Выбрать главу

– Świetny ruch – pochwalił. – Wieża broni panu rogu, no i uwolnił pan wreszcie króla. Ale także mojego konia.

Podczas, gdy starzec obmyślał następne posunięcie, zagotowałem wodę i zaparzyłem świeżą kawę. Znów upływało kolejne popołudnie. Co ja właściwie tutaj robię?

Hard-boiled wonderland – apetyt, zawód, Leningrad

Czekając na dziewczynę, przygotowałem lekką kolację. Przetarłem marynowane śliwki umeboshi i przyrządziłem z nich sos do sałatki. Usmażyłem kilka panierowanych sardynek, tofu i kilka słodkich ziemniaków yamaimo. Udusiłem też wołowinę z selerem. Efekt był nie najgorszy. Zostało mi jeszcze trochę czasu, więc popijając piwo z puszki, przygotowałem sałatkę z imbiru myoga i fasolki przyprawionej sosem sezamowym. Następnie położyłem się na łóżku i słuchałem ze starej płyty koncertu Mozarta pod dyrekcją Roberta Casadesusa. Wydaje mi się, że muzyka Mozarta jakoś lepiej trafia do serca, jeśli słucha się jej ze starych płyt. Oczywiście, to też jeden z moich przesądów.

Było już po siódmej, zaczynało się ściemniać, a dziewczyny wciąż nie było. W rezultacie wysłuchałem do końca całego 23 i 24 Koncertu fortepianowego. Może zmieniła zdanie i wcale nie zamierzała przyjść? Nie mogłem mieć jej tego za złe. Niewątpliwie byłaby to słuszna decyzja.

Kiedy szukałem następnej płyty, usłyszałem dzwonek. Popatrzyłem przez wizjer – w korytarzu stała długowłosa dziewczyna z biblioteki. Trzymała przed sobą książki. Nie zwalniając łańcucha, uchyliłem drzwi i spytałem, czy nikogo nie ma w pobliżu.

– Nie ma tutaj nikogo – zapewniła.

Zdjąłem łańcuch i wpuściłem ją do środka. Kiedy weszła, zamknąłem drzwi na klucz.

– Jaki ładny zapach! – powiedziała, wciągając powietrze nosem. – Czy można zerknąć do kuchni?

– Proszę. Nie widziała pani kogoś podejrzanego przy wejściu? Jakichś robót drogowych albo kogoś, kto czeka w zaparkowanym samochodzie?

– Nie, nikogo. – Położyła na stole dwie książki, po czym zajrzała po kolei do każdego garnka. – Pan sam to wszystko ugotował?

– Tak – odparłem. – Pomyślałem, że pewnie będzie pani głodna, więc poczęstuję ją kolacją. Wprawdzie nie jest to nic specjalnego…

– Ależ skąd! Same smakołyki.

Postawiłem potrawy na stole i zdumiony patrzyłem, jak połyka je w okamgnieniu. Miałbym dla kogo gotować, gdyby ktoś z takim apetytem zjadał codziennie to, co ugotuję. W wysokiej szklance przygotowałem old crow z lodem, podgrzałem danie na gorąco, oprószyłem je tartym imbirem i położyłem na stole. Dziewczyna jadła w milczeniu, zaproponowałem jej alkohol, ale odmówiła.

– Czy mogłabym dostać jeszcze trochę? – poprosiła. Nałożyłem jej resztę dania na talerz, a sam napiłem się whisky.

– Mam jeszcze ryż i umeboshi, na szybko mogę też zrobić zupę z miso – powiedziałem na wszelki wypadek.

– To wspaniale – ucieszyła się.

Na wywarze z suszonej ryby bonito zrobiłem zupę z miso i dodałem do niej garść wodorostów wakame. Podałem zupę z ryżem i umeboshi. I to zniknęło ze stołu niemal natychmiast. Kiedy nie pozostało na nim nic prócz pestek, dziewczyna odetchnęła. Była już chyba najedzona.

– Dziękuję, świetnie pan gotuje – powiedziała.

Pierwszy raz widziałem, żeby dziewczyna tak piękna i szczupła jak ona jadła w takich ilościach. Ale, trzeba przyznać – obżerała się z klasą. Patrzyłem na nią osłupiały, wpół zachwycony, wpół rozbawiony.

– Zawsze pani tyle je? – zdecydowałem się zadać to pytanie.

– Tak, zawsze – odparła obojętnie.

– Ale nie jest pani gruba.

– To rozdęcie żołądka – wyjaśniła. – Dlatego nie tyję, chociaż jem bardzo dużo.

– Aha – zaczynałem pojmować. – To pewnie drogo kosztuje – praktycznie zjadła sama kolację dla dwóch osób i mój jutrzejszy obiad.

