Выбрать главу

– Tak.

– Czy miał pan w Meksyku jakieś kłopoty? – spytał Reece.

– Kłopoty z tamtejszym jedzeniem? – Świadek próbował się roześmiać, ale bez powodzenia. Odchrząknął i ponownie przełknął ślinę.

– Panie doktorze, co to jest Ketaject?

Pauza. Morse przetarł oczy i wymamrotał coś pod nosem.

– Zechce pan mówić trochę głośniej – poprosił Reece tak spokojnym głosem, jakby był przekonany, że całkowicie panuje nad sobą, nad świadkiem i nad wszechświatem.

– Jest to firmowa nazwa pewnego leku, którego oficjalnej nazwy nie pamiętam.

– Czy nie jest to firmowa nazwa chlorowodorku ketaminy?

– Tak – wyszeptał świadek.

– Jakie jest jego działanie?

Morse kilkakrotnie głęboko odetchnął.

– Jest to środek anestezjologiczny.

– Co to jest środek anestezjologiczny, panie doktorze?

– Przecież pan wie. To jest ogólnie wiadome.

– Mimo to oczekuję pańskiej odpowiedzi.

– Jest to ciecz lub gaz, pod którego wpływem pacjent traci świadomość.

– Panie doktorze, czy podczas pobytu w Meksyku leczył pan siedemnastoletnią pacjentkę, pannę Adelitę Corrones, która mieszkała w Nogales?

Morse w milczeniu zacisnął dłonie. Miał ochotę na łyk wody, ale bał się sięgnąć po szklankę.

– Czy mam powtórzyć pytanie?

– Nie przypominam sobie.

– Ale ona z pewnością sobie pana przypomina. Niech pan sięgnie pamięcią siedem lat wstecz i przypomni sobie klinikę Świętej Teresy w Nogales. Czy miał pan taką pacjentkę?

– To był spisek! Oni mnie wrobili! Policjanci i sędzia! Szantażowali mnie! Byłem niewinny!

– Panie doktorze, proszę ograniczyć się do odpowiedzi na moje pytania. – Reece miał rozluźniony krawat i zaczerwienioną twarz. Taylor, choć siedziała w głębi sali, widziała wyraźnie, że jego oczy lśnią z podniecenia.

– Siedemnastego września owego roku panna Corrones miała przejść zabieg usunięcia znamienia na nodze. Czy zaaplikował jej pan wtedy Ketaject, a potem, kiedy uznał pan, że jest już nieprzytomna, czy rozebrał ją pan częściowo i dotykał lubieżnie jej piersi, onanizując się przy tym aż do osiągnięcia orgazmu?

– Sprzeciw! – Adwokat Marlowa zerwał się na równe nogi.

– Uchylony – oznajmił sędzia.

– Nie! – krzyknął świadek. – To jest kłamstwo!

Reece podszedł do swego stołu i wziął do ręki jakiś dokument.

– Wysoki sądzie, pragnę przedstawić dowód rzeczowy, oznaczony symbolem GG. Jest to potwierdzona notarialnie kopia aktu oskarżenia, sporządzonego przez biuro prokuratora federalnego w mieście Nogales w Meksyku.

Podał sędziemu dokument, a jego kopię wręczył adwokatowi powoda, który przeczytał uważnie tekst, a potem skrzywił się z niesmakiem.

– Wyrażam zgodę na dopuszczenie tego dowodu rzeczowego – wymamrotał niechętnie.

– Sąd dopuszcza dowód rzeczowy – oznajmił sędzia i ponownie spojrzał na świadka. Doktor Morse zasłaniał oburącz twarz.

– Oni to wszystko ukartowali… Szantażowali mnie. Zapłaciłem grzywnę, a oni obiecali, że usuną akta sprawy.

– No cóż, najwyraźniej ich nie usunęli – odparł Reece. – W tym akcie oskarżenia prokurator wyraźnie twierdzi, że panna Corrones zdawała sobie sprawę, iż jest przez pana molestowana, ponieważ nie tylko podał jej pan niewystarczającą dawkę Ketajectu, ale w dodatku zrobił pan zastrzyk nieudolnie, w wyniku czego większa część preparatu nie dotarła nawet do jej krwiobiegu. Czy tak twierdził prokurator?

– Ja…

– Tak czy nie? Proszę odpowiedzieć na pytanie?

– Oni mnie wrobili…

– Czy do tego sprowadza się treść aktu oskarżenia?

– Tak, ale…

– Czy nie uważa pan, doktorze, że nie ma pan prawa oskarżać mego klienta o błąd w sztuce, polegający na zaaplikowaniu niewłaściwych leków, skoro pan sam nie potrafi nawet uśpić nastolatki na tyle skutecznie, żeby ją zgwałcić?

