Towarzysz Stalin zabrał się do pracy. Zamówił za granicą najnowocześniejszą technikę, sprowadził do Moskwy doskonałego inżyniera, wyznawcę idei Rewolucji Światowej. Inżynier zainstalował telefony, których nie da się podsłuchać. Wyregulował wszystko jak się patrzy, otrzymał godziwe wynagrodzenie. Po czym zniknął. Ku chwale Rewolucji Światowej. A pieniążki spłynęły z powrotem do kasy.
Odpowiedzialni towarzysze mają powód do zadowolenia. Ten Stalin! Jest beznadziejny, ale przynajmniej raz zrobił coś pożytecznego. Wreszcie można spokojnie pogadać i żadna pinda nie podsłuchuje…
Towarzysz Stalin uporał się z tą ważną misją na medal. Co więcej, wykazał się inicjatywą własną: ulokował główną centralę telefoniczną w miejscu, gdzie żaden wróg się nie zakradnie — w Komitecie Centralnym partii, tuż obok swego gabinetu.
To nie jest tak, że towarzysz Stalin wykonuje zadanie i natychmiast o wszystkim zapomina. Wcale nie. Towarzysz Stalin otoczył bezpieczeństwo łączności stałym osobistym nadzorem. Zamorski inżynier zamontował taką stację telefoniczną, która nie tylko gwarantuje pewne połączenie dowolnych dwóch aparatów, ale pozwala też kontrolować — bez opuszczania centrali! — czy wszystko należycie działa, czy ktoś nie podsłuchuje. Tak więc, jeżeli, powiedzmy, towarzysz Trocki telefonuje do towarzysza Bucharina, to nikt nie może podłączyć się do ich rozmowy. Z wyjątkiem towarzysza Stalina. Towarzysz Stalin podłącza się do rozmów towarzysza Trockiego i towarzysza Rykowa i towarzysza Bucharina, towarzyszy Zinowiewa z Kamieniewem. Towarzysz Stalin jest bardzo troskliwy: podłączy się, nie przerywa, bo tylko sprawdza, czy jest dobra słyszalność. Świetna! Nie na darmo zamorskiemu inżynierowi oferowano złote góry.
Odpowiedzialni towarzysze przystąpili do omawiania zagadnień Rewolucji Światowej. I nie tylko. Tymczasem towarzysz Stalin zaproponował, by sieć bezpiecznej łączności rozszerzyć: podłączyć do niej nie tylko moskiewskie kierownictwo, ale także władze Ukrainy, Uralu, Zakaukazia, Powołża.
Co też i uczyniono.
Początkowo towarzysz Stalin osobiście włączał się w linię. Cmokał, kręcił głową. Świetnie słychać. Co za technika! Z czasem polecił utworzyć Wydział Stałej Kontroli Funkcjonowania Sieci Rządowej. Wydział włączono w skład Instytutu Rewolucji Światowej. Robota w końcu ta sama: badać przyjaciół, którzy mogą stać się wrogami.
Niestety, nie wszyscy rozmawiają przez telefon. Rozmawiają również w daczach, sanatoriach, leśnych domkach myśliwskich, kaukaskich kurortach, salonkach pociągu rządowego, separatkach kremlpwskiego szpitala, łaźniach, saunie, łóżku, kuchni… A wszystkiego trzeba posłuchać. Wszystko trzeba mieć na oku. Trzeba chronić Rewolucję Światową przed przyjaciółmi, którzy mogą stać się wrogami.
Niebawem wyłonił się poważny problem: kogo wyznaczyć do kontrolowania jakości linii telefonicznych?
Towarzyszy z NKWD? W żadnym razie. Sami powinni być kontrolowani. Wyższą kadrę oficerską? Jeszcze czego! Nasłuchają się rozmaitych sekretów, a potem wykorzystają i zorganizują przewrót.
