Выбрать главу

Ale to rozwiązanie natychmiast uznała za złe. Było nie do pomyślenia, aby w miejscowości, w której wszyscy wszystko o sobie wiedzieli, nagle zaczęła krążyć plotka, że rodzina Pertinace pożyczyła pieniądze rybakowi będącemu na czarnej liście don Mimì Scali, który – Nancy wiedziała o tym – razem z don Antonim Persico, don Michelem Cutruneo i paru innymi trząsł całym Castellammare del Golfo.

– Musisz porozmawiać z don Mimì – powiedział Sal przerywając jej rozważania i podpowiadając siostrze rozwiązanie, którego szukała. – Ty możesz zmusić go do zastanowienia się.

Dziewczyna uśmiechnęła się.

– Zrobię, co będę mogła.

– Kiedy?

– Natychmiast.

– Pójdę z tobą – zaoferował się, przyjmując rycerską postawę dawnego szarmanckiego kawalera.

– Nie tym razem – odmówiła. – Wiesz dobrze, że Grazia Scalia, córka don Mimì, jest moją szkolną koleżanką. Pod pretekstem rozmowy z nią spróbuję porozmawiać z ojcem. Ale ty, Sal, bądź tak miły, nie opowiadaj nikomu tej historii.

18

Rodzina Scalia mieszkała w starej kamienicy w zabytkowej części miasta. Nancy wielokrotnie gościła w tym domu ociekającym bogactwem, zapraszana przez Grazie, która wyraziła pragnienie uczenia się amerykańskiego i zachwycała się jej opowiadaniami o Wielkim Kraju. Przy różnych okazjach spotykała don Mimì i odniosła wrażenie, że jest to człowiek arogancki wobec słabszych, uległy i służalczy wobec silniejszych od siebie. Był osobą wpływową, nie spodobał jej się. Był prawdopodobnie ostatnią osobą, z którą chciałaby rozmawiać, ale musiała to zrobić, jeśli chciała dokonać aktu sprawiedliwości.

Drzwi otworzyły się, zanim Nancy wyciągnęła rękę w kierunku dzwonka.

– Zobaczyłem cię przypadkiem przez okno – przyjęła ją radośnie Grazia. – Nie powiedziałaś mi, że przyjdziesz dzisiaj – dodała odsuwając się, żeby ją przepuścić.

– Muszę porozmawiać z twoim ojcem – powiedziała nie szukając wybiegów i kierując się prosto do salonu. Wiedziała, że o tej porze zastanie go zagłębionego w obszernym fotelu, w którym z trudem się mieścił, z cygarem w ustach, w obłoku cierpko-słodkiego dymu, słuchającego arii operowych. Były to święte, nietykalne chwile. Nikt nie ośmielał się mu przeszkadzać.

– Jesteś szalona – zganiła ją Grazia chwytając za rękę.

Nancy uwolniła się odpychając ją i weszła do salonu. Z adapteru unosił się potężny głos barytona będącego w połowie prologu z opery „Pajace”. Otoczony cierpkim dymem cygara don Mimì rozkoszował się błogo słowami i muzyką.

– Muszę z panem porozmawiać, don Mimì – zaczęła stanowczo Nancy, przekrzykując barytona swoim dźwięcznym głosem.

Mężczyzna spojrzał na nią nie widzącym wzrokiem.

– Później – powiedział władczo, nie wyjmując cygara z ust.

– To pilne – nalegała stając naprzeciw niego, mrugając oczami i pokasłując z powodu dymu.

Don Mimì rzucił wściekłe spojrzenie i jego czarne, małe, świdrujące oczka wypełniły się nienawiścią. Wyciągnął rękę i wyłączył adapter.

– Życzę ci, żeby to było naprawdę pilne – zagroził.

Nancy przełknęła, zebrała całą swoją odwagę i wygłosiła wszystko jednym tchem.

– Chodzi o Sante Pennisi. Rybaka. Jego syn Alfredo jest zrozpaczony, ponieważ są bez pieniędzy i nie mogą kupić nafty. Bez nafty nie ma połowów. Bez połowów nie ma pieniędzy. Pan ma dużo nafty, don Mimì. Czy zechciałby pan mu pomóc ze względu na moją rodzinę?

Była blada, wyczerpana, zdesperowana.

Mężczyzna wyjął cygaro z ust, odłożył do dużej popielniczki, następnie przesunął końcem grubego, wilgotnego języka po zmysłowych, dużych ustach.

