– Proszę, tylko nie okłamuj mnie, Rachel. – Zacisnął dłonie w pięści i włożył je do kieszeni spodni.
– Być może nie powiedziałam całej prawdy, ale też nigdy cię nie okłamałam.
Przez chwilę milczał, jakby rozważając prawdziwość jej słów, a potem zadał pytanie, którego zupełnie nie oczekiwała.
– Jak się tu dostałaś?
– Brian i Carmen mnie przywieźli – powiedziała. – Carmen dała mi klucz.
Bezwiednie pogładził dłonią po karku; ten gest zakłopotania w dziwny sposób ją rozczulił.
– Gdzie oni teraz są? – zapytał.
– Przypuszczam, że w drodze powrotnej do Sewilli… Przykro mi, że ci przeszkadzam. Widzę, iż szykujesz się do drogi?
– Jeśli nie byłaś w nim zakochana, to dlaczego ode uciekłaś?
Gwałtowność tego pytania ją zaskoczyła, ale były to pierwsze słowa, które dały jej promyk nadziei.
– Po prostu… bałam się.
– Kogo się bałaś? Swojego poprzedniego kochanka?
Potrząsnęła głową, ale on jakby w ogóle jej nie słuchał. Zbliżył się do niej o krok i rzucił ze złością:
– Czy on cię źle potraktował? Skrzywdził cię?
– Nie.
– Powiedz mi prawdę, Rachel! – Pierś mu falowała ze wzburzenia. – Pragnąłem cię tak bardzo, że wtedy, gdy pojechaliśmy na konną przejażdżkę, właściwie zmusiłem cię, byś mnie dotknęła – powiedział, nie kryjąc rozdrażnienia. – Czy to on jest przyczyną, dla której nigdy nie chciałaś mnie dotknąć? Odpowiedz, Rachel!
– Nie! – zaprzeczyła z pasją. – Nic nie rozumiesz! Stephen nigdy nie był moim kochankiem.
Vincente de Riano gwałtownie wciągnął powietrze.
– Powiedz to jeszcze raz.
Skrzyżowała ręce na piersiach w obronnym geście.
– Nigdy nie spałam z żadnym mężczyzną – wyznała.
Patrzył na nią przez czas dłuższy w skupieniu. Potem energicznie potrząsnął głową.
– Czy naprawdę podejrzewasz, że kiedykolwiek mógłbym cię zranić? – spytał z niedowierzaniem.
– Fizycznie z pewnością nie – odparła drżącym głosem i od razu zorientowała się, że źle postąpiła.
– Dios! – Jak człowiek oszalały z rozpaczy przesunął ręką po włosach. – Co to, na Boga, oznacza?
Teraz albo nigdy. Musiała mu to powiedzieć.
– Chociaż nie mam doświadczenia, nie jestem naiwna… Dla większości mężczyzn seks nie ma nic wspólnego z miłością, z prawdziwym uczuciem… To tylko chwilowe zaspokojenie pragnień… raz z jedną kobietą, raz z drugą…
Jego przystojna twarz przybrała poważny wyraz.
– Widzę, że twój ojciec wycisnął na twej psychice niezatarte piętno.
– Owszem, skrzywdził moją matkę. Ale myślę, że to jednak ty dałeś mi najboleśniejszą życiową lekcję.
– Wyjaśnij mi to, proszę – powiedział takim tonem, jakby przygotowywał się do pojedynku na śmierć i życie.
– Nigdy nie zaprosiłeś mnie do swej sypialni, czyż nie?
Nie odpowiedział. Patrzył na nią, jakby nie całkiem wierzył w to, co widzi i słyszy.
– Dziwne – ciągnęła – że mężczyzna, który od innych wymaga absolutnej uczciwości, ma tyle problemów, żeby być uczciwym wobec samego siebie. Pomogę ci więc…
Niebezpieczny błysk w jego oczach powinien ją ostrzec, przywołać do porządku, ona jednak, nie zważając na nic, brnęła dalej.
– Musisz przyznać, że odczuwałeś samotność i cierpienie po śmierci żony… Tęskniłeś za nią. W nocy, gdy nieoczekiwanie pojawiłam się w twym pokoju, na chwilę straciłeś ostrość widzenia, na chwilę jawa pomieszała ci się ze snem… A ja tam właśnie byłam, blisko ciebie… Odpowiedni materiał zastępczy na kilka godzin. Być może nawet na dłużej, na czas mego pobytu w twoim domu… – Uniosła do góry rękę w geście protestu, gdy chciał się do niej zbliżyć. – Być może niektóre kobiety byłyby szczęśliwe w takich okolicznościach, może nawet uważałyby, że zaznały szczególnej łaski… Ale ja do nich nie należę! – Głos jej załamał się, traciła nad nim panowanie. – Ja jestem… zachłanna. Pragnę od razu wszystkiego… i to na zawsze!
