Выбрать главу

– Nieprawda – powiedziała drżącym głosem, modląc się w duchu, by wreszcie puścił jej ramię. – Nie ufa mi pan ani odrobinę więcej niż podczas naszego pierwszego spotkania.

Nastała chwila napiętej ciszy.

– Ale to niczego nie wyjaśnia, Rachel – odezwał się ponamyśle. – W dalszym ciągu nie rozumiem, dlaczego tak zbladłaś.

– Być może dlatego, że jestem głodna – odparła z fałszywym uśmiechem. – W domu zazwyczaj jem o szóstej… Nie jestem przyzwyczajona do tak późnych posiłków.

– Podajemy przecież podwieczorek. Sharom powiedziała mi, że dzisiaj wcale nie chciałaś jeść. – Zacisnął dłoń na jej ramieniu. – Rachel… – wypowiedział jej imię zdławionym głosem, jakby dotarł do kresu wytrzymałości. – O co chodzi?

– Vincente!

Męski głos, który rozległ się za ich plecami sprawił, że Rachel wyrwała się senorowi de Riano i szybko odwróciła. Policzki miała zarumienione, gdy podawała rękę stojącym przy barze szefowi policji i jego żonie.

– Vincente powiedział nam, że to pani pierwsza wizyta w Hiszpanii, seńorita Ellis. – Ciemne oczy Hernando Vasqueza przesuwały się po jej twarzy z niekłamanym podziwem. – I jak się pani u nas podoba?

– To piękny i interesujący kraj, senor Vasquez – odrzekła. – Historia stoi tu przed oczami jak żywa.

– Pięknie powiedziane – Hernando Vasquez skinął aprobująco głową. Był postawnym mężczyzną około pięćdziesiątki, o sumiastych wąsach i lekko siwiejących skroniach. – Proszę spróbować naszego specjalnego hors d 'oeuvre, seńorita – zachęcił.

Rachel zerknęła z przerażeniem na zwinięte płaty surowej ryby, z której wystawały drobne ości. Na sam ten widok buntował się jej żołądek. Drink, którym poczęstował ją Hernando, był również okropny. Po jednym łyku mimowolnie skrzywiła twarz. Vincente de Riano nie omieszkał tego zauważyć.

– Musisz dać Amerykanom trochę więcej czasu na aklimatyzację, mój drogi – powiedział z lekkim uśmiechem. – Wiem już, że tapas z szynką i serem są bardziej w jej guście. A co do sangrii, to do smaku mieszanki soku pomarańczowego z sherry trzeba się przyzwyczaić. Dojrzała valdapeńa będzie naszemu gościowi bardziej odpowiadać. Proszę, spróbuj tego, Rachel.

Niepewnie wyciągnęła rękę po kieliszek, a potem upiła łyk większy, niż zamierzała.

– Dziękuję, bardzo dobre wino – pochwaliła. Starała się nie patrzeć na sen ora de Riano, bowiem za każdym razem, gdy na niego zerkała, napotykała jego czujny wzrok.

señora Vasquez roześmiała się i poklepała Rachel po ramieniu.

– Proszę nie przejmować się moim mężem, panno Ellis. Lubi sobie żartować z cudzoziemców. Zachowuj się przyzwoicie, mi esposa – ostrzegła męża z udawaną powagą, na co starszy mężczyzna odpowiedział tubalnym śmiechem.

Rachel od pierwszego wejrzenia polubiła tę parę i od razu poczuła się bardziej swobodnie.

– Domyślam się, że powodem naszego spotkania jest mój brat, Brian – ośmieliła się powiedzieć. – I choć trudno mi uwierzyć, że popełnił jakieś przestępstwo, muszę taką ewentualność brać pod uwagę… Skontaktowałam się już z ambasadą i podano mi nazwiska kilku osób, które mogłyby służyć memu bratu prawną pomocą. Pragnę go więc odnaleźć, nim wrócę do Nowego Jorku… – Głos jej się łamał. – Jeśli mogłabym wam w czymkolwiek pomóc…

Hernando Vasquez zagryzł wargę.

– No cóż, muszę pani powiedzieć, seńorita, że przeor w La Rabida również wierzy w niewinność pani brata. Uważa, że Brian uciekł, ponieważ się czegoś przestraszył.

Rachel patrzyła w skupieniu na Hernando Vasqueza, a potem przeniosła wzrok na seńora de Riano, jakby poszukując u niego pocieszenia. Spoglądał na nią z powagą i pewnym współczuciem.

