Выбрать главу

Ale nawet wtedy nie byłam zupełnie pewna. Więc zadzwoniłam dziś wieczorem do Donalda i razem wyreżyserowaliśmy tę krótką scenkę, żeby się przekonać, jak było naprawdę.

– Ty nic nie rozumiesz – wyszeptał z rozpaczą Reece. – Clayton był samym złem. Nie można było w inny sposób wymierzyć mu sprawiedliwości. On…

– Sprawiedliwości? – powtórzyła z furią Taylor, wyciągając w jego kierunku rękę. – Sprawiedliwości?

Potem opuściła głowę i przemówiła do ukrytego pod kołnierzykiem mikrofonu. – John, możesz już wejść.

W drzwiach pojawił się potężnie zbudowany mężczyzna, John Silbert Hemming. Zdecydowanym ruchem odsunął Reece’a na bok i stanął między nim a Taylor.

– Mogłaś przerwać tę komedię wcześniej, zanim próbował cię zabić. – Gestem głowy wskazał rewolwer. – To, co mamy na taśmie, zupełnie wystarczy, by go skazać.

– Musiałam mieć pewność… – wyszeptała cicho. Usiłowała spojrzeć Mitchellowi w oczy, ale on odwrócił od niej wzrok.

W sali konferencyjnej rozległ się krótki, ale donośny szczęk kajdanków.

– Nie macie prawa! – wymamrotał z wściekłością Reece. – Nie posiadacie żadnej władzy. To jest nielegalne zatrzymanie i porwanie! Ta pieprzona taśma też jest nielegalna! Zostaniecie…

– Ćśśś – mruknął pod nosem John Silbert Hemming.

– …oskarżeni o popełnienie przestępstwa i naruszenie moich praw. Wytoczę wam sprawy w sądach stanowych i federalnych. Nie macie pojęcia, na co się narażacie…

– Ćśśś! – powtórzył Hemming, patrząc na niego groźnie. Reece zamilkł. Taylor, zaskoczona jego agresywnym atakiem, zastanawiała się, dlaczego na niego nie krzyczy, nie uderza go w twarz lub nie próbuje przynajmniej złapać go za gardło i udusić.

– Taylor, potrafię ci to wszystko wytłumaczyć… Jeśli tylko pozwolisz…

– Nie chcę słyszeć nic więcej!

Wypowiedziała te słowa do Johna Silberta Hemminga, który kiwnął głową i wyprowadził Reece’a do holu, by zaczekać z nim tam na przybycie policji.

Przez godzinę składała zeznania przed dwoma ponurymi funkcjonariuszami. Podziękowała Hemmingowi, kiedy zaproponował uprzejmie, że odwiezie ją do domu, ale obiecała, że zadzwoni do niego, by ustalić termin wspólnej wyprawy do opery.

– Bardzo się na to cieszę – oznajmił, schylając się, by wejść do windy.

Taylor wolnym krokiem wróciła do swego pokoju. Była już niemal w drzwiach, kiedy usłyszała warkot kopiarki i dostrzegła Seana Lillicka, który kserował jakieś arkusze papieru nutowego. Gdy się do niego zbliżyła, podniósł wzrok.

– Taylor! A więc wyszłaś już ze szpitala? Słyszeliśmy, że jesteś poważnie chora.

– Zmartwychwstałam – odparła, patrząc na nuty i myśląc w duchu, że Lillick obciąży zapewne kosztami ich kopiowania jakiegoś klienta firmy.

– Czy dobrze się czujesz?

Gdybyś tylko wiedział… – pomyślała.

– Chyba będę żyć.

– Popatrz – powiedział, wskazując rękopis. – To moje ostatnie dzieło. Poświęcone Wendallowi Claytonowi. Znalazłem przed kilku dniami w jego gabinecie masę fotografii i dokumentów, więc piszę operę, której będzie bohaterem. Zamierzam wyświetlać na ekranie obrazki, wykorzystać kilka cytatów z Szekspira i…

Spojrzała na niego takim wzrokiem, że natychmiast zamilkł.

– Sean, czy mogę dać ci pewną radę?

Lillick zerknął na nuty.

– Och, to tylko pierwsza wersja muzyki. Zamierzam napisać aranże później.

– Nie chodzi mi o muzykę – oznajmiła stanowczym tonem. – Posłuchaj mnie uważnie: jeśli Donald Burdick nie wie jeszcze, że byłeś szpiegiem Claytona, to dowie się o tym jutro lub pojutrze.

– O czym ty mówisz? – spytał, rzucając jej przerażone spojrzenie.

