Wybicki dobrze wiedział, że Napoleon żadnej improwizacji nie znosi. Toteż fetę powitania wykoncypował na długo przed spodziewaną chwilą i to w najdrobniejszych szczegółach. Po wsiach grupy gminu, kobiet i dzieci zawczasu przygotowano, by okrzyki wznosili, kiedy przejeżdżał będzie. Proboszczom nakazano występować naprzeciw cesarza z kadzidłem i wodą święconą, w strojach kościelnych odświętnych, a gdyby do świątyni jakiej chciał wejść, pod baldachimem od drzwi do ołtarza prowadzić.
Jaraczewski dał mi przeczytać odpis programu wjazdu, opracowany własnoręcznie przez Wybickiego. Istny regulamin wojskowy:
“Od strony tej, jak się spodziewamy jego przybycia, są cztery bramy tryumfalne, przez które będzie przejeżdżał.
Od pierwszego zacząwszy arku już nieprzerwanym pasmem stać będą gminy różnego wieku i płci aż do miasta wołając: “Niech żyje Napoleon!” Nb. ten paragraf aby był uskuteczniony, przedsięwezmą się środki takie, aby każda wieś pobliższa, każde przedmieście wiedziało, przy którym arku ma stanąć.
2 Na amfiteatrach z obydwu stron nikt się mieścić nie będzie bez biletu mu danego od osoby na to przeznaczonej! Szczególniej jednak w pierwszej ławie znajdować się będą młode panny, w biel ubrane, rzucając kwiaty na powóz Napoleona, wyśpiewując ku jego pochwale pieśń.
Uprasza się tutejsze damy, aby się zatrudniły wyborem panien szlachetnych. Co się tyczy miejskich, już się ich kilkadziesiąt ku temu końcowi oświadczyło, których regestr jest w ręku naszym.
3 Pod ostatnim arkiem Dąbrowski prezentować będzie osoby Najjaśniejszemu Napoleonowi tym porządkiem:
1. Senat, J. W. wojewoda gnieźnieński będzie miał mowę.
2. Stan rycerski, J. W. Sokolnicki będzie miał mowę.
3. Stan duchowny, który dopiero w kościele będzie miał mowę.
4. Stan miejski, Jmpan Kotecki mowę mieć będzie.
Nb. Mowy w powszechności krótkie, najwięcej na minut sześć.
4 Od tego arku poprowadzi się Cesarz prosto ku teatrowi, stamtąd w lewą rękę. Od Wilhelmowskiej ulicy pojedzie Najjaśniejszy Napoleon prosto ku Bramie Wronieckiej, na której cyfra jego na wierzchu, na spodzie napis złotemi literami: “Siluit terra in conspectu eius”.
5 Od tej bramy ulicą Wroniecką po prawej stronie Ratusza, koło Odwachu aż do ulicy Jezuickiej i tą przed kościół św. Stanisława Najjaśniejszy Cesarz poprowadzony będzie.
Nb. Poczynić potrzeba jak najskuteczniejsze dyspozycje, aby, ile być może, drogi były uregulowane, mostki na rynsztokach dane, ulice i rynek wychędożony.
6 Przed kościołem pojezuickim stać będzie duchowieństwo podług danego mu przepisu dla przyjęcia Wielkiego Napoleona i poprowadzi go pod baldachimem do wielkiego ołtarza.
7 Do kościoła nikt nie będzie puszczony bez biletu, a bilet nikomu nie będzie dany z pospólstwa… ponieważ… tam… ”
Oczom własnym nie wierzyłem. Ale potem śmiać mi się zachciało. Pomyśleć, że cała ta banda wygolonych łbów nazywa Wybickiego, jakobinem. Ha, ha, ha, ha!!! Iście mi jakobin, jakich mało. Dalej czytałem.
