Выбрать главу

– To amerykański przyjaciel – powiedziała Nancy zwracając się do babki i zwiększając swoim stwierdzeniem wzburzenie staruszki.

– Tego się obawiałam – odrzekła Anna Pertinace przesuwając dłonią po czole i białych włosach.

– Proszę wejść – zaprosiła. – José Vicente nie zawiadomił nas o pana przyjeździe – dodała dziewczyna.

– To była nagła decyzja – skłamał mężczyzna idąc za nią do pokoju, który był zarówno salonem jak i jadalnią.

Addolorata siedziała w miękkim fotelu przy oknie, przez które wpadały ostatnie promienie słońca, i robiła szydełkiem koronkę. Sal był zasłonięty szkolnymi książkami zajmującymi większą część stołu.

Babka wymamrotała niezrozumiałe przeprosiny i odeszła do kuchni. Ta niespodziewana wizyta nie wróżyła nic dobrego. Matka przywitała gościa z grzeczną obojętnością, podnosząc zaledwie niewypowiedzianie smutne oczy znad koronki, której plątanina nitek przypominała chaos jej myśli.

Sean położył na stole paczkę, którą niósł pod pachą.

– Dla nas? – zapytał Sal zrywając się ze swojego miejsca i podając mu rękę na przywitanie.

– Dla was. Płyty – powiedział Sean odpowiadając na nieme pytanie w oczach chłopca. – Od José. Ostatnie nowości muzyki rozrywkowej – sprecyzował.

Mężczyzna czuł się bezbronny wobec bolesnej apatii matki, od której nie mógł oderwać wzroku.

– Mama jest zmęczona – usprawiedliwiła ją Nancy, zapraszając gościa do zajęcia miejsca przy stole między nią a Salem, który za jej zgodą rozrywał niecierpliwymi palcami opakowanie.

– Jak wygląda teraz Nowy Jork? – zapytała z takim uczuciem, jakby w jego oczach widziała wieżowce Manhattanu.

– Nowy Jork jest zawsze piękny – odpowiedział Sean. – We wrześniu jest cudowny – dodał tak, jakby mówił o kochance.

– Liście na drzewach w Central Park zaczynają przybierać barwy jesieni – wspomniała Nancy tęsknie, przypominając sobie zmiany zachodzące o tej porze roku, którą najbardziej lubiła.

– A kiedy opadają, tworzą na trawniku skrzący czerwienią dywan – odrzekł czerwieniąc się z powodu tego niezwykłego obrazu, który nieoczekiwanie mu się nasunął.

Sal podniósł oczy znad kolorowej okładki płyty, patrząc na tych dwoje i zastanawiając się, gdzie też się mogli wcześniej spotkać. Rozmawiali tak, jakby się znali od dawna, jakby podejmowali przerwaną przed chwilą rozmowę. Spojrzenia, które wymieniali, były jak wyczerpujące pieszczoty muskające wspomnienie odległego miasta i osiadające na ich skórze.

– Tak bardzo chciałabym zobaczyć znów Nowy Jork – powiedziała.

– Wiem, że pewnego dnia wrócicie. Wszyscy.

– Kto to powiedział?

– José Vicente.

Młodzi powracali do wspólnych wspomnień, ale ich oczy mówiły o miłości.

Sal, częściowo zajęty płytami, nie umiał zinterpretować tej dziwnej rozmowy o Nowym Jorku i o innych sprawach, które wymykały się chłopcu. Emocjonujące wibracje przepływały między młodymi. Pchała ich ku sobie niespodziewana, niezwykła siła, z trudem kontrolowana, która odgradzała ich od reszty świata i która kazała im prowadzić bezmyślny dialog zakochanych.

– Po co pan tu przyjechał? – szorstki głos Addoloraty przerwał tę magiczną atmosferę. Ton był agresywny, nieprzyjemny, ale pytanie nie wymagało dokładnej odpowiedzi. Była to zmaterializowana pewna myśl, która w tej samej chwili została zapomniana. W ciągu tych kilku lat matka się zmieniła. Czasami można było dostrzec na jej zmęczonej twarzy ślady dawnej piękności, czasami pojawiał się cień uśmiechu na tej zgaszonej, zrezygnowanej masce. Modliła się, płakała, jak automat szyła i haftowała, jadła z przyzwyczajenia to, co babka przygotowała dla wszystkich, nie brała udziału w rozmowach.

– Przekazać pozdrowienia od José Vicente – odpowiedział Sean kobiecie, która ponownie zamknęła się w sobie ze swoimi smutnymi myślami, obojętna na wszystko, co się wokół niej działo.

Gość zrozumiał, że powinien pożegnać się. José wyraził się jasno:

– Rzuć okiem na dzieci.

Wykonał polecenie i teraz instynkt podpowiadał mu, aby wycofał się z tego chaosu uczuć, zanim w nim nie ugrzęźnie.

W drzwiach, żegnając się, wbrew postanowieniom przytrzymał dłużej w swych dłoniach rękę Nancy i ten kontakt wstrząsnął nim bardziej niż pieszczoty.

Nancy odwzajemniła uścisk z namiętnością, której doznała po raz pierwszy, która rozpaliła jej policzki i przyśpieszyła bicie serca.

Tego wieczoru, zamknięta w swoim pokoju, kiedy wszyscy już spali, wyciągnęła z dna szuflady mały pakiecik, zazdrośnie strzeżony. Odwinęła uroczyście i podniosła do światła pożółkły welon, który miała na sobie w dniu tragicznej śmierci Calogero Pertinace. Plama krwi ściemniała.