– Mówię o tym, że powinieneś spakować swoje rzeczy i zniknąć. Radziłabym ci przeprowadzkę do innego miasta.

– Kim ty, do cholery, jesteś, żeby…

– Jeśli myślisz, że Clayton był człowiekiem mściwym, to znaczy, że nie wiesz, co to słowo oznacza. Donald zaskarży cię do sądu i wydrze ci wszystkie pieniądze, które dostałeś od Claytona za swoje informacje.

– Idź do diabła. Jakie pieniądze?

– Te, które są ukryte pod twoim brudnym materacem.

Lillick zamrugał oczami. Był w szoku. Chciał zapytać ją, skąd o tym wie, ale zmienił zdanie.

– Ja tylko…

– I jeszcze jedno. Zostaw w spokoju Carrie. Ona jest dla ciebie za dobra.

Starał się udawać oburzenie, ale przede wszystkim był wystraszony. Zebrał swoje papiery i zniknął na korytarzu. Taylor wróciła do swojej klitki. Usiadła i zaczęła odczytywać nagrane na sekretarkę wiadomości. Nagle usłyszała za plecami czyjeś kroki. Odwróciła się szybko, czując przypływ niepokoju.

W drzwiach stał Thom Sebastian, trzymając obie ręce w kieszeniach spodni.

– Hej, to tylko ja – powiedział. – Dusza imprez towarzyskich. Nie chciałem cię przestraszyć.

– Cześć, Thom.

– Byłem przerażony, kiedy usłyszałem o twojej chorobie. Chciałem cię odwiedzić, ale mnie nie wpuścili. Czy dostałaś moje kwiaty?

– Być może. Byłam półprzytomna. Nie mogłam odczytać połowy kartek.

– Niepokoiłem się o ciebie. To dobrze, że jesteś już zdrowa. Ale okropnie schudłaś.

W milczeniu potwierdziła ruchem głowy. W pokoju zapanowała niezręczna cisza.

– No i tak… – mruknął drżącym głosem Thom.

– No i tak.

– Nie mam żadnej ważnej sprawy – powiedział po chwili. – Chciałem cię tylko powiadomić, że chyba odchodzę.

– Z firmy?

Thom kiwnął potakująco głową.

– Pamiętasz, jak ci mówiłem o nowej kancelarii, którą zamierzam otworzyć z Boskiem? Wygląda na to, że się nam uda. Dziś jest mój ostatni dzień w tym biurze. Wraz ze mną odchodzi dziesięciu prawników z naszej firmy. I spore grono klientów. Mamy już piętnaście umów dotyczących obsługi prawnej dużych przedsiębiorstw. Szpital Świętej Agnieszki, McMillan, New Amsterdam, RFC i kilka innych.

– Chyba żartujesz – oświadczyła ze śmiechem Taylor. – To byli najpoważniejsi klienci firmy Hubbard, White and Willis. Zapewniali jedną trzecią naszych dochodów.

– Zamierzamy świadczyć im takie same usługi, jakie świadczyła im firma, ale pobierać o połowę niższe wynagrodzenie. Oni i tak byli gotowi do odejścia. Większość prezesów i dyrektorów naczelnych, z którymi rozmawiałem, uważa, że tutaj poświęca się zbyt wiele uwagi tej fuzji i rozgrywkom wewnętrznym, a zbyt mało działalności na rzecz klientów. Powiedzieli mi, że ja i moi przyszli wspólnicy to jedyni ludzie dbający o ich interesy.

– Zapewne mieli rację.

– Zabawne jest to, że gdybym awansował na wspólnika, obowiązywałaby mnie umowa o zakazie konkurencji, więc nie mógłbym zabrać ze sobą żadnych klientów. Ale ponieważ jestem tylko pracownikiem, firma nie może mnie powstrzymać.

– Gratuluję, Thom.

Zaczęła odwracać się na powrót w stronę biurka, ale on szybko zrobił krok do przodu i położył dłoń na jej ramieniu.

– Chodzi o to, że… że muszę ci coś powiedzieć. – Nerwowo przełknął ślinę. – Spędziłem wiele czasu na myśleniu o tobie i zbieraniu informacji. Znalazłaś w moim biurze te notatki na swój temat… Wiem, że nie powinienem był tego robić. Ale po prostu nie mogłem wybić sobie ciebie z głowy.

Taylor wstała i wymownie spojrzała na swoje ramię. Thom cofnął rękę i zrobił krok do tyłu.

– Co ty mówisz? – spytała.

– Mówię, że dowiedziałem się o tobie pewnych rzeczy, które nie dają mi spokoju.

– Mianowicie?