Выбрать главу

– Czy może nam coś powiedzieć?

Sachs podeszła do Banksa, który przepytywał Williama Everetta.

– Nie jest wysoki – powiedział trzeźwo mężczyzna, uważnie przyglądając się opatrunkowi gipsowemu, który założył mu na palec lekarz. – Nie jest potężnie zbudowany czy muskularny, ale jest silniejszy ode mnie. Chwyciłem go, ale odepchnął moje ręce.

– Rysopis? – zapytał Banks.

Everett powiedział, że miał na sobie ciemne ubranie i maskę na twarzy. Jedynie to sobie przypomniał.

– Jeszcze jedno mogę wam powiedzieć. – Everett uniósł zabandażowaną dłoń. – To podły człowiek. Chwyciłem go, jak już wam mówiłem. Nie myślałem, wpadłem w panikę, ale on dostał wtedy szału. I złamał mi palec…

– Zemsta?

– Tak sądzę, ale nie to było najdziwniejsze.

– Nie?

– On tego słuchał.

Młody detektyw przestał pisać, spojrzał na Sachs.

– Przyłożył moją rękę do ucha i zginał palec, aż go złamał. Słuchał. Chyba sprawiało mu to przyjemność.

– Rhyme, słyszałeś?

– Tak. Thom dopisze to do charakterystyki przestępcy. Jednak nie wiem, jak wykorzystać tę informację. Pomyślimy o tym później.

– Nie ma żadnych podrzuconych wskazówek?

– Jeszcze nic nie znalazłam.

– Obejdź miejsce przestępstwa… Jeszcze coś, weź…

– Ubranie mężczyzny? Już go o to prosiłam. Ja… Rhyme, wszystko w porządku? – Usłyszała atak kaszlu. Na chwilę zerwała się łączność.

– Rhyme, jesteś tam? Wszystko w porządku?

– Tak – odparł szybko. – Obejdź miejsce.

Uważnie zbadała teren, oświetlając go lampą halogenową. Ogarnęło ją zwątpienie. On był tutaj. Chodził po żwirze, ale wszystko, co zostawił, znalazło się pod kilkunastocentymetrową warstwą wody.

– Nic nie znalazłam. Wskazówki przypuszczalnie zmyła woda.

– Nie, on jest zbyt inteligentny, aby nie wziąć pod uwagę przypływu. Wskazówki musiał ukryć w suchym miejscu.

– Mam pomysł – powiedziała nagle. – Przyjedź tutaj.

– Co?

– Zbadaj ze mną miejsce przestępstwa.

Zapadła cisza.

– Rhyme, słyszysz mnie?

– Do mnie mówisz? – zapytał.

– Kupiłeś to od De Niro. Ale nie jesteś tak dobrym aktorem. Pamiętasz tę scenę z „Taksówkarza” i tyle!

Rhyme się nie roześmiał.

– Tam było inaczej – powiedział. – „O mnie ci chodzi?”, a nie „Do mnie mówisz?”.

– Przyjedź. Zbadaj ze mną miejsce przestępstwa – kontynuowała niezrażona Sachs.

– Rozpostrę moje skrzydła. Nie. Przeniosę się myślami. Telepatia.

– Nie żartuj. Mówię poważnie.

– Ja…

– Potrzebujemy cię. Nie mogę znaleźć podrzuconych wskazówek.

– Ale one tam są. Spróbuj jeszcze raz, staranniej.

– Obeszłam całe miejsce dwa razy.

– Zatem wzięłaś pod uwagę zbyt mały teren. Dodaj po kilka metrów i zbadaj go ponownie. 823 jeszcze nie skończył.

– Zmieniłeś temat. Przyjedź i pomóż mi.

– Jak? – spytał Rhyme. – W jaki sposób mam to zrobić?

– Miałam przyjaciela, który był zawzięty – zaczęła. – I jakoś…

– Chciałaś powiedzieć, że był sparaliżowany – przerwał jej Rhyme delikatnie, ale stanowczo.

– Jego pielęgniarz umieszczał go każdego ranka w specjalnym wózku inwalidzkim. Mógł wszędzie jeździć sam: do kina, do…

– Te wózki – Rhyme mówił matowym głosem – nie są dla mnie odpowiednie.

Zamilkła.

– To zależy od urazu – kontynuował Rhyme. – Ryzykowałbym dużo, gdybym jeździł na wózku. – Zawahał się. – Mój stan mógłby się pogorszyć.

– Przepraszam, nie wiedziałam.

– Oczywiście, że nie wiedziałaś – powiedział po chwili.

Ale nie zdenerwował się jej gafą.