Pogłaskała ją czule, jakby była to twarz ojca.

– Muszę ci coś wyznać, tato – wyszeptała. – Jestem zakochana.

3

Wszyscy go zauważyli, ale Nancy rozpoznała go pierwsza i poczuła drżenie nóg. Sean miał na sobie płócienne spodnie, błękitną koszulkę polo i duże słoneczne okulary. W oczach ludzi był niewątpliwie cudzoziemcem. Mężczyzna i dziewczyna byli rozdzieleni placykiem, a jednak miała wrażenie, że dolatuje do niej zapach jego wody kolońskiej przypominający jej Nowy Jork.

Nancy poczuła gwałtowne bicie serca, krew zaczęła krążyć szybciej, zaczerwieniła się. Była w nim na zabój zakochana.

Ranek w szkole upłynął jej szybko na myśleniu o Seanie i udawaniu zainteresowania lekcjami. Nauczyciele na szczęście mieli dość taktu, aby nie przerywać jej marzeń. Żyła w stanie cudownej łaski, po raz pierwszy doświadczyła tego niewysłowionego uczucia, którym jest miłość. Słyszała o tym wzburzeniu serca od swych przyjaciółek i licznych koleżanek szkolnych. Słuchała ich z absolutną obojętnością, ponieważ najczęściej ich miłosne przygody były tylko czystą fantazją. Zbyt przypominały dziecinną zabawę, aby można było traktować je poważnie. Kuzyn, brat przyjaciółki, sąsiad, syn aptekarza, gwiazdy ekranu w rodzaju Gregory Pecka i Gary Coopera, dwudziestoletni nauczyciel przybyły do Palermo – byli źródłem rozbudzającym ich fantazje.

Nancy, która przedwcześnie dojrzała, poznała ból i śmierć, ale nie niepokoje i marzenia swoich rówieśniczek. A teraz przypadek, los, przeznaczenie, życie wciągnęły ją niczym bohaterkę romansu w wir namiętności, której znaczenia nie umiała ocenić. Był to chaos wrażeń, niepokojów, wywołany banalną rozmową o Nowym Jorku.

– Zauważyłaś mister McLeary’ego? – wyszeptał Sal, który szedł u jej boku.

– Oczywiście, że zauważyłam – odpowiedziała szarpana pragnieniem, aby wybiec mu naprzeciw i obawą, że nogi odmówią jej posłuszeństwa.

Sean był w towarzystwie don Antonino Persico, którego poprawna elegancja kontrastowała z niedbałym strojem Irlandczyka. Nancy próbowała ułożyć sobie szybko to, co powie za chwilę, gdy się spotkają, ale przychodziły jej do głowy tylko banalne, grzecznościowe zwroty.

Wolałaby spotkać się z nim gdzie indziej, nie na placu, wśród ciekawskich, którzy byli gotowi obgadywać ją. Jeszcze nie wiedziała jak, ale z pewnością zarzuci sieć, tak jak to robią rybacy w zatoce, aby schwytać swoją zdobycz. Pragnęła tego mężczyzny jak niczego innego na świecie i była gotowa na wszystko, żeby go tylko zdobyć.

– Może zaprosimy go na wspólną wycieczkę do Selinunte? – podpowiedział Sal, przypominając o zaplanowanej na następny dzień, niedzielę, wycieczce autobusem do ruin starożytnego greckiego miasta. Nancy lubiła zwiedzać te antyczne ruiny, świadectwo starej cywilizacji.

– Nie – zdecydowała sucho, tłumiąc pragnienie.

Sal wyczuł z tonu siostry, że nie należy się sprzeciwiać. Nancy była gotowa na wszystko, ale nie ona będzie go szukać i nie pozwoli Salowi, aby robił to w jej imieniu. Uszanuje tradycję. To Sean musi przejąć inicjatywę.

Tymczasem odległość między nimi malała coraz bardziej. Dzieliło ich zaledwie parę metrów, przygotowała już swój olśniewający uśmiech, aby pokryć nim zmieszanie.

Nieoczekiwanie Sean i don Antonino zmienili kierunek, wchodząc między stoliki Baru Centrale, i zniknęli wewnątrz lokalu.

Nancy rozłościła się. Była pewna, że Sean ją widział. Specjalnie jej unika? Zastanowiła się nad tym zagadkowym zachowaniem i stwierdziła, że było coś dziwnego w tym mężczyźnie, który rozkochał ją w sobie. Wydawało jej się, że zna go od zawsze.

Nancy poczuła dotknięcie i zadrżała.

– Muszę z tobą pomówić – powiedział Alfredo Pennisi, syn rybaka, który zaszedł ich od tyłu niepostrzeżenie. Urósł od tego czasu, kiedy zwrócił się do niej o pomoc. Wyglądało na to, że chłopak ma jakąś ważną wiadomość i pęknie, jeśli się nią nie podzieli.

– Teraz? – zapytał Sal, który podzielał niezadowolenie siostry, ale wiedział, że przyjaciel jest zbyt rozsądny, aby przeszkadzać im bez ważnego powodu.

– Tak, ale nie na placu – sprecyzował chłopak.

Nancy spojrzała na niego surowo. W gruncie rzeczy przerwał jej rozmyślania na temat zachowania Seana, jedynej rzeczy, która w tym momencie liczyła się dla niej.

– Czego chcesz? – zapytała.

– Musisz mi doradzić – powiedział oddając się w jej ręce ufnie jak dziecko matce.

4

– Dlaczego opowiedziałeś tę historię właśnie mnie? – dopytywała się Nancy.