– Więc pani Carr, potwierdza pani? Czy dementuje? – głos dziennikarki był bezlitosny.
Nie zdradzając najmniejszego wzruszenia, Nancy podniosła się z fotela, wyprostowała. Dominowała nad dziennikarką, która poczuła się nieswojo.
– Nasze spotkanie na tym się kończy – powiedziała swoim ładnym głosem, skandując słowa.
– Czy zdaje sobie pani sprawę, że mogłabym napisać o pani szkalujący kawałek? – zbierała pośpiesznie swoje rzeczy.
– Wolno pani pisać, co się pani podoba – zareplikowała Nancy. – Mam nadzieję, ze względu na panią, że wie pani, co mówi.
Wszedł sekretarz wezwany przez ukryty dzwonek.
– Pani wychodzi – powiedziała Nancy. – Odprowadź panią do drzwi.
Nathalie Goodman wsadziła mały magnetofon do torebki i wyszła za mężczyzną. Oczekiwała dementi. To pożegnanie spowodowało, że nie wiedziała, co o tym myśleć.
Nancy patrzyła na wychodzącą nie widząc jej, ponieważ dla niej już nie istniała. I tylko Nathalie wierzyła, że jeszcze żyje.
5
Kiedy zadzwonił telefon, cienie zmierzchu wtargnęły już do gabinetu. Nancy spostrzegła w niepewnym świetle, że porwała na kawałki swoją batystową chusteczkę. To był termometr jej wewnętrznego niepokoju i sposób na rozładowanie napięcia.
– Pan na linii – zaanonsował Lou, sekretarz, kiedy Nancy podniosła słuchawkę.
– Połącz mnie – westchnęła. Była napięta, niespokojna. Ledwo słyszalne pyknięcie poprzedziło wyraźny, pewny głos Taylora.
– Jak poszło z wywiadem? – zapytał.
Nancy przez chwilę była zdetonowana.
– Cudownie – odpowiedziała.
– Wiedźma nie była aż tak straszna – powiedział uspokojony Taylor.
– Rozkoszne stworzenie – kłamała. Nie było powodu, żeby wciągać go w jej skomplikowane sprawy osobiste. Nigdy tego nie robiła.
– Jesteś fantastyczną czarodziejką – powiedział tym swoim uwodzicielskim tonem, który był zarezerwowany tylko dla niej.
– Co robisz dziś wieczorem? – zapytał.
Nancy wyobraziła go sobie siedzącego w skórzanym fotelu w starej bibliotece w domu Carrów z kieliszkiem ulubionej brandy w ręku.
– Jeszcze nie wiem. Może zobaczę się z Salem i jego żoną na kolacji. Mam korespondencję do załatwienia. Przed zaśnięciem zadzwonię do ciebie – obiecała.
Skończyła rozmowę z Taylorem i przywołała sekretarza.
– Lou – powiedziała – niech pan odbiera telefony, wychodzę.
Wewnętrznymi schodami łączącymi gabinet z sypialnią weszła do swojego apartamentu.
Poszła do garderoby i zmieniła strój. Cholernie się śpieszyła. Włożyła komplet do joggingu, spinkami zebrała na karku włosy i wsadziła na głowę wełniany beret. Założyła duże, ciemne okulary i przejrzała się szybko w lustrze. Była nie do rozpoznania.
Nancy wyszła, złapała autobus i dojechała do dzielnicy Little Italy. Na Mulbery Street wsunęła się do pizzerii Da Saverio. Zamówiła calzone i piwo. Czekając, aż będzie obsłużona, zadzwoniła, później zajęła miejsce za stołem.
Spotkanie z Nathalie Goodman było najbardziej wstrząsającym wydarzeniem od czasów tragicznej śmierci Seana. Kto mógł przekazać jej informacje, które w końcu były wszystkie do sprawdzenia? Ale nie tyle to pytanie ją gnębiło, co bolesny i gorzki problem, który ściskał jej serce. Trudno jej było panować nad sobą, ale teraz, kiedy była pewna, że przeszłaby do kontrataku, poczuła ulgę.
Dlatego zadzwoniła do Juniora Latelli, prosząc go o spotkanie. Junior miał długie ręce i klucze do różnych drzwi. Mógł dotrzeć wszędzie.
Masywna postać zasłoniła jej wnętrze pizzerii. Przed jej stolikiem stał wysoki, elegancki mężczyzna w dobrze skrojonej dwurzędowce, o miłym uśmiechu kontrastującym ze zdecydowanym spojrzeniem.
– Cześć – pozdrowił ją odrywając od własnych myśli.
Twarz Nancy rozpogodziła się, wyciągnęła na powitanie rękę, którą szybko pocałował, zanim usiadł obok niej.
– Jak się czujesz? – zapytała.
– Teraz, kiedy cię widzę, bardzo dobrze. A ty?
– Pod psem – odpowiedziała kładąc dłoń na jego ręce i ściskając tak, jakby próbowała poprzez ten kontakt znaleźć lekarstwo na swe lęki.
– Powiedz wszystko, co możesz mi powiedzieć – poprosił ją przyjaciel z lekką ironią.
