Выбрать главу

– Proszę wziąć głęboki oddech, musimy się zanurzyć.

Everett wciągnął powietrze i zamknął oczy. Zanurzył się z nurkiem w wodę rozświetloną jaskrawym światłem. Była to krótka, ale bardzo przykra wycieczka w głąb mętnej, brudnej rzeki. Wynurzyli się na powierzchnię. Everett wyślizgnął się z rąk nurka i odpłynął. Po wydarzeniach dzisiejszego wieczoru pływanie w lekko wzburzonej rzece było bułką z masłem.

Nie zamierzała jechać taksówką. Nie miała nic przeciw autobusom odjeżdżającym z lotniska.

Ale Pammy była niewyspana – wstały o piątej rano – i ledwo trzymała się na nogach. Mała dziewczynka powinna jak najszybciej znaleźć się w łóżku. Poza tym Carole nie mogła się doczekać, kiedy zobaczy Manhattan. Szczupła kobieta ze Środkowego Zachodu, która w ciągu czterdziestu jeden lat swego życia nie była dalej na wschodzie niż w Ohio. Umierała z niecierpliwości – chciała jak najszybciej zobaczyć Nowy Jork.

Carole wzięła bagaże i ruszyły w kierunku wyjścia. Sprawdzała, czy zabrała wszystko, gdy dziś po południu opuszczały dom Kate i Eddiego.

Pammy, Kubuś Puchatek, portmonetka, walizka, żółty plecak.

Wszystko się zgadza.

Jej przyjaciele ostrzegali ją przed Nowym Jorkiem.

„Popchną cię i zabiorą portmonetkę – mówił Eddie. – Kieszonkowcy”.

„I nie graj w karty na ulicy” – dodała opiekuńcza Kate.

„Nie gram w karty w domu, dlaczego miałabym zacząć grać na ulicach Manhattanu?”.

Carole roześmiała się, przypominając sobie to ostrzeżenie.

Ale doceniała ich troskę. W końcu jechała z trzyletnią córką na konferencję pokojową do najbardziej niebezpiecznego miasta na świecie. I miało tam być więcej obcokrajowców, do diabła, więcej ludzi, niż kiedykolwiek widziała w jednym miejscu.

Carole znalazła telefon i zadzwoniła do hotelu, by upewnić się, czy rezerwacja jest aktualna. Portier powiedział, że pokój jest przygotowany i czeka na nią. Powinna dotrzeć za czterdzieści minut.

Wyszły drzwiami automatycznymi. Na zewnątrz panował nieznośny upał. Carole zatrzymała się i rozejrzała wokół. Jedną ręką ściskała mocno Pammy, w drugiej trzymała zniszczoną walizkę. Ciężki żółty plecak zarzuciła na ramię.

Stanęły w kolejce na postoju taksówek.

Carole spojrzała na ogromny billboard wiszący po przeciwnej stronie ulicy. Witamy Delegatów ONZ! – oznajmiał. Był koszmarny, ale przyglądała mu się dłużej, bo jeden z mężczyzn był podobny do Ronniego.

Po jego śmierci – dwa lata temu – wszystko przypominało jej przystojnego, krótko ostrzyżonego męża. Gdy przejeżdżała obok McDonald’sa, przypominała sobie, że lubił big maca. U wszystkich aktorów, nawet tych do niego zupełnie niepodobnych, zauważała jego gesty. Widziała reklamę kosiarek i przypominała sobie, że bardzo lubił strzyc ich mały trawnik w Arlington Heights.

Potem płakała. Brała prozac lub imipraminę i szła do łóżka, w którym spędzała całe tygodnie. Niechętnie przyjmowała propozycje Kate, aby została u nich na noc lub na tydzień, lub na miesiąc.

Ale teraz nie płakała. Postanowiła rozpocząć życie od nowa. Smutek już przeminął.

Carole popchnęła nogą bagaż, gdy kolejka przesunęła się do przodu, i odgarnęła ciemnoblond włosy. Rozejrzała się wokół, usiłując dostrzec Manhattan. Widziała jednak tylko samoloty, samochody, taksówki i morze ludzi. Para unosząca się z włazów przypominała duchy. Nocne niebo było ciemne i zamglone.

No cóż, wkrótce zobaczy miasto. Miała nadzieję, że Pammy jest dostatecznie duża, żeby zapamiętać pierwsze wrażenia.

– Jak ci się podoba nasza przygoda, kochanie?

– Przygoda. Lubię przygody. Chcę Hawajskiego Ponczu. Proszę.

