Выбрать главу

Kolekcjoner Kości krążył ulicami wokół placu Waszyngtona już dobre piętnaście minut.

Na chodnikach roiło się od ludzi, ale głównie młodzieży, studentów letnich szkół, skaterów.

Panowała atmosfera festiwalu. Piosenkarze, żonglerzy, akrobaci. Przypomniały mu się „muzea” na Bowary, popularne w XIX wieku. Nie były to oczywiście muzea, tylko pasaże arkadowe tętniące życiem. Wystawiano tam burleski, pokazywano wybryki natury; występowali różni śmiałkowie, handlowano wszystkim, co można było sprzedać: od francuskich kart pocztowych po drzazgi z krzyża, do którego przybito Chrystusa.

Zwolnił raz albo dwa, ale nikt nie chciał wsiąść do taksówki. Pojechał na południe.

Schneider przymocował cegły do nóg Ortegi i przywiązał go pod molem na Hudsonie. Zanieczyszczona woda i ryby spowodowały, że po krótkim czasie z ciała zostały prawie same kości. Zwłoki znaleziono dwa tygodnie po zaginięciu Ortegi. Nie ustalono, czy nieszczęsny mężczyzna żył i był przytomny, gdy bandyta przywiózł go na molo. Jednak przypuszcza się, że tak, ponieważ okrutny Schneider przywiązał go w taki sposób, że twarz znajdowała się kilka centymetrów poniżej lustra wody. Niewątpliwie ręce ofiary zaciskały się kurczowo, gdy mężczyzna patrzył w górę, gdzie czekało wybawienie.

Kolekcjoner Kości zauważył słabowitego, młodego mężczyznę stojącego na chodniku. Chory na AIDS, pomyślał. Ale kości ma zdrowe i takie wystające… Kości są wieczne. Mężczyzna jednak nie chciał skorzystać z taksówki. Kolekcjoner przejechał obok niego i wściekłym wzrokiem obserwował chudą sylwetkę we wstecznym lusterku.

W porę odwrócił wzrok. W ostatniej chwili skręcił, omijając starszego mężczyznę, który wyszedł na ulicę, aby zatrzymać taksówkę. Tamten odskoczył na chodnik, taksówka zatrzymała się za nim.

Otworzył tylne drzwi i włożył głowę do środka.

– Powinien pan uważać – pouczył kierowcę bez cienia złości w głosie.

– Przepraszam – mruknął Kolekcjoner głosem pełnym skruchy.

Starszy mężczyzna wahał się chwilę, rozglądając się po ulicy. Nie zauważył innej taksówki. Wsiadł do środka. Trzasnęły drzwi.

Stary i chudy, pomyślał Kolekcjoner. Skóra będzie schodziła z kości jak jedwab.

– Dokąd? – zapytał.

– East Side.

– Dobrze – powiedział i nałożył maskę na twarz. Szarpnął kierownicą w prawo. Taksówka gwałtownie ruszyła w przeciwnym kierunku.

CZĘŚĆ III

Funkcjonariuszka Sachs

Burzyć, burzyć, burzyć! – taka jest maksyma Nowego Jorku. Kościom naszych przodków nie dane jest leżeć w spokoju więcej niż dwadzieścia pięć lat. Każde pokolenie stara się usunąć wszystko, co pozostało po poprzednikach.

Burmistrz Nowego Jorku, Philip Hone.

„Pamiętnik” 1845

Sobota, 22.15 – niedziela, 5.30

Rozdział osiemnasty

– Nalej mi, Lon.

Rhyme pił przez słomkę, Sellitto – ze szklaneczki. Obaj sączyli whisky pachnącą dymem. Detektyw siedział w skrzypiącym rattanowym fotelu. Rhyme uznał, że wygląda jak Peter Lorre w „Casablance”.

Terry Dobyns wyszedł po rzuceniu kilku psychologicznych uwag na temat narcyzmu agentów FBI. Jerry Banks także opuścił pokój. Mel Cooper z namaszczeniem rozkładał sprzęt i pakował go.

– Jest niezła, Lincoln. – Sellitto popijał whisky małymi łykami. – Nie mogę sobie pozwolić na coś takiego. Ile ma lat?

– Myślę, że około dwudziestu.

Detektyw przypatrywał się brązowej whisky.

