Czyjaś ręka chwyciła ją mocno i wciągnęła do pokoiku będącego czymś pośrednim między magazynem a biurem.
– Nie mogłem zamienić z tobą nawet słowa – wychrypiał Tony w jej włosy, tuląc ją do siebie.
– Zrobiłeś coś innego – odpowiedziała Addolorata, przypominając przyczynę jej nagłego odejścia od stołu.
Tony zamknął kopniakiem drzwi, na których widniała tabliczka „privé” i wsunął jej rękę za dekolt. Addolorata poczuła nabrzmiały członek mężczyzny na swoim brzuchu i nie mogła powstrzymać dreszczu rozkoszy.
– Tony, sprowadzisz na nas kłopoty – ostrzegła go drżącym głosem.
On tymczasem, nie zważając na jej słabe protesty, wydobył jej pierś i łakomie całował nabrzmiały sutek, szukając ręką jej najbardziej intymnych miejsc.
Od jak dawna trwała ta gra, która ich ogłupiała i nie zaspokajała? Po raz pierwszy mógł ją posiąść wśród oliwek w Castellammare del Golfo pod osłoną murku dzielącego ich ziemie. Ona miała osiemnaście lat, on dwadzieścia. Krążyli wokół siebie pożerając się oczami od czasów, gdy ona skończyła trzynaście lat, a on piętnaście. Było lato. Antonio Croce wspinał się od strony plaży. Addolorata w te ciepłe popołudniowe godziny wracała z domu Mancuso, ludzi bogatych i szanowanych, dla których prała i prasowała.
Podobał jej się ten kuzyn o śmiejących się oczach, beztroskim uśmiechu, lśniących włosach, skórze pociemniałej od słońca, szczupły i silny jak byk. Podobał jej się i pragnęła go pomimo łączącego ich pokrewieństwa, przesądów, gotowa naruszyć normy społeczne. Wtedy nie czuła się winna i była gotowa ofiarować mu swoją wspaniałą, gorącą młodość. Położyli się na trawie. Wdychała w ekstazie zapach soli morskiej na jego piersi i podziwiała jego członek – wzwiedziony, nabrzmiały, błyszczący; pieściła go delikatnie, zawierał esencję życia, której pragnęła dla siebie. Pośpiesznie podciągnęła wąską spódnicę i walczyła z majtkami, kiedy kuzyn powstrzymał ją.
– Poprzestańmy na tym, Addolorata – powiedział pochylając się nad nią i muskając pieszczotliwie jej nadąsane usta.
– Dlaczego? – zbuntowała się. Zbierało jej się na płacz z upokorzenia.
– Ponieważ kocham cię – podsumował – i muszę cię szanować.
– Ale ja nie chcę być szanowana – prowokowała. – Wiesz dobrze, że mój ojciec nigdy nie odda mnie tobie, jeśli nie postawimy go przed faktem dokonanym.
– A ja nie chcę cię tak. Chcę cię zaprowadzić do ołtarza. Jestem nierobem, to prawda, ale mam swoje zasady. Nie mógłbym cię poślubić, gdybym teraz cię wziął – był posłuszny logice, którą Addolorata znała bardzo dobrze.
– To nasza historia na tym się kończy – spuściła głowę, współczując mu z powodu jego naiwności.
Sześć miesięcy później Addolorata została żoną Calogero Pertinace, dobrego chłopaka narzuconego jej przez rodziców. W dniu jej ślubu Tony Croce wsiadał na statek, który miał go zawieźć do Stanów Zjednoczonych. Był to rok 1936. Później wydarzyło się wiele rzeczy. Tony przebił się, jego zasady moralnie zmieniły się. Sprowadził ją wraz z rodziną do Ameryki. I wreszcie, po tylu latach, w tym obskurnym pokoiku, na stojąco, drżąc jak sztubak przeżywający swoją pierwszą przygodę seksualną, posiadł Addoloratę, która mu się poddawała, biorąc go w siebie tak, jakby byli jeszcze na tej trawie wśród drzew oliwnych, jakby miała osiemnaście lat, a on był jej pierwszym mężczyzną. Teraz Addolorata miała trzydzieści dwa lata, była poślubiona innemu i właśnie tego dnia jej dzieci przystąpiły do pierwszej komunii.
– Bóg nas za to pokarze – wyszeptała, kiedy Tony wyszedł z niej, a rozkosz i pożądanie jeszcze ich nie opuściły.
– Nie mów głupstw, Addolorata – upomniał ją z brutalną czułością, obejmując ją tak, jakby obejmował cały świat. – Tym razem ja porozmawiam z tym durniem, twoim mężem. Będzie musiał to przemyśleć i ustąpić. Ponieważ zdecydowałem się wziąć to, co do mnie należy. Już ja to załatwię. Musi ustąpić.
2
Wiatr znad oceanu poderwał do góry biały welon Nancy i rozwiał ciemną czuprynę Sala. Rodzeństwo doszło do Fifth Avenue przechodząc przez Times Square. Szli szybkim krokiem, pyszni jak paw w swoich świątecznych ubrankach. Nancy niosła paczuszkę z kawałkiem tortu dla ojca. Dzieci były dumne i zdawały sobie sprawę, że zwracają powszechną uwagę, choć w tej części miasta ludzie byli przyzwyczajeni do niezwykłych zjawisk i niczemu się nie dziwili. Przejechał patrol konnej policji, zwierzęta pobrudziły asfalt. Sal szturchnął siostrę.
– Tutaj przydałaby się babcia – uśmiechnął się złośliwie.
