Выбрать главу

– Wiemy teraz, dlaczego zabójca położył pod głową symoniaka pieniądze – stwierdził ze skruchą Longfellow. – Greene zawsze preferował takie odczytanie tej pieśni. Powinienem był skojarzyć szczegóły morderstwa z interpretacją naszego przyjaciela.

– Nie obwiniaj się, Longfellow! – wykrzyknął Holmes. – Tylko znawca Dantego mógłby rozpoznać szczegóły morderstwa. Skąd mieliśmy wiedzieć, że Greene był ich mimowolnym źródłem.

– Choć intencje mieliśmy dobre – odpowiedział Longfellow – obawiam się, że popełniliśmy poważny błąd. Zwiększając częstotliwość naszych sesji, spowodowaliśmy, że Lucyfer przez tydzień usłyszał od Greene'a więcej o Dantem niż wcześniej w ciągu miesiąca.

– Niech Greene dalej głosi swoje kazania – nalegał Lowell – lecz tym razem niech zrezygnuje z opierania się na Dantem. My zaś będziemy pilnie baczyć na jego słuchaczy i zaczekamy, aż któryś z nich zareaguje na tę zmianę niepokojem, a wtedy dopadniemy mordercę!

– To zbyt niebezpieczna gra dla Greene'a! – sprzeciwił się Fields. – Mógłby nie sprostać temu zadaniu. Poza tym ten dom pomocy dla żołnierzy jest już bliski zamknięcia i weterani prawdopodobnie zdążyli rozproszyć się po całym mieście. Nie mamy czasu, by planować tego rodzaju akcje. Lucyfer może uderzyć w każdej chwili, obierając za cel ataku każdego, kto, według jego spaczonej wizji świata, zgrzeszył przeciwko niemu!

– Musi mieć jednak jakiś powód, by to zrobić, Fields – zauważył Holmes. – Szaleńcy często działają bardzo logicznie.

– Wiemy już, że zabójca potrzebuje przynajmniej dwóch dni, a czasem więcej, aby po usłyszeniu kazania przygotować się do kolejnej zbrodni – stwierdził Rey. – Czy jest szansa, byśmy mogli przewidzieć jego następne potencjalne ofiary, wiedząc, jakimi fragmentami Dantego podzielił się z żołnierzami pan Greene?

– Obawiam się, że nie – odrzekł Lowell. – Po pierwsze, nie wiemy, jak zareagował Lucyfer na całą serię kazań, którą miał możność usłyszeć ostatnio. Dotychczas wysłuchiwał ich pojedynczo. Pieśń o zdrajcach, omawiana dzisiaj przez Greene'a, wywarła na nim zapewne najsilniejsze wrażenie. Jak jednak mamy się domyślić, kogo w swym obłędzie uzna za zdrajców?

– Gdyby Greene zdołał sobie lepiej przypomnieć człowieka, który wypytywał go o możliwość czytania Dantego… – westchnął Holmes. – Wiemy, że był w mundurze, miał wąsy koloru siana przystrzyżone w podkowę i chodził o lasce. Lecz zabójca musiał być bardzo silny i poruszać się sprawnie i szybko, skoro nikt go nie widział ani przed dokonaniem zbrodni, ani potem. Kulawy żołnierz raczej nie pasuje do tego obrazu.

Lowell wstał i zbliżył się do Holmesa, udając, że kuleje.

– Nie chodziłbyś w ten sposób, Wendell, gdyby zależało ci na tym, by ukryć przed światem swoją siłę?

– I pomyśleć, że Greene spoglądał w oczy tego demona!

– Lub w oczy dżentelmena, którego uderzyła moc wizji Dantego – zasugerował Longfellow.

– Widok żołnierzy słuchających w napięciu Dantejskich opowieści był zaiste niezwykły – przyznał Lowell. – Czytelnicy Dantego stali się jego uczniami, jego uczniowie – wyznawcami. To, co zaczyna się jako upodobanie, staje się religią. Bezdomny wygnaniec znajduje swój dom w tysiącach wdzięcznych serc…

Jego perorę przerwało lekkie pukanie do drzwi i łagodny głos dobiegający z korytarza.

Fields z irytacją potrząsnął głową.

– Osgood, chwilowo musi pan sobie poradzić beze mnie!

W szczelinie między drzwiami a podłogą ukazała się złożona kartka papieru.

– Chcę tylko przekazać wiadomość, panie Fields.

Wydawca wahał się przez moment, a potem rozłożył kartkę.