Proszę… To coś nowego. Trzyletnie dzieci szybko się uczą. Carole się roześmiała.

– Dobrze. Za chwilę.

Podjechała taksówka. Otworzył się bagażnik i Carole wrzuciła do niego bagaż. Zatrzasnęła go. Wsiadły do tyłu samochodu i Carole zamknęła drzwi.

Pammy, Kubuś Puchatek, portmonetka.

– Dokąd? – zapytał taksówkarz.

Carole podniesionym głosem – ze względu na szybę pleksiglasową oddzielającą je od kierowcy – podała adres hotelu.

Taksówka wjechała na jezdnię. Carole wzięła Pammy na kolana.

– Będziemy jechali obok ONZ? – głośno spytała.

Kierowca jednak skupił się na zmianie pasa ruchu i nie słyszał jej.

– Przyjechałam na konferencję – wyjaśniła. – Konferencję ONZ.

Wciąż brak odpowiedzi.

Być może ma kłopoty z angielskim. Kate ostrzegła ją, że wszyscy taksówkarze w Nowym Jorku to obcokrajowcy (zabierają Amerykanom pracę, gderał Eddie). Nie mogła jednak przyjrzeć mu się dokładnie, ponieważ szyba pleksiglasowa była porysowana.

Może po prostu nie ma ochoty na rozmowę.

Wjechali na inną autostradę i nagle wyrosła przed nimi postrzępiona sylwetka miasta na tle nieba. Olśniewające. Jak kryształy, które zbierali Kate i Eddie. Ogromne grono niebieskich, złocistych i srebrnych budynków na środku wyspy i drugie – po lewej stronie. Niczego tak ogromnego w swoim życiu nie widziała. Przez moment wyspa wyglądała jak wielki statek.

– Spójrz, Pammy. Tam jedziemy. Jest wspaaaniałe.

Jednak po chwili widok zniknął, gdy kierowca gwałtownie skręcił i zjechał z drogi ekspresowej. Jechali teraz pustymi ulicami, wzdłuż brudnych domów z cegły.

Carole wychyliła się do przodu.

– Czy to jest droga do centrum?

Znów brak odpowiedzi.

Zapukała gwałtownie w szybę.

– Czy my dobrze jedziemy? Proszę mi odpowiedzieć… Niech pan mi odpowie!

– Mamusiu, co się stało? – spytała Pammy i zaczęła płakać.

Mężczyzna nie reagował. Jechał, nie przekraczając dozwolonej prędkości i zatrzymując się na czerwonych światłach. Gdy wjeżdżali na pusty plac znajdujący się za opuszczoną fabryką, sprawdził, czy włączył kierunkowskaz.

Och, nie… nie!

Nałożył maskę na twarz i wysiadł z taksówki. Podszedł do tylnych drzwi. Chwycił za klamkę, ale się zawahał i opuścił rękę. Zbliżył twarz do szyby, zaczął w nią lekko stukać. Raz, dwa, trzy. W ten sposób zwraca się na siebie uwagę jaszczurek i węży w ogrodzie zoologicznym. Taksówkarz długo przypatrywał się matce i córce, zanim otworzył drzwi.

Rozdział dwudziesty drugi

– Sachs, jak to zrobiłaś?

Stała nad Hudsonem.

– Przypomniałam sobie, że widziałam budynek straży wodnej przy parku Battery – mówiła do mikrofonu. – Wysłali dwóch nurków, którzy dotarli do pomostu w ciągu trzech minut. Żebyś widział, jak ta łódź szybko płynęła! Muszę kiedyś spróbować.

Rhyme opowiedział jej o odcisku palca.

– Sukinsyn! – krzyknęła, cmokając z niezadowolenia. – Szczurek przechytrzył nas wszystkich.

– Nie wszystkich – zauważył skromnie Rhyme.

– Zatem Dellray wie, że zwędziłam dowody? Szuka mnie?

– Powiedział, że jedzie do budynku FBI. Prawdopodobnie będzie się zastanawiał, kogo z nas aresztować najpierw. Sachs, jak wygląda miejsce przestępstwa?

– Nieciekawie – zameldowała. – Zaparkował na żwirze…

– Nie ma więc śladów butów.

– Jeszcze gorzej. Woda podczas przypływu przykryła tę dużą rurę oraz miejsce, w którym zaparkował.

– Cholera – mruknął Rhyme. – Brak śladów, odcisków. Nic. Jak czuje się ofiara?

– Nie najlepiej. Wychłodzenie ciała, złamany palec. Ma chore serce. Będzie w szpitalu dzień lub dwa.