Nancy uśmiechnęła się. Kiedy słyszała jego głos miała wrażenie, że słyszy Franka Latellę, dziadka, po którym chłopak poza nazwiskiem odziedziczył niewyobrażalną fortunę. Ale dla Nancy pozostał Juniorem, chociaż wielki dziadek zmarł już dawno. Junior miał czterdzieści lat. Był właścicielem hoteli, terenów, restauracji, sklepów spożywczych. W niektórych mieli udziały Nancy i jej brat Sal. Ale podczas gdy obydwoje Pertinace poświęcili się adwokaturze i polityce, Junior po uzyskaniu dyplomu zajął się powiększaniem majątku rodzinnego poprzez inwestycje, akcje, budownictwo, transport.
Frank Latella Junior był jedną z najbardziej wpływowych osób w Nowym Jorku. Był tak potężny, że mógł sobie pozwolić na samodzielne sfinansowanie kampanii Nancy o fotel w City Hall. Nancy streściła mu ze szczegółami spotkanie z Nathalie Goodman.
– Atak republikanów? – zapytał bardziej siebie niż jej.
Atak, nie wyłączając brutalnych ciosów, należał do reguł gry.
– Sądzę, że nie – odpowiedziała Nancy.
– Ja też jestem o tym przekonany – obydwoje wiedzieli, że przeciwnicy polityczni, gdyby chcieli ją zaatakować, przedstawiliby zarzuty poparte dowodami. Było jasne natomiast, że Goodman strzelała w ciemno, mając nie sprawdzone informacje. Drugim powodem, dla którego wykluczali atak tego typu, to zwyczaj, że kandydat partii przeciwnej był atakowany w środku kampanii wyborczej. A przecież nie zaczął się jeszcze sondaż przedwyborczy.
– Ktoś chce mi podciąć skrzydła jeszcze przed startem – stwierdziła.
Junior potwierdził.
– Obawiam się, że masz rację. Ale dlaczego?
Niepokoił się o kobietę, którą kochał jak siostrę i szanował jak matkę, nawet jeśli Nancy była niewiele od niego starsza.
– Mam podejrzenia – powiedziała Nancy podnosząc na mężczyznę swoje szare oczy. – Ale nigdy ci nie powiem, jeśli nie dojdziesz do tego sam. Pomyśl o osobie, jedynej, która mogłaby chcieć mojej głowy.
– Nie muszę się głęboko zastanawiać – zauważył Junior. – To mój ojciec.
Nearco Latella, syn Franka, zawsze nienawidził Nancy, którą ojciec szanował bardziej niż jego i której całkowicie ufał.
– Ale Nearco zbyt długo mieszka na Sycylii, aby być choć minimalnie zainteresowany tym, co się dzieje w Ameryce – usprawiedliwiła go Nancy.
– To prawda – przyznał Junior. – Rzadko go odwiedzałem i odnosiłem wrażenie, że nawet mnie nie pamięta.
– Twój ojciec ma wiele wad – rozumowała Nancy – ale nie umie aż tak kłamać.
– Wsadziłabyś rękę do ognia?
– Nie, ale teraz, kiedy zastanawiam się, uważam, że można go wykreślić z tej intrygi.
– Pozwól, że ja się tym zajmę – zakończył Junior.
– Dlatego cię szukałam – uśmiechnęła się do niego.
Mężczyzna nie wiedział, czy zarzuty Goodman miały podstawy, gdyż on, tak jak wszyscy, nie znał wielu aspektów życia Nancy. Tylko jego dziadek i José Vicente Dominici znali wszystkie jej sekrety. Dziadek nie żył. A José milczał jak grób.
– Znajdę sposób, żeby zmusić ją do mówienia – obiecał, robiąc aluzję do dziennikarki. – Chcę wiedzieć, skąd ma te informacje.
– Dobrze – powiedziała Nancy podnosząc się.
Wyszli osobno, a właśnie podane calzone stygło na talerzu. Nancy była teraz spokojniejsza, gdy Junior osobiście zajął się sprawą.
Nancy była jeszcze w garderobie, skoncentrowana na miłej i relaksującej czynności malowania się, kiedy jej syn Sean pojawił się, całując ją w ramię. Była ubrana w czerwoną, bardzo obcisłą suknię od Diora, o prostej linii z głębokim, okrągłym dekoltem. Nie musiała jeszcze uciekać się do kosztownej biżuterii, gdyż jej szyja była doskonała.
– Jesteś wspaniała, mamo – powiedział chłopak, siadając na stołku za jej plecami.
Nancy poczuła ukłucie w sercu. Za każdym razem, gdy widziała obraz syna odbity w lustrze, było tak, jakby widziała jego ojca, największą, najbardziej porywającą i tragiczną miłość swojego życia. Jej syn, Sean Dominici, był taki sam, jak Sean McLeary, mężczyzna, który zajmował wiele miejsca w jej życiu. Jej syn miał dwadzieścia siedem lat, tyle ile Sean, kiedy ona będąc jeszcze dzieckiem zobaczyła go po raz pierwszy. Przeszłość przywiała jej niezatarte wspomnienia. Odłożyła pędzelek od różu i westchnęła głęboko.
– Jesteś dobry dla swojej starej matki – podziękowała uśmiechając się.