– Rachel…
– Pozwól mi dokończyć… Nigdy nie wiedziałam, czym jest pożądanie, póki nie poznałam ciebie. I pragnęłam cię od pierwszej chwili. Teraz rozumiem, że to samo musiała czuć Carmen, gdy poznała mego brata. I rozumiem, dlaczego potrafiła nawet tobie się przeciwstawić, żeby zaspokoić pragnienie swego serca.
Powiedział coś po hiszpańsku, czego nie zrozumiała, ponieważ była zbyt pochłonięta, zbyt przytłoczona własnymi emocjami.
– W moim życiu nikt z tobą nie może się równać, Vincente – wyznała. – I nigdy nie będzie mógł. Dlatego nie potrafiłam znieść myśli, iż będę dla ciebie tylko pocieszycielką na jedną noc, że szybko o mnie zapomnisz… To by mnie zabiło. I właśnie z tego powodu uciekłam. – Podniosła na niego oczy płonące miłością i tęsknotą. – Czy wiesz, że byłam o ciebie szaleńczo zazdrosna? I zazdrościłam nawet Carmen, że w każdej chwili może zarzucić ci ręce na szyję i powiedzieć, jak bardzo cię kocha. Wszyscy cię kochają, Vincente. Ale nikt nigdy nie pokocha cię tak mocno jak ja. Nikt. – To z głębi serca płynące wyznanie zawisło w pełnej napięcia ciszy. – Kocham cię aż do bólu, Vincente! – powtórzyła.
– W takim razie porozmawiajmy o cierpieniu… O bólu, zgoda? – odparł głosem pełnym wzruszenia. – Przypomnij sobie, jak mówiłaś, iż mnie nienawidzisz, że jestem okazem nie z tej epoki. Przypomnij sobie swe rozczarowanie, gdy okazało się, iż to nie Brian, tylko ja jechałem za tobą z Carmony! Czy mam wyliczyć wszystkie rany, które mi zadał twój ostry języczek? Rany, które przeraźliwie bolały i długo krwawiły?
Nagle podszedł do niej, chwycił ją w ramiona. Słyszała teraz mocne bicie jego serca; twarz miała wtuloną w jego szyję. Czuła, jak jego potężnym ciałem wstrząsają emocje – i wprost nie mogła uwierzyć, że oto jej ukochany, nieosiągalny Vincente trzymają naprawdę w ramionach. Przytuliła się doń jeszcze mocniej.
– Wiesz teraz, że było całkiem inaczej… – szepnęła czule. – Wcale nie chciałam cię zranić.
– Ale wymierzyłaś mi ostateczny cios, gdy przerażona uciekłaś z mego łóżka – powiedział z żalem. – Uciekałaś w takim popłochu, jakby goniło cię dzikie zwierzę. Dios!
– Bo nie usłyszałam od ciebie tego, co najbardziej pragnęłam usłyszeć – wtrąciła.
– Chodzi ci o wyznanie miłości, prawda? Widzisz „kocham” to bardzo mocne słowo. Wy, Amerykanie, szafujecie nim bez opamiętania. Określa ono wiele uczuć, począwszy od zainteresowania koszykówką, aż po słabość do szarlotki. My, Hiszpanie, rezerwujemy to szczególne słowo na specjalną okazję. Na tę chwilę, gdy spotykamy swą drugą połowę. Cóż, dla wielu ludzi, pozbawionych szczęścia, ta chwila nigdy nie nadchodzi… – urwał w zamyśleniu.
– A więc Hernando miał rację – westchnęła z rozpaczą.
– Hernando? – Uniósł głowę, wtuloną w jej włosy. – Co on ma z tym wspólnego?
– Powiedział… że twoje serce umarło wraz z Leonorą…
– Posłuchaj mnie, Rachel – przerwał jej bez wahania. – Bardzo lubiłem Leonorę i byłem do niej szczerze przywiązany. Nasze rodziny żyły w bliskiej przyjaźni od pokoleń i nasze małżeństwo zostało zaplanowane na długo przed tym, nim sami się na nie zdecydowaliśmy, uważając, że przyjaźń, która nas łączy, wystarczy, by założyć rodzinę i spędzić wspólnie życie.
– A więc nigdy dotąd nie byłeś naprawdę zakochany? – wybuchła Rachel, nie mogąc dłużej wytrzymać w milczeniu.