“… ponieważ tam wszystkie damy, na czele których marszałkowa jw. Gurowska, porządkiem, jaki między sobą ułożą, znajdować się będą. Nb. Bilety te wydawane będą przez osobę do tego wyznaczoną i aprobowaną przez komendanta placu.
8 Z kościoła prosto do swych pokoi Najjaśniejszy Pan wprowadzony zostanie.
9 A że nie wiadomo jest, czyli w nocy Najjaśniejszy Pan przyjedzie, bramy tryumfalne przeto na wszelki przypadek muszą być lampami ozdobione. Od arku zaś do arku powkopują się słupy, na których kagańce i duże słoje nalane łojem etc. stać będą, aby w porządku mogły być zapalone. Również i teatr iluminowany będzie.
10 Przy arkach postawią się straże dzienne i nocne z obywateli poznańskich.
Nb. Rząd miejski wyda do tego stosowne rozrządzenie.
11 Na znak dany zbliżenia się do miasta Najjaśniejszego Napoleona we wszystkie po kościołach dzwony, aż dopóki do kościoła nie wnijdzie, dzwonić się będzie.
12 Za przybyciem Najj. Pana do Poznania ciągle przez trzy wieczory iluminacje dawane będą na znak powszechnej radości. Domy Najjaśniejszego Pana, tudzież kościoły i wielkie gmachy miasta będą zewnątrz iluminowane.
13 Co się tyczy wygód i wspaniałości w pokojach i u stołu Najj. Cesarza, wybrani są do tego WW. Zaremba i Kołaczkowski.
14 Zresztą oczekiwać się będą rozkazy od dworu Najjaśniejszego Pana, co by wypadało uczynić na jego przyjęcie. Co wszystko komunikować się ma JW. pułkownikowi Aksamitowskiemu, komendantowi miasta Poznania”.
Spojrzałem na datę tego dokumentu, który ludziom prostym zabraniał wstępu do kościoła, by się damy poznańskie nie przeraziły widokiem nędzy.
10 listopada.
Dzień przyszedł i był to już 27 dzień listopada, kończący trzeci tydzień rządów junty (Torres by tak nazwał), którą Wybicki z jenerałem stanowili.
O piątej rano otwarło się niebo i strumienie wody lunęły na powitanie cesarza. Nie przestało padać aż do samego wieczora. Zdumiewał mnie widok, jaki rozpościerał się już o pół mili od miasta i na wszystkich ulicach, którymi miał przejeżdżać Napoleon. Dygnitarze dawni i obecni, stan wojenny, magistratury cywilne, wszelka płeć i wiek, tłumy nieprzebrane, nie baczące na ulewę, stały cierpliwie od świtu wypatrując Jego. Sto razy więcej ich przyszło, niż chciał Wybicki, i nie dlatego, że chciał, ale porywem serca… Nigdy przedtem ni potem nie widziałem innego człeka, którego by ludzie tak powszechnie miłowali, nim go jeszcze ktokolwiek z nich widział. Dziw! Milczeli i kulili się z zimna, bo wiatr niezgorzej zacinał, ale to milczenie i zaciekłość w staniu, w wodzie bezlitosnej, większe jeszcze wrażenie czyniła, aniżeli by mogły wywołać śpiewy i krzyki najgłośniejsze.
Cztery wielkie napisy: “Zwycięzcy Marengo”, “Zwycięzcy Austerlitz”, “Zwycięzcy Jeny” i “Zbawcy Polski” więdły od wody na czterech arkach, ale i one pewnie nie traciły nadziei, że je cesarz zobaczy i oceni. U ostatniej bramy miał witać monarchę wojewoda Lubicz Radzimiński, najstarszy, jak mówiono, z polskich senatorów, a w kościele farnym wyczekiwał ksiądz arcybiskup gnieźnieński Raczyński, z całym duchowieństwem i przepychem kościelnym, w asystencji tych wszystkich szczęśliwców, którym posiadanie bezcennego biletu umożliwiło na jeden dzień rozkosz niekalania światłych ocząt widokiem pospólstwa.