– Sprzeciw.

– Cofam to pytanie.

– Oni mnie wrobili – wyjąkał świadek. – Po to, żeby mnie szantażować. Oni…

Reece odwrócił się gwałtownie w jego stronę.

– Panie doktorze, czy kiedykolwiek zwrócił się pan do władz w Mexico City lub do władz amerykańskich, aby je poinformować, że jest pan szantażowany?

– Nie! – krzyknął Morse. – Zapłaciłem im ten wymuszony okup, a oni pozwolili mi opuścić Meksyk. Obiecali, że zniszczą akta. Ja…

– Chce pan powiedzieć, że zapłacił pan grzywnę za swoje wykroczenie – poprawił go Reece. – Jak każdy przestępca. Nie mam więcej pytań.

Taylor była zafascynowana. Wiedziała już, na czym polegała znakomita taktyka Reece’a. Najpierw zwrócił na siebie uwagę przysięgłych. Spodziewali się oni drobiazgowych sporów, toteż kiedy Reece zaczął traktować świadka przyjaźnie, zaczęli uważnie go słuchać. Potem sprowokował Morse’a do sformułowania magicznego terminu „błąd w sztuce”, którego żaden prawnik reprezentujący Szpital Świętej Agnieszki nie dopuściłby nigdy w życiu do protokołu przesłuchania.

A potem, za pomocą mistrzowskiego chwytu, powiązał ten termin z osobą świadka i całkowicie zdruzgotał jego wiarygodność.

Taylor dostrzegła w jego oczach triumfalny błysk. Miał zaróżowione z podniecenia policzki i zaciśnięte pięści. Rozejrzał się po sali i odnalazł siedzącego w głębi Burdicka. Żaden z nich się nie uśmiechnął, ale Burdick dotknął dłonią czoła, wyrażając tym gestem swe uznanie.

Taylor spojrzała na Randy’ego Simmsa. On nie potrafił ukryć swych emocji. Miał zaciśnięte usta i wpatrywał się z nienawiścią w tył głowy siedzącego przed nim Burdicka. Po chwili wstał i wyszedł z sali, w której panowała nadal kompletna cisza.

Zakłócał ją jedynie głośny szloch świadka.

Rozdział trzynasty

Taylor zatrzymała Reece’a na korytarzu sądu. Na jej widok uśmiechnął się radośnie.

– Jak wypadłem?

– A jak myślisz? Powiedziałabym, że wdeptałeś go w podłogę.

– Zobaczymy – mruknął Reece. – Większość prawników nie zdaje sobie sprawy z tego, że przesłuchanie świadków nie polega na sztuce oratorskiej. Najważniejsze są informacje. Zadzwoniłem do San Diego i porozumiałem się z prywatnym detektywem, który kiedyś dla mnie pracował, a on wykopał informacje obciążające tego doktora. To kosztowało mnie – a raczej Szpital Świętej Agnieszki – pięćdziesiąt tysięcy dolarów. Ale oszczędziło im znacznie poważniejszych wydatków.

– Lubisz to, prawda?

– Przesłuchiwanie? Owszem. – Wahał się przez chwilę, a kiedy przemówił, Taylor nie była pewna, czy to właśnie zamierzał powiedzieć. – Kiedy roznoszę na strzępy zeznania takich ludzi jak ten świadek, czasem jest mi ich żal. Ale w tym wypadku zrobiłem to bez skrupułów. On jest gwałcicielem.

– Wierzysz w tę historię w Meksyku?

Reece zastanawiał się przez chwilę.

– Postanowiłem uwierzyć, że on zrobił coś złego. To sprawa wyboru. Trudno mi to wyjaśnić, ale moja odpowiedź brzmi: owszem, wierzę w to.

Taylor miała wrażenie, że sprawa jest bardziej skomplikowana. Nie ulegało wątpliwości, że ich klient, czyli szpital, również zrobił coś złego – zniszczył życie powoda. Nie była wcale pewna, czy gwałt popełniony przez Morse’a – jeśli istotnie do niego doszło – podważa jego wiarygodność w tej konkretnej sprawie.

Nie wyraziła jednak głośno swych wątpliwości i – prawdę mówiąc – zazdrościła Reece’owi jego zdecydowanych poglądów na temat dobra i zła. Dla niej sprawiedliwość nie była sprawą aż tak jasną i prostą. Była ruchomym celem, jak ptaki, na które polował każdej jesieni jej ojciec. Czasem trafiał, ale niekiedy chybiał, a ona nigdy nie była pewna, jakie są tego powody.