– To naprawdę straszne – przyznała. – Kiedy jem w mieście, muszę iść do dwóch restauracji. Najpierw jem coś lekkiego na rozgrzewkę – pierogi gyoza albo rosół z makaronem ramen, dopiero potem idę na normalny obiad. Chyba wszystkie zarobione pieniądze wydaję na jedzenie.

Jeszcze raz zaproponowałem jej alkohol, tym razem poprosiła o piwo. Wyjąłem z lodówki piwo i na próbę usmażyłem jeszcze podwójną porcję parówek. To niemożliwe – myślałem, a jednak… zdążyłem zjeść zaledwie dwie parówki, gdy talerz był pusty. To był wilczy apetyt, pochłaniała wszystko z taką łatwością, z jaką armata powaliłaby starą szopę. Tygodniowe zapasy w mojej lodówce kurczyły się w niepokojącym tempie.

Wymieszałem sałatkę z ziemniaków z wakame i mięsem tuńczyka i położyłem ją na stole. Dziewczyna zjadła sałatkę, popijając drugim piwem.

– Jestem naprawdę szczęśliwa – powiedziała. Sam nic już nie jadłem, nalałem sobie tylko trzecią szklankę whisky. Widząc, jak dziewczyna pożera wszystko, co postawię na stole, zupełnie straciłem apetyt.

– Jeśli ma pani ochotę, na deser może być tort czekoladowy – zaproponowałem. Zjadła, a jakże. Od samego patrzenia jedzenie podchodziło mi do gardła. Lubię gotować, ale nie jem zbyt wiele.

Chyba właśnie dlatego w żaden sposób nie mogłem wywołać erekcji członka. Za bardzo przejąłem się sprawą jej żołądka. Coś takiego nie przytrafiło mi się chyba od roku olimpiady w Tokio.

– Nie przejmuj się. Nic się takiego nie stało – pocieszała mnie. Po deserze przy whisky i piwie wysłuchaliśmy dwóch czy trzech płyt, po czym poszliśmy do łóżka. Spałem jak dotąd z różnymi dziewczynami, ale z bibliotekarką po raz pierwszy. Po raz pierwszy też udało mi się wciągnąć dziewczynę do łóżka tak szybko. Pewnie dlatego, że poczęstowałem ją kolacją. Ale, jak już wspomniałem, efekt był opłakany. Zdawało mi się, że żołądek nadyma mi się jak balon i w żaden sposób nie mogłem napiąć mięśni podbrzusza.

Przylgnęła do mnie całym ciałem i przesuwając palcem w dół i w górę, rysowała na mojej piersi niezbyt długą pionową kreskę.

– To się zdarza każdemu. Naprawdę, nie powinieneś się przejmować.

Ale to, że starała się mnie pocieszyć, nie mogło zmienić faktu, który coraz wyraźniej docierał do mojej świadomości. „Brak erekcji jest nawet piękniejszy od samej erekcji" – przypomniałem sobie zdanie, które przeczytałem kiedyś w jakiejś książce, ale i to nie odniosło skutku.

– Kiedy ostatnio spałeś z dziewczyną? – zapytała. Pogrzebałem w pamięci. – Dwa tygodnie temu.

– Jak było?

– W porządku, oczywiście – powiedziałem. Ostatnio chyba codziennie ktoś pyta mnie o życie seksualne. Może teraz taka moda?

– Z kim?

– Z dziewczyną na telefon.

– Śpiąc z tą kobietą, nie miałeś czegoś w rodzaju poczucia winy?

– Nie z kobietą – poprawiłem – z dziewczyną, dwadzieścia, może dwadzieścia jeden lat. Nie miałem żadnego poczucia winy, żadnych problemów ani późniejszych kłopotów. Poza tym to nie pierwszy raz.

– A potem? Onanizowałeś się?

– Nie – zaprzeczyłem. Przez dwa tygodnie byłem tak zajęty, że nie miałem czasu odebrać garnituru z pralni. Skąd miałbym wziąć czas na to, żeby się onanizować?

Kiedy jej o tym powiedziałem, klasnęła z przekonaniem w dłonie. – To na pewno dlatego! – powiedziała.

– Dlatego, że się nie onanizowałem?

– Nie żartuj. To z powodu pracy. Mówiłeś, że byłeś bardzo zajęty.

– Tak, ostatnio bardzo mało spałem.

– Co to za praca?

– W branży komputerowej – odpowiadam tak zawsze, gdy ktoś pyta mnie o zawód. Nie jest to ostatecznie kłamstwo, a większość ludzi nie zna się na komputerach do tego stopnia, żeby zadawać dodatkowe pytania.

– To na pewno z powodu stresu po długiej umysłowej pracy. To częsty przypadek.