Выбрать главу

Wspomnienie Addoloraty i perspektywa uciech, których będzie z nią zażywać, jeśli wszystko pójdzie dobrze, złagodziły lodowaty strach, który się w nim zagnieździł.

Nastawił czajnik, otworzył gazetę i to, co zobaczył, ścięło mu krew w żyłach. Duże zdjęcie na pierwszej stronie przedstawiało zwłoki dwóch mężczyzn leżące na bruku w kałuży krwi. Tytuł brzmiał: „Dwaj członkowie bandy Chinnici zamordowani o świcie”.

Jego wątpliwości, strach przybrały teraz konkretną formę. Latella prawdopodobnie żył, jego sen się skończył. Zauważył, że drżą mu ręce. Jeszcze tak niedawno wydawało mu się, że ma w ręku cały świat. Teraz utracił wszystko. Bał się prawdy, ale musiał ją poznać za wszelką cenę. Uczynił rzecz, której nie powinien absolutnie robić. Zadzwonił do Chinnici. Telefon odebrał Joe La Manna.

– Czekałem całą noc – zaczął Tony.

– Były komplikacje.

– Widziałem wiadomości – zareplikował robiąc aluzję do gazety.

– Wszystko w porządku, przyjacielu – uspokoił go.

– Chcę z nim mówić – powiedział myśląc o Diamond Alu. Nie wiedział, że on również nie żyje.

– Odpoczywa. Później, kiedy się obudzi, odezwie się.

– A tamta sprawa? – nalegał, robiąc aluzję do zlikwidowania Latelli.

– W swoim czasie – usłyszał lakoniczną odpowiedź La Manny.

Frank Latella, miał tego wręcz matematyczną pewność, żył, a on mógł mieć nadzieję na oczyszczenie się, likwidując Chinnici zgodnie z wydanym mu poleceniem. Wpadł w szał. Był jak ogłupiała ćma usiłująca ratować się i ciągle wpadającą na lampę, która miała ją zabić.

Odłożył słuchawkę, aby połączyć się z willą w Coney Island, ale nikt nie odpowiadał. Wykręcił numer klubu Dominici. Odpowiedział mu zaspany głos José.

– Co się stało? – zapytał.

– Chciałem zawiadomić, że zajmę się przesyłką jeszcze dzisiaj.

– Nie ma pośpiechu – zapewnił go José. – Dzisiaj, jutro, co za różnica?

– Wydawało mi się – zaczął jąkając się – wydawało mi się, że to pilne.

– Rzecz w tym, że nasz przyjaciel nie jest dzisiaj w najlepszej formie. Być może nie będzie miał jej także jutro.

Strach spowodował, że Tony zapomniał o najbardziej elementarnych zasadach ostrożności.

– Dlaczego mi tego nie wyjaśnisz? – zapytał.

– Ależ oczywiście – poparł go José.

– Kiedy?

– Dziś wieczór. Przyjdź do klubu dzisiaj wieczorem.

– Kłopoty?

– Żaden kłopot. Wszystko okay, przyjacielu – José miał pogodny, spokojny, przekonujący głos.

– Może być o ósmej?

– Doskonale.

– Może zjemy razem kolację?

– I wszystko ci wyjaśnię, punkt po punkcie.

Znów wstąpiło w niego życie. Serce zaczęło bić normalnie. Zabije Chinnici i Frank nigdy się nie dowie o jego zdradzie. Na razie może być spokojny, ponieważ – tak utrzymywał José Vicente – nie było pośpiechu. Później wszystko wyjaśni. Teraz ma przed sobą cały dzień, który spędzi z Addoloratą. Od wielu dni, od śmierci męża odpychała go od siebie. Nie rozumiał dlaczego. Dzisiaj pójdzie do niej, niosąc jej prezenty i miłość.

14

Od śmierci ojca Nancy chodziła do szkoły bez entuzjazmu, jadła bez entuzjazmu, żyła bez entuzjazmu. Zachowywała się jak automat, któremu kazano uczyć się, jeść, żyć. Cienka nić porozumienia z kolegami z klasy została definitywnie przerwana. Wydawali jej się zbyt dziecinni, niedojrzali, bez charakteru, nie potrafili cierpieć bez jednej łzy, nie umieli dotrzymać tajemnicy.