– Jeśli mielibyśmy zdjęcie pani brata – kontynuował szef policji – moglibyśmy rozesłać fotografie po całym kraju. Możliwe, że ktoś by go rozpoznał.

– Oczywiście, ma pan rację. Ale… – zająknęła się – ale sądziłam, że seńor de Riano już dostarczył panu jego fotografię. – Raz jeszcze zerknęła na swego towarzysza, ten jednak miał twarz nieodgadniona. – Przecież zabrał pan jedną fotografię, prawda? – spytała zuchwale, ale zaraz się stropiła. – Nie rozumiem… Nadal pan ją ma?

Vincente de Riano wyprostował swe potężne ciało. Odsunął się nieco od baru i skrzyżował ramiona na piersiach.

– Fotografia, która przedstawia panią i pani matkę, znajduje się teraz w rękach artysty, mojego przyjaciela. Maluje z niej wasz portret naturalnej wielkości. Chciałbym, żeby Luisa nie zapomniała o swych amerykańskich korzeniach. To ważne, żeby wiedziała kim jest… Będzie się czuła bezpieczniejsza w tym nieobliczalnym świecie.

– Cóż za piękny gest, Vincente! – Seńora Vasquez nie posiadała się z podziwu.

Rachel nie miała pojęcia, co o tym sądzić. Kłębiły jej się w głowie sprzeczne myśli. Na wszelki wypadek wolała jednak nie patrzeć senorowi de Riano w oczy.

– Przywiozłam ze sobą kilka zdjęć Briana – zwróciła się do Hernando Vasqueza. – I postaram się dostarczyć je panu jak najszybciej. Oczywiście, zdjęcia te pochodzą sprzed kilku lat. Być może będą mało przydatne…

Vasquez dokończył swoją sangrię.

– Przynajmniej nasz człowiek będzie miał się na czym oprzeć, robiąc portret rysunkowy. Vincente twierdzi, że Brian mógłby być pani bratem bliźniakiem, więc to nam ułatwi zadanie. – Szef policji, widząc, że Rachel drży na całym ciele, dodał łagodnym tonem: – Ręczę, że zajmę się osobiście sprawą pani brata i dopilnuję, żeby sprawiedliwości stało się zadość.

Rachel skinęła ze zrozumieniem głową.

– O nic więcej nie mogę prosić. Dziękuję panu.

– Zapraszam więc teraz panią na kolację, podczas której popatrzymy na występy. – Hernando Vasquez podał jej ramię i poprowadził do restauracji.

Usiedli przy jednym ze stolików ustawionych wokół tanecznego parkietu.

Hernando Vasquez w pewnej chwili pochylił się nad Rachel i szepnął jej do ucha:

– Ogromnie się cieszę, że Vincente nareszcie wyszedł z domu… Po śmierci żony zmienił się nie do poznania… Stał się odludkiem. Czasami myślę, że żyje tylko dla małej Luisy… To takie smutne…

Rachel nagle zrozumiała, dlaczego Vincente de Riano wspomniał o zaadoptowaniu Luisy… To dziecko było jedyną radością w jego smutnym życiu wdowca. Wstrząśnięta tym odkryciem, z zamyśleniem oparła się o krzesło. Na szczęście nikt nie zauważył jej przygnębienia.

Podczas kolacji zmusiła się do jedzenia, choć całkiem straciła apetyt. Nie mogła patrzeć na seńora de Riano, nie myśląc jednocześnie o słowach Hernando. Unikała więc jak ognia jego wzroku i wdała się w pogawędkę z senorą Vasquez, podczas gdy obaj mężczyźni zajęli się własną rozmową.

Nagle światło reflektorów skupiło się na kobiecie i mężczyźnie, którzy stukając obcasami w rytm przejmującej melodii, rozpoczęli swój namiętny taniec. Mężczyzna, w założonym zawadiacko na bakier kapeluszu z szerokim rondem, spod zmrużonych powiek obserwował, jak kobieta zmysłowo kołysze biodrami i ociera falbaniastą spódnicą o jego nogi, wabiąc go, to znów odsuwając się kokieteryjnie.

Rachel wstrzymała oddech z wrażenia. W jednej chwili zdało jej się, że pod kapeluszem widzi niesamowicie przystojną twarz Vincente de Riano, a jego silne, męskie ciało swym naturalnym męskim wdziękiem nieubłaganie przyciąga ją do siebie. Miała nieodparte wrażenie, że to ona sama tańczy wokół niego… Zamknęła szybko oczy, by złudzenie szybciej pierzchło. Zawstydzona własną wyobraźnią musiała przyznać, że nigdy w życiu nie zaznała czegoś tak bardzo erotycznego.