– To pieczęć Houghtona. „Mając w pamięci pańską wcześniejszą prośbę, sądzę, że zainteresuje pana informacja, iż próbne odbitki przekładu pana Longfellowa faktycznie zaginęły. H. O. H. "

Zapadła cisza. Rey spojrzał pytająco.

– Kiedy omyłkowo sądziliśmy – wyjaśnił Fields – że morderca poprzez swoje zbrodnie prowadzi wyścig z naszym przekładem, poprosiłem mojego drukarza, pana Houghtona, aby upewnił się, czy nikt nie dobierał się w drukarni do próbnych odbitek przekładu pana Longfellowa, aby w ten sposób przewidzieć nasz tryb pracy.

– Dobry Boże, Fields! – Lowell wyrwał notatkę Houghtona z dłoni wydawcy. – Taka wiadomość, właśnie teraz, gdy myśleliśmy, że kazania Greene'a wyjaśniają wszystko! Znowu niczego nie możemy być pewni!

Gdy Lowell, Fields i Longfellow dotarli do Henry'ego Oscara Houghtona, drukarz pisał właśnie list z pogróżkami do nie wywiązującego się z warunków umowy producenta płyt drukarskich. Asystent zapowiedział gości.

– Mówił mi pan wcześniej, że żadna z odbitek nie zginęła! – krzyknął od progu Fields, nie zdjąwszy nawet kapelusza.

Houghton odprawił asystenta.

– Ma pan całkowitą rację, panie Fields. Co więcej, te odbitki, które miałem na myśli, nadal są tam, gdzie były – wyjaśnił spokojnie drukarz. – Jednak od czasu gdy Sudbury Street spłonęła do szczętu, na wypadek pożaru mam w zwyczaju trzymać dodatkowe kopie wszystkich ważnych płyt i odbitek w piwniczce. Byłem przekonany, że żaden z moich chłopców nie korzysta z tego pomieszczenia. Nie mają zresztą powodów, by to robić. Kogo mogłoby zainteresować kupno skradzionych odbitek korektorskich? Moje „diabły", mając do wyboru partyjkę bilardu lub lekturę książki, zawsze wybiorą to pierwsze. A propos, kto to powiedział: „Anioł może coś napisać, ale żeby to wydrukować, potrzebne będą diabły"? Kiedyś wygraweruję to sobie na pieczęci. Drukarz zachichotał, zasłaniając usta dłonią.

– Thomas Moore – wszystkowiedzący Lowell nie mógł się powstrzymać, by nie udzielić odpowiedzi.

– Panie Houghton – rzekł Fields – bardzo proszę, by pokazał nam pan miejsce, w którym trzyma pan zapasowe kopie.

Drukarz poprowadził Fieldsa, Lowella i Longfellowa krętymi, wąskimi schodami do sutereny. Na końcu długiego korytarza otworzył prosty zamek szyfrowy na drzwiach przestronnej piwniczki, którą kupił od likwidowanego banku.

– Kiedy sprawdziłem, czy nie zginęły odbitki przekładu pana Longfellowa, które trzymam na górze, przyszło mi do głowy, by sprawdzić również piwniczkę. No i proszę! Kilka wczesnych odbitek z fragmentami przekładu Inferna ulotniło się.

– Kiedy znikły? – spytał Fields.

Houghton wzruszył ramionami.

– Nie zaglądam tutaj zbyt często. Mogły zniknąć wiele dni, a nawet wiele miesięcy temu.

Longfellow odnalazł pojemnik opatrzony swoim nazwiskiem. Lowell pomógł mu przeglądać arkusze. Brakowało kilku pieśni Inferna.

– Wygląda na to, że ktoś zabrał je stąd na chybił trafił – wyszeptał Lowell. – Znikły fragmenty Pieśni trzeciej, ale to chyba jedyna skradziona część, która ma jakiś związek z morderstwem.

Drukarz wyprowadził poetów na górę i odchrząknął.

– Jeśli panowie sobie tego życzą, mogę zebrać wszystkich, którzy mieli dostęp do mojego szyfru. Zbadamy sprawę gruntownie. Jeśli wydaję któremuś chłopcu polecenie, aby powiesił mój płaszcz, to oczekuję, że wróci i powie mi, iż to zrobił.

„Diabły", jak Houghton nazywał swych młodszych pracowników, obsługiwały prasy drukarskie, odkładały odlewane czcionki do odpowiednich przegródek i ścierały tworzące się nieustannie kałuże czarnego tuszu. Na dźwięk dzwonka szefa Riverside Press wszyscy chłopcy zbiegli się do pokoju, w którym podawano kawę.