– Z fartucha zrobiłaby worek i poszłaby zbierać ten „skarb” – odpowiedziała Nancy myśląc o wielkich donicach z bazylią i geranium, ustawionych na schodach przeciwpożarowych kamienicy w Brooklynie. Staruszka nawoziła je, kiedy trafiała się okazja, odchodami tych nielicznych koni, które jeszcze czasami przejeżdżały przez ich dzielnicę.
Niedzielny dzień w sercu Manhattanu, gdzie na wystawach wyłożone było wszystko, co najlepsze w świecie, był pełen spokojnej powagi. Nancy dokonała przeglądu wystaw Saksa i skręcała się z zawiści, myśląc o wychodzących z modnego domu towarowego dziewczynkach obwieszonych paczkami i paczuszkami.
– To dla bogatych Amerykanów – powiedział Sal zachęcając ją do ruszenia się z miejsca.
Dopiero niedawno zniknęły z twarzy chłopca ślady zaciętej walki z bandą zbuntowanych rówieśników z Sheepshead Bay, którzy szydzili z niego nazywając go little wop.
Dzieci wiedziały, że żyją w kraju zamieszkałym w większości przez imigrantów z całego świata. Ale Amerykę odkrył przypadkowo włoski żeglarz. I dlatego właśnie Nancy uważała się za trochę bardziej amerykańską od innych. W przeciwieństwie do brata Nancy kochała Nowy Jork, jego bijące serce Manhattan i amerykański sen, którego była cząstką. Dziewczynka podzieliła się z bratem tymi błyskotliwymi myślami.
– Jesteś naprawdę wspaniałą kobietą, jak mówi tata – wybuchnął z podziwem Sal, który w jej słowach dostrzegł możliwość spełnienia własnych marzeń.
Jego siostra była przekonująca, pewna siebie, zdecydowana, zdobyła szacunek i poważanie mieszkańców ich kamienicy, którzy podziwiali ją za naturalną powściągliwość i precyzję rozumowania. W przeciwieństwie do brata kontrolowała swoje emocje i nigdy nie poddawała się. Analizowała doznania i uczyła go myśleć.
Calogero Pertinace stał po drugiej stronie ulicy, dokładnie na wprost nich, w uroczystym mundurze ze złotymi galonami. Nancy i Sal mieli naprawdę ważnego ojca, wydawało się, że bez niego tak wielki hotel jak Plaza nie mógłby funkcjonować.
Spojrzeli na siebie i uśmiechnęli się zadowoleni, zafascynowani spokojem i sprawnością, z jaką przyjmował klientów.
Nancy mocno ścisnęła rękę brata.
– Idę ja czy ty? – zapytała onieśmielona miejscem i nieznajomymi osobami.
– Razem – zdecydował Sal. – Albo razem, albo wcale.
Calogero jeszcze ich nie zauważył, przejęty swoją pracą. W tym momencie podjechała bezszelestnie do krawężnika limuzyna i zatrzymała się przed wejściem do hotelu. Calogero zszedł z paru stopni schodów, które jego dzieciom wydawały się olbrzymie jak w katedrze, i pośpiesznie zbliżył się do samochodu, zanim uczynił to szofer, który musiał obejść auto dookoła.
Zdjął z szacunkiem czapkę i otworzył tylne drzwiczki. Z auta wynurzyła się masywna i elegancka postać mężczyzny w średnim wieku, o uprzejmej, uśmiechniętej twarzy. Był w szarym garniturze i miękkim kapeluszu. „Z pewnością to ważna osobistość” – skonstatowały dzieci. Spojrzał wokół siebie nie zmieniając wyrazu twarzy, z tym samym uśmiechem przeznaczonym wcześniej dla Calogero, który przyjmował go z należytym szacunkiem. Podmuch wiatru rozwiał włosy portiera, który uporządkował je wsadzając czapkę na głowę. Wyglądał na ważniejszą osobistość niż jego majętny klient. Nancy i Sal wymienili porozumiewawcze uśmiechy pełne dumy. Przedstawienie, które rozgrywało się na ich oczach było o wiele ciekawsze niż film i Nancy nic nie chciała z niego uronić. Może dlatego nie uznała za godną uwagi taksówkę, która ukazała się w jej polu widzenia, zbliżając się szybko do limuzyny. Była to banalna, niewinna, żółta nowojorska taksówka, która podkreśliła jeszcze bardziej wytworność reprezentacyjnego samochodu.
Wszystko rozegrało się w ciągu kilku sekund na oczach Nancy i Sala, świadków tragedii, która miała zmienić bieg ich życia.
Szybkie strzały oddane przez okno taksówki, mężczyzna o masywnej i eleganckiej sylwetce chwytający z rozpaczliwą siłą Calogero Pertinace, zasłaniający się nim jak tarczą. Zanotowali w pamięci zdziwioną, zdezorientowaną twarz ojca, zaskoczonego nieprzewidzianym zdarzeniem, przez przypadek wypchniętego przed broń, która miała inny cel. Widzieli, jak łapał powietrze, jakby chciał przekreślić nieodwołalny wyrok śmierci, zanim osunął się na chodnik. Upadł razem z mężczyzną z limuzyny, a na nich zwalił się szofer podziurawiony jak sito. Nancy zaczynała rozumieć, zgniotła ciasto zaciskając kurczowo palce, a na jej usta wypłynęła modlitwa: „Ave Maria gratia plena…” Modliła się i rejestrowała w pamięci to straszne wydarzenie. Widziała taksówkę, która nabierała szybkości mijając ją. Odnotowała w pamięci twarz mordercy w oknie taksówki. Młody mężczyzna o intensywnie niebieskich oczach. Piękny i okrutny niczym szalejący pożar. Nancy wzdrygnęła się. Tej twarzy nigdy nie zapomni.