Выбрать главу

Sean pomyślał, że Nancy była najuczciwszą osobą, jaką udało mu się spotkać, kobietą z którą mógłby założyć rodzinę. Był pewien, że spodobałaby się jego matce, gdyby ta jeszcze żyła.

Sean miał Nancy, jej zapach, jej ciepło, jej nieskończoną czułość, jej wstydliwe rumieńce, jej bicie serca, jej namiętną miłość, oddanie, pragnienie zjednoczenia się z nim. Jak długo to może trwać? Jedną noc czy jedną minutę? Oczywiście, światło tak żywe nie mogło trwać wiecznie, ale to, że zobaczył je w swoim mrocznym, samotnym życiu było dla niego jedynym i niezapomnianym doświadczeniem. W odległej przeszłości była zbrodnia, która przyćmiewała piękno ich spotkania i na chwilę mężczyzna wycofał się zatrwożony kryjąc się przed tym ponurym zawrotem głowy, zastanawiając się, co z nimi będzie w przyszłości, która właśnie już się zaczęła. Ani Frank, ani José Vicente, którzy reprezentowali niepisane prawa, nic nie mogli zdziałać przeciw pożądaniu, które pulsowało w jego żyłach.

Sean i Nancy chcieli razem podążyć dalej, poza pożądanie. I kochali się w mieszkaniu Seana, na ostatnim piętrze budynku przy Siedemdziesiątej Dziewiątej ulicy, mając przed sobą zieleń parku i oświetlony zarys Nowego Jorku.

Nancy stała się kobietą lekko, tak jak o tym marzyła, z kolorową delikatnością kwiatu rozchylającego się o świcie.

18

Dźwięk telefonu wyrwał Nearco z głębokiego snu.

– Przykro mi, że cię obudziłem – przeprosił energicznym głosem Jimmy Marron.

– Miejmy nadzieję, że masz chociaż dobry powód – warknął Nearco wypływając z nicości snu.

– Pewne rzeczy lepiej wiedzieć od razu – odrzekł Jimmy.

– Dziesięć do jednego, że to gówniana wiadomość – przepowiedział przeczesując jedną ręką włosy, a drugą ściskając telefon, tak jakby chciał skręcić kark człowiekowi, który obudził go o szóstej rano.

Jimmy nie żywił specjalnej sympatii do Nearco, którego oceniał jako wulgarnego, prostackiego i uciążliwego dla otoczenia, także dla własnego ojca, ale był przy tym wszystkim członkiem rodziny, z którą on był związany od niepamiętnych czasów więzami wierności. Jimmy przyjmował dobre i złe strony organizacji i wykonywał to, co uważał za swój obowiązek, nie zwracając uwagi na reakcje następcy tronu, któremu według hierarchii podlegał.

– Sądzę, że to ważna wiadomość – stwierdził Jimmy.

– Słucham – powiedział Nearco ze śladami snu w głosie, ale z jasnym umysłem.

– Właśnie skończyłem sprawdzać rachunki z restauracji – powiedział.

– No i co?

– Znalazłem dziurę.

– Winien? – popędzał go.

– Paul – powiedział krótko.

– Ach – był to jedyny komentarz Nearco.

– Manipuluje księgowością i chowa do kieszeni pięć procent wpływów.

Paul Valenza był bardzo zręcznym księgowym i zarządzał siecią restauracji kontrolowanych przez rodzinę Latella. Zajmował się importem włoskich produktów i angażowaniem personelu. To Paul odkrył przemyt narkotyków z Sycylii w pojemnikach z oliwkami. Był zaufanym człowiekiem, ale nawet przez chwilę Nearco nie podawał w wątpliwość stwierdzenia Jimmiego Marrona, którego wierności był całkowicie pewien.

– Okay, Jimmy – powiedział. – Dziękuję za informację.

– Pozdrów ojca. Powiedz mu, że mam kopie ksiąg – dodał, zanim zakończył rozmowę.

Nearco podciągnął się i usiadł na łóżku. Rozłoszczona Doris zaczęła gniewnie pomrukiwać. Rzadko zdarzało się, żeby telefon dzwonił o świcie, ale kiedy miało to miejsce, Doris była nieznośna, oznaczało to bowiem kłopoty. A kiedy Doris stawała się nieznośna, wyciągała na światło dzienne wszelkie przewinienia z ich przeszłości i psuła mu kompletnie humor.

Nearco wstał, całkowicie rozbudzony, i poszedł na palcach do łazienki. Zatrzymała go w drzwiach.