Nauczycielka, pani Estearne, na próżno próbowała zrozumieć skomplikowaną osobowość nastolatki, zwłaszcza po tym rozlewie krwi, w którym stracił życie jej ojciec, Calogero Pertinace. Nie spuszczała z oka tej posłusznej, zamkniętej w sobie uczennicy, po której mogła spodziewać się tylko długich okresów milczenia.

Gdyby Nancy nie poczuła ostrych bólów w podbrzuszu, a w chwilę później ssącej pustki w żołądku, pani Estearne również i tego ranka nie usłyszałaby głosu swojej niezwykłej uczennicy. Do bólu i wrażenia pustki dołączyła migrena. Jakby niespodziewanie jakaś obręcz boleśnie ścisnęła jej głowę. Gdyby miała opisać to dziwne złe samopoczucie, nie potrafiłaby tego uczynić. Odłożyła pióro na ławkę i trzymając się za brzuch pochyliła się do przodu.

Nauczycielka, blondynka o bujnych kształtach i niebieskich, łagodnych oczach, przerwała dyktowanie i podeszła zaniepokojona.

– Coś nie tak? – zapytała.

Nieruchome spojrzenie i niezmieniony wyraz twarzy dziewczynki nie były w stanie ukryć jej przestrachu. Nancy powiedziała tylko:

– Mogę pójść do łazienki?

– Źle się czujesz? – dopytywała się pani Estearne.

– Nie – odpowiedziała Nancy. – Chciałabym tylko pójść do łazienki.

Nauczycielka skinęła przyzwalająco głową.

W łazience Nancy zauważyła, że ma majteczki poplamione krwią, i przypomniała sobie rozmowy mamy i babci o nadchodzącym nieuchronnym zjawisku fizjologicznym, dzięki któremu miała stać się kobietą.

Ta świadomość rozproszyła tajemnicę, strach, a skrępowanie stało się nagle znośne. Odczuła nawet dumę. Poczuła się ważna, wyjątkowa, niejasno zdając sobie sprawę z tego, że został właśnie uruchomiony mechanizm reprodukcji. Przypomniały jej się słowa ojca: – „Będziesz wspaniałą kobietą, Nancy”.

Wróciła do klasy i poprosiła o pozwolenie pójścia do domu.

– Mogę ci w czymś pomóc? – zaniepokoiła się nauczycielka.

– Tak. Proszę puścić mnie do domu – powiedziała Nancy.

– Źle się czujesz?

– Nie czuję się dobrze.

– Chcesz pójść do pielęgniarki?

– Chcę iść do domu – nalegała dziewczynka spoglądając na nią niewzruszenie.

– Dobrze. Idź do domu – zezwoliła nauczycielka, podczas gdy uczniowie komentowali półgłosem to wydarzenie.

Nancy zebrała swoje rzeczy i nie słuchając zaleceń pani Estearne wyszła. Czuła się już lepiej. W domu będzie mogła zwierzyć się matce, która jej pomoże. Były teraz same. Babcia i Sal przyjęli zaproszenie pewnej rodziny współziomków z High Point w New Jersey, przyjaciół, którzy po tragedii w ten konkretny sposób chcieli wyrazić swoją sympatię i solidarność. Przede wszystkim chcieli pomóc Annie Pertinace wyjść z odrętwienia, w jakie wpadła po śmierci syna.

Addolorata i Nancy po raz pierwszy pozostały same i dzięki częstym rozmowom nawiązała się między nimi piękna więź przyjaźni. Opowieści Addoloraty nadawały określony kształt wspomnieniom, z których wyłaniała się odtwarzana tkliwie postać Calogero Pertinace, dobrego, mądrego, atrakcyjnego męża, którego nie umiała docenić za życia. Teraz przekładała na słowa swoją miłość do niego i do rodziny, te wszystkie drobne gesty świadczące o zainteresowaniu nimi. Czasami pozwalała sobie na nieukojony, dziecięcy płacz w ramionach dziewczynki, która była jej córką.

Do serca i umysłu Nancy zakradało się w tych momentach zimne i palące pragnienie zemsty. Nie zastanawiała się gdzie, kiedy, jak, ale wiedziała, że pomści swego ojca.

Ze wzburzonym sercem, zajęta nowymi myślami, Nancy pośpiesznie szła do domu. Na ulicy było niewiele osób, dzieci były w szkole, mężczyźni w pracy, kobiety na zakupach.