Wybicki swoje miał kombinacje. Poderwał nas na konie i w towarzystwie Dąbrowskiego poprowadził na zachód. Na czele całej setki pędził Umiński, za nim delegacja dostojników w powozach. W drodze dowiedziałem się, że Wybicki chce czekać na cesarza w Międzyrzeczu, by mu tam właśnie wskazać pradawną granicę Polski. I Wybicki pierwszy tego dnia zasmakował goryczy rozczarowania. Pan Bóg widać również czytał ów program, który na powitanie ułożył imć pan Wybicki, i pewnikiem nie inaczej niż ja ocenił jego zalety, ze słowami Pisma Świętego nie bardzo idące w parze.
Chmury się chyba obrywały i bardziej płynąc niż galopując, pod wieczór dopiero stanęliśmy w Bytyniu. Tam nas kareta cesarza zaskoczyła. Mowy nie było, by Działyński mógł wygłosić orację ułożoną na powitanie. Niewiele postrzegałem w mroku. Napoleon nie wysiadając z powozu, słów kilka rzucił do Dąbrowskiego, potem do Wybickiego, przez chwilę przemawiał i popędziliśmy ku Poznaniowi.
Radować się należało zaufaniem okazanym, gdyż na rozkaz Napoleona jego eskorta, złożona z 25 szaserów gwardii i oficera, usunęła się, robiąc miejsce dla nas. Ale jakoś nikt się nie cieszył, a każdy od siekających kropel się osłaniał i klął zły los. Rozdzieliliśmy się na dwie grupy, jedna przed, a druga za karetą, i mozolnie oraliśmy błoto i ciemności czesane grzebieniami deszczu. Widziałem biały turban mameluka rezydującego na koźle karety i to, że Dąbrowski przy drzwiczkach jedzie, konwersując z cesarzem.
Głowę wtuliłem w kołnierz munduru i na konia się zdałem, gdy czyjaś ręka szarpnęła mnie mocno. Dąbrowski kłusował obok.
– Do grodu pędź! Niech się ludzie i biskup spać kładą! Nie będzie fety!
Psiakrew, ot misja! Bryzgi brudne spod kopyt na twarz mi leciały, wiatr w miejscu osadzał, a noc czarna spadła na ziemię jak kaptur. Gnałem niby pomyleniec i na takiego pewnie wyglądałem, gdy już dotarłem do murów. Ludzi niewielu stało, ale przecież stali i mokli, ile godzin tak?
Do fary przez Jezuicką przeleciałem i skoczyłem do wnętrza, które przynajmniej suche było i jarzyło się jak w biały dzień. Nie wpuściliście ludu, tedy Pan niebieski nie wpuści tu radości, próżno staliście dzień cały – pomyślałem jadowicie i zaraz wstyd mi się zrobiło tej myśli.
Biskup Raczyński drzemał chyba, z głową opuszczoną na piersi, ale gdy usłyszał kroki moje, od obcasów twardo bijących o posadzkę, oczy podniósł.
– Wasza wielebność… wasza wielebność zechce wybaczyć, ale Najjaśniejszy Pan nie będzie…
– Cóż ja… komu mam wybaczać? Jemu?
– Wasza wielebność…
Milczenie mi nakazał, wyciągając upierścienioną rękę. Wstał i ku fioletowej czeredzie się odwrócił, gestem gasząc pomruki gniewne.
– Dzieci moje… czas na spoczynek. Cesarz jegomość też pewnie zmęczony.
Odwrócił się i podreptał w głąb kościoła. Gdym ku wyjściu zmierzał ucapił mnie za rękaw kleryk młody i syknął:
– W południe miał być! Tyle luda dzień cały czekało jak psy jakie! Eminencja obiadu do ust nie brał! Nie po cesarsku to… taki zawód!