– Gdybyś miał ważne wiadomości – uprzedziła go Nancy – możesz mnie zastać u Taylora w Bostonie.
Postanowiła wyjechać. Obecność męża pomogłaby jej rozładować napięcie.
– Witamy panią, pani Carr – przywitał ją stary służący biorąc z jej rąk podróżną torbę.
– Mój drogi Griffinie, jak się pan czuje? – zapytała serdecznie.
W tym domu z piętnastoma pokojami, w samym sercu starego Bostonu, Nancy czuła się wciąż gościem. Wciąż uznawała go za siedzibę rodu Carr, chociaż ojciec Taylora nie żył już, a matka mieszkała na Lazurowym Wybrzeżu.
– Gdy pomyślę, ile mam lat, to naprawdę nie mogę się uskarżać – uśmiechnął się. Miał łysą, błyszczącą czaszkę i łagodny, żywy wyraz twarzy.
– Mój mąż? – zapytała.
– Pan właśnie wyszedł, proszę pani – odpowiedział. – Obiad zje w klubie, wróci po południu. Nie wiedział o pani przyjeździe.
Mówiąc to prowadził ją korytarzem do bardziej prywatnej części domu. Służący otworzył drzwi pokoju, który stał się pokojem Nancy. Był urządzony z wyszukaną elegancją meblami w stylu empire, wybity jedwabiem słonecznej barwy, z fryzami ze złoconego brązu. Kwitnąca forsycja stała w drzwiach balkonowych.
– Czy pani sobie coś życzył
– Kawę, Griffin – powiedziała odprawiając go. Otworzyła drzwi garderoby, sprawdziła stroje, przyjrzała się sobie w lustrze i postanowiła, że nie będzie czekać na powrót Taylora. Potrzebowała go, pojedzie do niego do Harvardu.
Zdecydowała się wypić kawę na dole, w kuchni, aby zyskać na czasie. Sally, meksykańskiej kucharki, nie zdziwiło wtargnięcie Nancy do jej królestwa. Znała jej niespokojny charakter.
– Witam panią, pani Carr – powiedziała kucharka.
– Jesteś piękna, Sally – pochwaliła ją Nancy.
Sally właściwie nie była ładna, choć miała przyjemną, uśmiechniętą twarz. Była natomiast miękka, okrągła, szczęśliwa niczym niegdysiejsze zamożne gospodynie domowe.
Nancy zaczęła popijać swoją kawę. Zadzwonił dzwonek przy drzwiach kuchennych.
– Kto to był? – zapytała Griffina, kiedy wrócił do kuchni.
– Jakiś mężczyzna przyniósł kopertę dla profesora Carr – odpowiedział służący.
– Daj mi ją – rozkazała.
Była to zwykła koperta zawierająca prostokątny, płaski przedmiot. Można było wyczuć go palcami.
– Zaniosę ją do gabinetu profesora – dodała.
Gabinet Taylora był pogrążony w przyjemnym, spokojnym półmroku. Nancy lubiła jego atmosferę. Fotele z czerwonej skóry, stare meble, olbrzymia biblioteka, która zakrywała wszystkie ściany świadczyły o solidności, kulturze i tradycji tego domu. Między książkami stały odpowiednio wyeksponowane portrety rodzinne w cennych ramkach ze srebra, złota, szylkretu i kamieni półszlachetnych.
Nancy podeszła do biurka i usiadła na wyściełanym krześle z wygodnym oparciem. Położyła na stole kopertę bez nazwiska, bez adresu; przyglądała się jej z rosnącą ciekawością. Ponownie wzięła ją, ważąc w dłoni i z powrotem odłożyła na blat biurka. Długo zastanawiała się nad tym tajemniczym przedmiotem, potem usłuchała wewnętrznego głosu nakazującego jej sprawdzić zawartość koperty. Postanowiła więc otworzyć ją. Zwłaszcza że koperta była tylko częściowo zaklejona. Zawsze mogła ją ponownie zakleić i nikt niczego by nie zauważył. Jakaś nieznana zaciekłość popychała ją do naruszenia pewnych niepisanych reguł, do popełnienia czynu, który zawsze potępiała. Ten gest przekreślał całe lata wzajemnego zaufania, jakie istniało między nią i Taylorem. Te rozważania o charakterze moralnym nie przeszkodziły w ujawnieniu zawartości koperty: taśmy magnetofonowej. Śmiała się z własnej niepowstrzymanej ciekawości sięgając do pierwszej szuflady biurka po prawej stronie po kartkę, na której miała zostawić mężowi wiadomość na wypadek, gdyby się rozminęli. Tam, gdzie miała nadzieję znaleźć papier listowy, znajdował się mały magnetofon. Po raz kolejny przypadek zmusił ją do obrania niezwykłej drogi. Nancy przypomniała sobie że to, co uważamy za ślepy przypadek losu, najczęściej pochodzi z głębszych źródeł.
Wzięła magnetofon, włożyła kasetę, nacisnęła przycisk startu i zamieniła się w słuch. Z kasety popłynął znany głos, który wstrząsnął nią. Serce zaczęło bić w szalonym tempie. Ogarnięta paniką Nancy z trudem łapała powietrze. Słuchała wywiadu z Nathalie Goodman.
Potrzebowała kilku minut, aby dojść do siebie w pełni. Dopiero gdy się uspokoiła, zadzwoniła do Sala.
– Pamiętasz nagranie, którego razem słuchaliśmy? – zapytała.
– Oczywiście, że pamiętam – zdziwił się.
– Masz je ciągle u siebie?
– Jest bezpieczne w kasie pancernej.
– Mógłbyś sprawdzić?
To było absurdalne żądanie, ale ton Nancy wskazywał, że było to bardzo pilne.
– Moment – powiedział. Wrócił za chwilę. – Jest dokładnie tam, gdzie je zostawiłem. Czy coś się stało? – zaniepokoił się.
– Stało się, że identyczna kaseta jak nasza została doręczona Taylorowi do jego domu w Bostonie.
– A on, co na to powiedział? – zaniepokoił się.
– Nic. Ponieważ jej nie słyszał. Ja ją przejęłam.
– Co zamierzasz zrobić?
– Muszę się zastanowić. Przekaż wiadomość Juniorowi.
– Potrzebna ci pomoc?
– Nie teraz. Będę z tobą w kontakcie.
Nancy odłożyła słuchawkę, schowała starannie magnetofon, włożyła z powrotem kasetę do koperty i położyła ją na biurku w widocznym miejscu. Czekała na powrót męża.
Kiedy Taylor wrócił, wybiegła mu naprzeciw radosna i czuła jak zwykle.
– To najpiękniejsza niespodzianka, jaką mogłaś mi zrobić – ucieszył się mężczyzna patrząc na nią z podziwem. – Powiedz, że nie możesz beze mnie żyć, a będę najszczęśliwszym mężczyzną na ziemi.
– Taylorze Carr, jesteś skurwysynem – zmroziła go. W jej delikatnej ręce błysnął rewolwer. – Teraz opowiesz mi wszystko od początku – rozkazała.
Mężczyzna już się nie uśmiechał. Jego rysy nabrały okrucieństwa. To nie był już ten sam życzliwy mężczyzna o arystokratycznych manierach. Przyglądał jej się z góry na dół, jakby nie grożono mu bronią, jakby to on prowadził tę grę.
– A jeśli nie? – zapytał stanowczym głosem.
– Jeśli nie, to zabiję cię. A ty wiesz, że jestem do tego zdolna.
Dzisiaj
1
Mark Fawcett przesunął ręką po czole, jakby chciał odegnać zmęczenie, przestrach, niedowierzanie. Wyznanie Nancy wstrząsnęło nim. Profesor Taylor Carr, pozostający poza podejrzeniem, arystokratyczny mąż tej kobiety honoru ukazywał się nagle w bulwersującym świetle.
– Teraz, panie Fawcett, wie pan wszystko – Nancy skierowała się do drzwi. – Niech pan troszkę odpocznie. Zawołam pana, kiedy przyjdzie czas.
Mark podniósł się, wyciągnął do niej rękę, aby ją zatrzymać.
– Proszę, niech pani poczeka. Niech pani nie odchodzi – poprosił. – Jeszcze nie.
Ciekawość zwyciężyła zmęczenie i strach.
Odwróciła się do niego z pytającą miną. Miała postawę królowej, ale na twarzy widać było oznaki przegranej. Może dobijając do końca swojej wielkiej przygody zdała sobie sprawę, że gra nie była warta świeczki, że zbrodnia i cierpienia nie zawsze popłacają.
– Co jeszcze? – zapytała twardo.
– Więc profesor Carr kochał panią aż do tego stopnia? Kazał zabić dziennikarkę polującą na sensację, aby przejąć nagranie, które mogłoby panią skompromitować?
Spojrzała na niego najpierw ze złością, potem ze współczuciem.
– Ależ co pan zrozumiał? Profesor Carr posłużył się Nathalie Goodman, żeby podciąć mi skrzydła, żeby przeszkodzić mi w wyścigu do City Hall. Ponieważ postawił na innego konia.
– Czy próbuje mnie pani przekonać, że ten oddany towarzysz, zasłużony profesor, przystojny, poza wszelkimi podejrzeniami mąż, mężczyzna, który czekał lata całe, żeby panią zdobyć, potomek arystokratycznej rodziny jest mafioso? I ja mam w to uwierzyć? – był głęboko wstrząśnięty.
– Jeśli pan w to nie wierzy, to jak mają w to uwierzyć pańscy czytelnicy, jeśli nawet uda się panu opublikować tę historię? A przecież to jest ta obiecana prawda. Taylor Carr jest głową ośmiornicy. Jest menedżerem, kieruje akcjami i obmyśla strategie mafii. To on jest capo dei capi, od Nowego Jorku po Palermo.
Nancy zbliżyła się do Marka, ściszyła głos i kontynuowała:
– Tak zwani capifamiglia, szefowie rodzin, ci o których wy, dziennikarze, tak chętnie opowiadacie, to pionki na szachownicy. Osobistości, które się już przeżyły. Ręka, która porusza sznurkami interesów nowej mafii, która weszła do banków, na giełdy, należy do międzynarodowych spółek i jest obecna na wysokich szczeblach polityki – to arystokratyczna ręka Taylora Carra. On wie wszystko i o wszystkich. Znał każdy szczegół mojego życia. Pragnął mnie, stracił dla mnie głowę od pierwszego spotkania w Yale. A może chciał mnie, ponieważ mężczyznę takiego jak on mogła pociągać tylko taka kobieta jak ja – roześmiała się smutno. – Przypadek, tylko przypadek, który nigdy nie jest banalny i ma swoją żelazną logikę, pozwolił mi odkryć tę grę – Nancy miała dziwne spojrzenie. Dziennikarzowi wydawało się, że w jej oczach błysnęło szaleństwo. A może to on zwariował?