– Zajmijmy się poszukiwaniami – ciągnął spokojnie. – Przestępca chytrze ukrył wskazówki, ale można je znaleźć. Mam pomysł. On jest człowiekiem podziemi. Może zakopał te wskazówki…

Rozejrzała się wokół.

Może tam… W wysokiej trawie obok żwiru spostrzegła kopiec ziemi i liści. Chyba nie. Ziemia jest zbyt ubita.

Sachs kucnęła przy kopczyku. Używając ołówków zaczęła usuwać z niego liście.

Spojrzała w lewo. Po chwili zorientowała się, że patrzy na uniesioną głowę, zęby jadowe…

– Jezus Maria! – krzyknęła, odskakując. Potknęła się i upadła. Usiłowała wyciągnąć broń.

Nie…

– Nic ci się nie stało?! – wrzasnął Rhyme.

Sachs trzymała w trzęsących się rękach pistolet, z którego usiłowała mierzyć do celu. Nadbiegł Banks ze swoim glockiem. Zatrzymał się. Sachs wstała, nie odrywając wzroku.

– Boże – wyszeptał Banks.

– To wąż… no, szkielet węża – powiedziała Sachs do Rhyme’a. – Grzechotnik. Cholera. – Schowała broń do kabury. – Jest przyczepiony do deski.

– Wąż? Interesujące – rzekł Rhyme zaintrygowany.

– Tak, rzeczywiście interesujące – burknęła. Włożyła gumowe rękawiczki i podniosła skręcony szkielet. Odwróciła go. – Metamorphosis.

– Co?

– Nalepka na spodzie. Sądzę, że jest to nazwa sklepu, skąd pochodzi szkielet. Broadway 604.

– Chłopcy Twardziele powinni sprawdzić ten sklep – powiedział Rhyme. – Co tam mamy? Jakie jeszcze wskazówki?

Były w torbie pod szkieletem węża. Serce mocniej jej zabiło, gdy schylała się nad torbą.

– Pudełko zapałek – powiedziała.

– Okay, może zamierza podpalić ofiarę. Czy jest coś na nim napisane?

– Nie, ale jest pomazane. Wygląda to jak wazelina, tylko że cuchnie.

– Dobrze, Sachs. Zawsze trzeba powąchać ślady, gdy nie wiadomo, co to jest. Jednak wrażenia muszą być precyzyjniejsze.

Pochyliła się bardziej.

– Smród.

– To nie jest precyzyjne określenie.

– Może siarka.

– To może być materiał wybuchowy, Tovex. Czy jest niebieski?

– Nie, biały.

– Przypuszczam, że nawet jeżeli jest to materiał wybuchowy, to nie eksploduje bez zapalnika. Jest stabilny. Coś jeszcze?

– Kolejny kawałek papieru. Coś na nim napisano.

– Co, Sachs? Jego nazwisko, adres zamieszkania, adres poczty elektronicznej?

– To chyba kawałek kartki z czasopisma. Widzę tu niewielkie czarno-białe zdjęcie. Przedstawia fragment budynku, ale nie wiem jakiego. Mogę jedynie odczytać datę pod spodem: 20 maja 1906 roku.

– Zastanawiam się, czy to może być kod albo adres. Muszę nad tym pomyśleć. Coś jeszcze?

– Nie.

Usłyszała, że głęboko westchnął.

– Dobrze, Sachs – powiedział. – Wracaj. Która godzina? Dochodzi pierwsza. Od lat tak długo nie siedziałem. Wracaj szybko. Przyjrzymy się temu, co mamy.

Ze wszystkich dzielnic Manhattanu południowa część East Side najmniej zmieniła się w ciągu lat.

Oczywiście wiele znikło z krajobrazu dzielnicy: pastwiska dla owiec; okazałe rezydencje Johna Hanckocka i innych współczesnych mu polityków; duże jezioro Der Kolek; Five Points – na początku XIX wieku najbardziej niebezpieczny zakątek na Ziemi (w jednym kwartale domów – zwanym Bramy Piekieł – zdarzało się 200-300 morderstw rocznie).

Ale tysiące starych budynków pozostało: czynszówki z XIX wieku, domy w stylu kolonialnym, budynki federalne, zdobione hale, budynki publiczne w stylu egipskim, zbudowane z polecenia skorumpowanego kongresmana Fernanda Wooda. Niektóre były opuszczone, porośnięte zielskiem, wewnątrz nich rosły drzewka. Jednak wiele wykorzystywano. Były to budynki, w których mieściły się instytucje dobroczynne, cukiernie, teatrzyki, miały też siedzibę Tammany Hall oraz Gomorra – mafia żydowska. Takie miejsca szybko nie umierają.