– A ty kim jesteś? – zapytał patrząc na nią z obojętnością, z jaką się patrzy na muchę.

– Jestem Nancy Pertinace – odpowiedziała dumnie. – Koleżanka szkolna waszej córki. Widzieliśmy się już parę razy, przypominacie sobie? – Nancy pociła się niebywale i to nie z powodu gorąca. Rzuciła wyzwanie temu potężnemu i niebezpiecznemu człowiekowi i była zdecydowana nie ugiąć się.

– Amerykanka – zareplikował z ironią, śmiejąc się szyderczo z jej przemowy. – To w Ameryce nauczyli cię tego dobrego wychowania?

Najchętniej skończyłby całą sprawę wymierzając siarczysty policzek tej bezczelnej dziewczynce. Tak postępował z własnymi dziećmi, aby nauczyć je dobrych manier. Było jednak coś w nieugiętym spojrzeniu Nancy, odwaga, która go wprawiła w zakłopotanie i nie pozwoliła na wprowadzenie zamiaru w czyn. Amerykanka, w przeciwieństwie do jego dzieci, nie spuszczała głowy, ale patrzyła mu twardo i zdecydowanie w oczy.

– Szanuję was, don Mimì. I dlatego przychodzę do was z tą prośbą. Proszę, nie odmawiajcie pomocy naszemu przyjacielowi. Nawet jeśli chodzi tu o uparciucha, który chce pracować na swoim i odrzuca korzyści, jakie daje spółdzielnia.

Mężczyzna wyczuł w słowach dziewczynki kpinę, ale nie zareagował tak, jakby tego sobie życzył, z powodu siły i determinacji w spojrzeniu Nancy.

– Nowy Jork uderzył ci do głowy – podsunął ostro don Mimì. – Ale teraz jesteśmy tu, na Sycylii. Tutaj rządzi mądra życiowa zasada: nie wtykaj nosa w cudze sprawy. Mimo to twoje miłosierdzie jest godne pochwały. Tyle, że z miłosierdzia nie zrobisz chleba. Z pustego nie nalejesz. I musisz również nauczyć się szanować odpoczynek innych – skończył i pokazał jej drzwi.

Nancy po raz pierwszy się uśmiechnęła i dzięki temu miłemu, szerokiemu uśmiechowi zniknęło napięcie.

– Proszę o wybaczenie, don Mimì – przeprosiła. – Nigdy już nie będę wam przeszkadzać. Ale jeśli chcielibyście pomyśleć o biednym Sante Pennisi, jego pięciorgu dzieciach, chorej żonie, byłabym wam dozgonnie wdzięczna.

W holu czekała na nią Grazia bardzo wzburzona.

– Naprawdę jesteś niebezpieczną wariatką – zaatakowała zatrwożona. – Teraz ojciec nie pozwoli mi spotykać się z tobą.

Była szczerze zmartwiona.

– Powoli, Grazia. Bądź spokojna – zapewniła. Była pewna tego, co powiedziała, tak jak wiedziała, że don Mimì da ojcu Alfreda wszystko, czego będzie potrzebował do życia.

Don Mimì był typem człowieka, który nie rozumiał argumentacji, ale umiał słuchać rozkazów.

W Klubie Dominici w Brooklynie zadzwonił telefon. José Vicente Dominici usłyszał odległy, ale wyraźny głos Nancy, który mówił:

– Potrzebuję pomocy.

Dzień później Sante Pennisi wypłyną swoją łodzią na połów.

Don Mimì Scalia otworzył mu nieograniczony kredyt.

Trzy lata później

1

Samolot z Nowego Jorku podszedł bez wstrząsów do lądowania i łagodnie usiadł na pasie rzymskiego lotniska. Zgodnie ze wskazówkami pracowników lotniska dotarł do miejsca parkowania. Odskoczyły pasy bezpieczeństwa i podniósł się szmer podobny do tego, który towarzyszy zakończeniu mszy, gdy wierni wstają z miejsc i wychodzą z pociechą w sercu.

Pasażerowie przygotowywali się do wysiadania. Stewardessa, ładna blondynka o figurze modelki i olśniewającym uśmiechu, żegnała każdego podróżnego, który opuszczał samolot, życząc mu miłego pobytu w Wiecznym Mieście. Kiedy przeszedł koło niej Sean McLeary, dziewczyna zmarszczyła arogancko nosek, zmrużyła fiołkowe oczy i do uśmiechu dołączyła niedwuznaczny podziw. Jej głos miał słodycz fletu, gdy dorzuciła: