Выбрать главу

– Dobrze pan szukał? – zapytał mężczyzna. Skinąłem głową.

– Co to za bagaż?

– Sportowa torba ze znaczkiem Nike – wyjaśniłem.

– Jak wygląda ten znaczek?

Pożyczyłem od niego kartkę papieru i ołówek i narysowałem coś w kształcie spłaszczonego bumerangu, a nad nim napisałem NIKE. Mężczyzna przyjrzał się rysunkowi, po czym zniknął między półkami. Po chwili wrócił z moją torbą.

– Ta?

– Tak – powiedziałem.

– Czy ma pan jakiś dowód tożsamości?

Pokazałem mu prawo jazdy, porównał nazwisko i adres z danymi na tabliczce. Następnie odpiął tabliczkę i wraz z długopisem położył ją na ladzie. – Podpis – powiedział. Podpisałem się na tabliczce, wziąłem torbę i podziękowałem.

Udało mi się wprawdzie odzyskać bagaż, ale spostrzegłem, że ta sportowa torba ze znaczkiem Nike zupełnie na pasuje do mojego wyglądu. Nie mogłem z taką torbą zaprosić dziewczyny do restauracji.

Zastanawiałem się, czy nie kupić sobie jakiejś porządnej torby, ale żeby zmieściła się do niej czaszka, musiałbym kupić albo walizkę, albo okrągły futerał na kule do gry w kręgle. Walizka była za ciężka, a jeśli miałbym chodzić z futerałem na kule do kręgli, to już lepsza była ta sportowa torba.

W końcu doszedłem do wniosku, że najlepszym rozwiązaniem będzie wypożyczenie samochodu. Rzucę torbę na tylne siedzenie i w ogóle nie będę zwracał na nią uwagi. Najlepszy byłby jakiś elegancki europejski samochód – pomyślałem. Nie dlatego, że lubię eleganckie wozy, ale uznałem, że w takim dniu mogę pozwolić sobie na odrobinę ekstrawagancji.

Wstąpiłem do kawiarni, pożyczyłem książkę telefoniczną, zaznaczyłem długopisem numery czterech wypożyczalni znajdujących się w pobliżu dworca, po czym zadzwoniłem po kolei do każdej z nich. Okazało się jednak, że o tej porze roku, w niedzielę, prawie wszystkie samochody były wypożyczone, a zagranicznych wozów wypożyczalnie w ogóle nie posiadały. W dwóch nie było już samochodów osobowych, w trzeciej został tylko jeden civic, a w ostatniej carina 1800 GT twin-cam turbo i mark II. Obydwa były nowe i wyposażone w sprzęt stereo, jak zapewniła mnie przez telefon pani z wypożyczalni. Nie chciało mi się więcej dzwonić, postanowiłem więc pożyczyć carinę 1800 GT twin-cam turbo. Prawdę mówiąc, nie wiedziałem nawet, jak ona wygląda.

Potem wstąpiłem do sklepu muzycznego i kupiłem kilka kaset: Największe przeboje Johnny Mathisa, Verklarte Nacht Schonberga pod dyrekcją Zubina Mehty, Stormy Sunday Kenny Burrela, Popular Elington, Koncert brandenburski z Trevorem Pinnockiem na klawikordzie i kasetę Boba Dylana z piosenką Like A Rolling Stone. Dobra mieszanka, ale skąd miałem wiedzieć, czego akurat będę chciał posłuchać w carinie 1800 twin-cam turbo? Być może, usiadłszy za kierownicą, zapragnę usłyszeć walc wiedeński albo Police, albo Duran Duran? A może niczego nie będzie mi się chciało słuchać?

Wrzuciłem do torby sześć kaset i skierowałem się do wypożyczalni. Pokazałem prawo jazdy i podpisałem dokumenty. W porównaniu z moim samochodem za kierownicą cariny poczułem się jak w statku kosmicznym. Prawdopodobnie ktoś, kto zwykle jeździ tym wozem, w moim aucie poczułby się jak w ziemiance. Wsadziłem kasetę z Dylanem do magnetofonu i słuchając Watching the River Flow, zacząłem sprawdzać po kolei wszystkie przyciski, jakie znajdowały się przede mną. Miałbym poważne kłopoty, gdybym pomylił któryś z nich w czasie jazdy.

Wciąż nie ruszałem z miejsca, więc młoda, dość miła dziewczyna wyszła z biura. Miała białe zęby, ładny podbródek i używała dobrej szminki. Stanęła obok samochodu i z pięknym czystym uśmiechem zapytała:

– Czy coś się stało?

– Jeszcze nie. Ale wolałbym sprawdzić parę rzeczy, zanim się stanie – odparłem.

– Rozumiem – powiedziała i uśmiechnęła się znowu. Przypominała mi moją koleżankę z gimnazjum. Była to bardzo mądra i szczera dziewczyna. Podobno wyszła za jakiegoś rewolucjonistę, którego poznała na studiach, urodziła mu dwoje dzieci i uciekła z domu. Dziewczyna z wypożyczalni uśmiechała się w identyczny sposób. Kto by przypuszczał, że ta siedemnastolatka, która lubiła Salingera i George'a Harrisona, wyjdzie za rewolucjonistę i urodziwszy mu dwójkę dzieci, ucieknie z domu?

– Gdyby każdy był tak ostrożny jak pan… nie mielibyśmy tylu kłopotów – powiedziała. – Trudno prowadzić te najnowsze wozy, jeśli się nie ma wprawy.

Skinąłem głową. A więc nie tylko ja nie miałem wprawy.

– A który guzik trzeba nacisnąć, żeby uzyskać pierwiastek ze stu osiemdziesięciu pięciu?

– To chyba dopiero w następnym modelu – roześmiała się.

– To Dylan, prawda?

– Tak – powiedziałem. Bob Dylan śpiewał właśnie Positive 4th Street.

– Dylana poznam zawsze.

– Po tym, że nie gra na harmonijce tak dobrze jak Stevie Wonder?

Roześmiała się znowu. Rozśmieszanie jej sprawiało mi przyjemność. Nie jest ze mną jeszcze tak źle, skoro potrafię rozśmieszać dziewczyny.

– Nie, nie dlatego, poznaję go po glosie – powiedziała. – To taki głos, jakby małe dziecko stało przy oknie i patrzyło na deszcz.

– Dobrze pani to wyraziła – powiedziałem. Rzeczywiście, to właśnie taki głos. Przeczytałem na temat Dylana kilka książek, ale w żadnej z nich nie spotkałem tak trafnego określenia. Kiedy jej o tym powiedziałem, zaczerwieniła się lekko.

– Tak czuję.

– Bardzo trudno jest mówić o uczuciach – rzekłem. – Każdy coś tam w życiu czuje, ale nie każdy umie to wyrazić.

– Marzę o tym, żeby napisać książkę.

– Napisze pani świetną książkę. Swoją drogą to dziwne, że taka młoda dziewczyna jak pani słucha Dylana.

– Lubię starą muzykę. Dylana, Beatlesów, Doorsów, Jimi Hendriksa i tym podobnych.

– Chętnie porozmawiałbym z panią dłużej – powiedziałem. Uśmiechnęła się i przekrzywiła nieco głowę. Takie dziewczyny jak ona znają setki sposobów, żeby odprawić podstarzałego rozwodnika. Podziękowałem jej i ruszyłem do przodu. Dylan śpiewał Stuck Inside of Mobile with the Memphis Blue Again. Dzięki temu spotkaniu byłem już w niezłym humorze.

Cyfrowy zegar na tablicy rozdzielczej wskazywał dwanaście po czwartej. Zaczynało się ściemniać. Wąskimi ulicami jechałem powoli w kierunku domu. Nie dość, że ulice, jak zwykle w deszczową niedzielę, były zatłoczone, to jeszcze jakiś mały sportowy samochód wjechał z boku pod ośmiotonową ciężarówkę, w związku z czym powstał straszny korek. Zielony sportowy samochód wyglądał jak tekturowe pudełko, na którym ktoś przez pomyłkę usiadł. Wokół stało kilku policjantów w czarnych ortalionowych kurtkach, a do zderzaka rozbitego auta przyczepiano właśnie linę holowniczą.

Długo musiałem czekać, zanim udało mi się przejechać obok miejsca wypadku i wydostać z korka, ale do szóstej miałem jeszcze sporo czasu, toteż bez pośpiechu paliłem papierosy i słuchałem Dylana. Rozmyślałem też o tym, jak mogło wyglądać małżeństwo mojej koleżanki z klasy. Czy mąż, wróciwszy z pracy – zakładając, że to, co robił, można nazwać pracą – opowiadał jej o postępach rewolucji?

Bob Dylan zaczął śpiewać Like A Rolling Stone, porzuciłem więc myśli o rewolucji i zanuciłem razem z nim. Wszyscy się starzejemy. To rzecz oczywista, jak to, że z nieba pada deszcz.

Koniec Świata – czaszki