początku, gdy tu pracuję. Ale Bóg mi świadkiem, nigdy tego nie chciałam, panie Fields! Musi mi pan uwierzyć!

Fields poklepał ją po dłoni i powiedział ojcowskim tonem:

– Droga panno Emory, proszę mnie posłuchać. Ponieważ jest pani sierotą, przymknę na to oko i pozwolę pani zachować posadę.

Z wdzięcznością kiwnęła głową i rzuciła się Fieldsowi na szyję. Wydawca powstał.

– Gdzie on jest? – zapytał Osgooda.

Cały kipiał. To było krańcowe pogwałcenie zasad lojalności.

– Czeka na pana w pokoju obok. Powinienem jednak uprzedzić, że zaprzecza wersji panny Emory.

– Jeśli wiem cokolwiek o ludzkiej naturze, ta dziewczyna była całkowicie niewinna, Osgood. Panie Teal – Fields zwrócił się do subiekta – czy wszystko, co powiedziała panna Emory, było zgodne z tym, co pan widział?

Teal odpowiadał w żółwim tempie, jak zwykle żując coś w ustach.

– Właśnie miałem wychodzić, sir. Zobaczyłem, jak panna Emory szamoce się z panem Ticknorem i błaga go, by ją zostawił w spokoju. No to trzepnąłem go, aż przestał.

– Dobra robota, Teal – pochwalił go Fields. – Nie zapomnę, że mi pomogłeś.

Chłopak nie wiedział, jak odpowiedzieć.

– Rano muszę być w drugiej pracy, proszę pana. Za dnia jestem dozorcą w uniwersytecie.

– Tak? – zainteresował się wydawca Fields.

– Praca u pana to dla mnie wszystko – dodał szybko subiekt. – Jeśli wymaga pan ode mnie czegoś więcej, proszę mi o tym powiedzieć.

– Proszę przed wyjściem spisać wszystko, co pan widział i robił. Potrzebujemy zeznania na wypadek interwencji policji – wyjaśnił Fields i poprosił Osgooda, żeby podał Tealowi pióro i kartkę papieru. – A gdy ona się uspokoi, niech także wszystko spisze – dodał.

Teal z trudem napisał kilka liter. Wydawca zdał sobie sprawę, że chłopak ledwo umie pisać, i pomyślał, że musi to być dziwne: co wieczór pracować wśród książek bez tak podstawowej umiejętności.

– Panie Teal – zwrócił się do młodzieńca – niech pan dyktuje panu Osgoodowi, żeby wszystko przebiegło oficjalnie.

Teal z wdzięcznością przystał na to i przekazał kartkę starszemu pracownikowi.

Blisko pięć godzin zajęło Fieldsowi wydobycie prawdy z Samuela Ticknora. Był trochę zdumiony tym, jak pokornie wyglądał jego pracownik z nosem jakby trochę przekrzywionym i twarzą porządnie obitą przez chłopaka. Udzielał na przemian skąpych lub powierzchownych odpowiedzi. W końcu jednak przyznał się do cudzołóstwa z Cecilia Emory i ujawnił, że wdał się w romans z jeszcze jedną sekretarką z Corner.

– Natychmiast opuścisz firmę Ticknor & Fields i nigdy już tu nie wrócisz! – powiedział wydawca.

– Akurat! Mój ojciec założył tę firmę! Przyjął pana pod swój dach, gdy niewiele się pan różnił od żebraka! Bez niego nie miałby pan ani domu, ani takiej żony jak Annie Fields! To moje nazwisko jest na grzbiecie naszych książek, nawet nad pańskim, panie Fields.

– Samuelu, jesteś przyczyną nieszczęścia dwóch kobiet! – odparł Fields. – Nie mówiąc już o krzywdzie, jaką wyrządziłeś żonie i swojej biednej matce. Gdyby na moim miejscu był twój ojciec, czułby się jeszcze bardziej zhańbiony!

Samuel Ticknor był bliski płaczu. Wychodząc, krzyknął:

– Panie Fields, usłyszy pan jeszcze o mnie, jak mi Bóg miły! Gdyby tylko wprowadził mnie pan do swego towarzystwa… – urwał na moment, po czym dodał: – W towarzystwie uchodziłem zawsze za zdolnego młodzieńca!

Tydzień upłynął bez postępów – nie udało się znaleźć żadnych żołnierzy, którzy mogliby wiedzieć coś o Dantem. Oscar Houghton po przeprowadzonym śledztwie wysłał Fieldsowi wiadomość, że w drukarni nie brakuje żadnych odbitek. Nadzieje malały. Nicholas Rey czuł, że jest uważniej obserwowany na posterunku, ale spróbował jeszcze raz spotkać się z Willardem Burndym. Śledztwo znacznie osłabiło kasiarza. Gdy nie mówił lub nie poruszał się, wyglądał, jakby uszło zeń życie.

– Sam się z tego nie wypłaczesz – stwierdził Rey. – Wiem, że jesteś niewinny, ale wiem także, że widziano cię w pobliżu domu Talbota w dniu, w którym obrabowano jego sejf. Powiesz mi, dlaczego tam byłeś, albo będziesz wisiał.

Burndy popatrzył na Reya, po czym dodał apatycznie:

– Obrobiłem sejf Talbota. Chociaż niezupełnie. Nie uwierzysz mi… ja sam sobie nie wierzę! Jakiś narwaniec powiedział, że da mi dwieście dolarów, jeśli tylko nauczę go, jak otworzyć pewien sejf. Myślałem, że to będzie łatwa robota. Że nic nie ryzykuję. Na honor dżentelmena, nie miałem pojęcia, że dom należy do takiej szychy. Ale to nie ja załatwiłem pastora! Gdybym to ja go wykończył, nie oddałbym mu pieniędzy!

– Dlaczego poszedłeś do domu Talbota?

– Żeby wybadać sprawę. Ten wariat chyba wiedział, że Talbota nie ma w środku, więc zakradłem się, żeby sprawdzić rozkład domu. Wszedłem, tylko żeby ustalić, jaki to typ sejfu – Burndy błagał o zrozumienie z głupim uśmiechem na twarzy. – To nic złego, prawda? Zamek był prosty i w pięć minut wytłumaczyłem facetowi, jak go otworzyć. Narysowałem mu to na serwetce w tawernie. Powinienem był się domyślić, że ten typ jest stuknięty. Powiedział, że chce zabrać z sejfu tylko tysiąc dolarów i ani miedziaka więcej. Wyobrażasz sobie? Słuchaj no, jeśli im powiesz, że obrabowałem pastora, na pewno mnie powieszą. Ktokolwiek zapłacił mi za tę robotę, jest szaleńcem. To on zabił Talbota, Healeya i Phineasa Jennisona!