– Nie chcę wiedzieć, co się dzieje – wysyczała – ale przypominam ci, że jesteśmy dzisiaj zaproszeni na obiad do moich rodziców – dodała tonem nie znoszącym sprzeciwu.

Nearco w tym momencie udusiłby ją i jej rodziców. Gnębiło go tysiąc problemów, brakowało mu Brendy, erotycznej ucieczki od gorzkich stron życia, dzięki której czuł się silny i ważny. Poświęcił ją jednak na ołtarzu rodziny, trzymającej się dzięki wytartym konwenansom, które jednak budziły w nim strach i szacunek. Zamiast odpowiedzieć ostro, tak jakby chciał, wymamrotał do żony uspokajającą obietnicę.

Kiedy Nearco zszedł do kuchni, zastał tam swoją matkę w wirze zajęć. W ekspresie filtrowała się kawa i po kuchni rozchodził się jej ciepły zapach. Na stole leżały ciepłe tosty i stał słoik z sycylijskim miodem o złocistych refleksach.

– Tata? – zapytał pocałowawszy ją w czoło.

– Odpoczywa. Dzisiejszej nocy niewiele spał. Nie jest już młodzieniaszkiem. Wiek i troski ciążą mu.

– Wszyscy się starzejemy – skomentował Nearco. – Ale wydaje mi się, że tata jest we wspaniałej formie – skłamał wiedząc, że do trosk starego będzie musiał dorzucić oszustwo Paula Valenzy.

Od kiedy uruchomił interes w Atlantic City, Frank stał się wręcz obsesyjnie ostrożny. Przezorność była zawsze niezastąpioną bronią, ale tym razem, według Nearco, graniczyła ze strachem.

Podwoił straże wokół willi i zalecił zachowanie absolutnej tajemnicy w sprawie operacji handlowej. Nawet Sandra i Doris nie zostały poinformowane.

Nearco nalał sobie kawy do porcelanowej filiżanki w kwiaty, posmarował chrupiący tost masłem i miodem, ugryzł nie odczuwając żadnej przyjemności. Wypił łyk kawy, ale ceremoniał śniadania zakłócała jedna powracająca myśclass="underline" Brenda Farrel. Nie był to tylko żal za utraconą grą miłosną, wspaniałą rozrywką. Wyłowił z pamięci ostatni weekend spędzony z Brendą w Atlantic City, przed ich rozstaniem. Nearco nie umiał zrezygnować z perspektywy zabrania jej ze sobą, zwłaszcza, że mieli zatrzymać się w willi jego przyjaciela w pobliżu Smithville. Wbrew dokładnym zaleceniom Franka i z niewybaczalną lekkomyślnością zabrał ją do jednego z kasyn gry kierowanych przez spółkę kontrolowaną przez Latellę.

Brenda wpadła w szał gry i przegrała dużą sumę w ruletkę. A on, zamiast rozgniewać się, jak się tego spodziewała, pocieszył ją, mówiąc:

– Nie przejmuj się. Te pieniądze pozostaną w rodzinie.

W chwilę później odgryzłby sobie język za to lekkomyślne i niebezpieczne zdanie, ale uspokoił się szybko widząc jej pusty uśmiech. Oczywiście nie pojęła znaczenia tego zdania. Teraz jednak, z dystansu czasu, ta wątpliwość ukryta w zakamarkach umysłu odżyła prowokując w nim niepokój i niepewność.

– Mój syn już jadł śniadanie? – poinformował się popijając mocną, gorącą i dobrze osłodzoną kawę.

Sandra spojrzała na duży elektryczny zegar wiszący nad kredensem. Było wpół do ósmej.

– Zjadł śniadanie i właśnie wychodzi – odpowiedziała kobieta, pokazując widocznego przez kuchenne okno chłopaka wsiadającego do auta. Była z nim Nancy i Carmine Russo, goryl Franka Latelli.

Nearco otworzył okno i zawołał go.

– Po co jedziesz z moim synem? – zapytał mężczyznę.

– Rozkaz Franka – powiedział Carmine. – Mam go odwieźć do szkoły, a później odebrać.

Mały Frank pozdrowił ojca szerokim ruchem ręki. Nancy siedziała już w samochodzie. Carmine Russo zbliżył się do okna. Był to nabytek z czasów zamachu przed Plaza. Był najlepszym gorylem, jakiego można było sobie wymarzyć. Nie miał imponującej sylwetki, ale wydawało się, że był ze stali. Jego refleks był zadziwiający, odwaga bezdyskusyjna. Nigdy nie chybiał.