– Ta Sachs. Najpierw była grzeczna, a potem…

– Powiedz mi coś, Lon. O Pollingu. Czemu wpadł w szał? Dlaczego tak się zdenerwował?

– Mały Jimmy? – Sellitto się roześmiał. – Ma kłopoty. To on spowodował, że odsunięto Perettiego od sprawy. Trzymał śledztwo z dala od FBI. Jest osamotniony. To, że zwrócono się do ciebie, też wywołało dużo zamieszania. Było wiele niepotrzebnych komentarzy. Nie chodziło oczywiście o twoje kompetencje, ale o to, że jesteś cywilem.

– To Polling chciał mnie zaangażować? Myślałem, że szef.

– Tak, ale Polling mu podpowiedział. Zadzwonił od razu, gdy usłyszał, że znaleziono podrzucone ślady na miejscu przestępstwa.

Byłem mu potrzebny? – dziwił się Rhyme. Bardzo zastanawiające. Nie miał styczności z Pollingiem od kilku lat, zwłaszcza od wypadku, któremu uległ. To Polling prowadził sprawę i ostatecznie aresztował Dana Shepherda.

– Wydajesz się zdziwiony – powiedział Sellitto.

– Tak, tym, że chciał zaangażować mnie do śledztwa. Nie byliśmy w dobrych stosunkach.

– Dlaczego?

– Złożyłem na niego skargę. Pięć lub sześć lat temu, gdy był jeszcze porucznikiem, zauważyłem, że przesłuchuje podejrzanego na środku zabezpieczonego miejsca przestępstwa. Zanieczyścił je. Wściekłem się. Złożyłem na niego raport. Potem był cytowany w opinii o nim, gdy rozpatrywano sprawę zastrzelenia przez niego nieuzbrojonego przestępcy.

– Sądzę, że zapomniał o tym.

– Lon, czy mógłbyś zadzwonić?

– Oczywiście.

– Nie – powiedział Thom, zabierając telefon. – Sam zadzwoń.

– Nie miałem czasu, by nauczyć się, jak to działa – powiedział Rhyme, spoglądając na urządzenie umożliwiające dzwonienie.

– Nie poświęciłeś czasu. To jest duża różnica. Z kim chcesz rozmawiać?

– Z Bergerem.

– Nie – rzekł Thom. – Jest za późno.

– Wiem, która jest godzina – zauważył chłodno Rhyme. – Jest w hotelu Plaza.

– Nie.

– Żądam, abyś do niego zadzwonił.

– Tutaj. – Thom rzucił kartkę papieru na przeciwległy koniec stołu, ale Rhyme mógł bez trudu ją odczytać.

Bóg zabrał dużo Rhyme’owi, ale obdarował go wzrokiem młodego mężczyzny. Lincoln zaczął wybierać numer telefonu za pomocą policzka. Było to prostsze, niż myślał, ale mimo wszystko zajęło sporo czasu. Był zły, mruczał.

Thom zignorował go i zszedł na dół.

Bergera nie było w pokoju hotelowym. Rhyme rozłączył się niezadowolony, że nie może trzasnąć słuchawką.

– Masz jakiś problem? – spytał Sellitto.

– Nie – burknął Rhyme.

Gdzie on jest? – denerwował się. Jest późno. Berger powinien już być w hotelu. Doznał dziwnego uczucia: był zazdrosny, że jego lekarz od śmierci pomaga umrzeć komuś innemu.

Sellitto zaśmiał się po cichu. Rhyme uniósł wzrok. Policjant jadł batona. Rhyme zapomniał już, że niezdrowa żywność była podstawą pożywienia Sellitta, gdy razem pracowali.

– Przypomniało mi się coś. Pamiętasz Benniego Ponzo?

– Przestępczość zorganizowana? Dziesięć-dwanaście lat temu?

– Tak.

Rhyme lubił występować przeciwko przestępczości zorganizowanej. Gangsterzy byli profesjonalistami. Zmieniały się ich sposoby działania. A poza tym ofiary najczęściej nie należały do niewiniątek.

– Kto to był? – zapytał Mel Cooper.

– Żołnierz mafii z Bay Ridge – powiedział Sellitto. – Pamiętasz, jak zażądał czekoladowej kanapki, gdy go złapaliśmy?

Rhyme roześmiał się i skinął głową.

– Co to za historia? – zapytał Cooper.