Trzeba wyznaczyć ludzi sprawdzonych. Takich, którzy sami w sobie nie stanowią żadnej siły. Młode dziewczyny, najlepiej samotne — bez rodzin, bez znajomych, bez przyjaciół. Dobrze, jeśli mają jakieś plamy na życiorysie. Na wszelki wypadek…
Dziewczęta można też wykorzystać do ochrony. Zdarzają się takie sytuacje, że na ulice Moskwy trzeba wytoczyć pięciowieżowe czołgi T-35 Piątej Brygady Czołgów Ciężkich i wysłać pułki Moskiewskiej Dywizji Piechoty im. Czerwonego Proletariatu. Ale są też i takie sytuacje, kiedy lepiej posłać grupki roześmianych dziewczyn. Takich, które w razie czego potrafią skręcić kark gołymi rękami.
Też potęga, choć niewidoczna.
Z punktu widzenia Rewolucji Światowej ludzie zasadniczo dzielą się na dwie kategorie: na tych, którym trzeba natychmiast poderżnąć gardło i na tych, którym na razie nie trzeba.
Gdy wybuchnie Rewolucja Światowa, trzeba będzie dokładnie wiedzieć, kto jest kim. Who is who, jak mawiają. Żeby byle łapserdak nie wkręcił się do zwycięskiego proletariatu. Wybije godzina, uderzą dzwony i wtedy musimy po prostu wiedzieć, czy byłeś z nami, drogi towarzyszu, czy może przeciwko nam. Nie stosowałeś uników? Nie miałeś chwil zwątpienia? Oportunizmu? Kto nie z nami, ten przeciw nam! Rewolucja Światowa będzie straszniejsza od dnia Sądu Ostatecznego. Na każdego przyjaciela czeka gotowa teczka. Landrynki na prawo, kukułki na lewo. Ladies and gentleman, mesdames, mademoiselles et monsieurs, senoras y senores, panie i panowie, towarzysze, drodzy przyjaciele — do szeregu, według wzrostu i zarostu! Wybije godzina i wtedy towarzysze z NKWD będą mieć pełne ręce roboty. Rozlegnie się wielka kanonada. Towarzysze z NKWD będą eliminować wrogów. Ale kto zajmie się przyjaciółmi, którzy mogą stać się wrogami? Jest taka siła. Instytut Rewolucji Światowej czuwa. Zawsze, Półki bez końca, na półkach teczki — oto oręż obrony Rewolucji! Materiały na poszczególne kraje. Na każdy kontynent. Na kapitalistów. Na posiadaczy. Socjaldemokratów. Liberałów i socjalistów. Lewackich radykałów i umiarkowaną prawicę. Generałów i oficerów. Na dziennikarzy. Wysmarowałeś wredny artykulik o Związku Radzieckim, o NKWD, o towarzyszu Stalinie — i masz już teczuszkę z własnym nazwiskiem. Na razie chudą. Jedna kartka — twoja bazgranina. Popełniasz następne oszczerstwo — zawartość teczuszki pęcznieje. Potem możesz spłodzić nawet i sto wiernopoddańczych artykułów. To bez znaczenia. Takie się nie liczą. Dusery nic nie dadzą. Nie trzeba było pisać źle, ot co! Siedzisz w tym swoim Paryżu, czernisz piórem papier. I nie domyślasz się…
Ech, nie domyślasz się nawet…
ROZDZIAŁ 7
Dziś pracujesz w grupie kwiatów. Zapomnij o bożym świecie. Pamiętaj: najważniejsze są kwiaty. Nie będziesz sama. Ale żeby dać z siebie tyle ile trzeba, musisz myśleć, że własną głową odpowiadasz za wszystkie kwiaty w całej Moskwie.
— Jasne.
Tłum napiera ze wszystkich stron.
Mój czytelniku, gdybyś kiedykolwiek miał do wyboru: kontrolować moskiewski tłum albo zatrzymać tabun oszalałych rumaków, posłuchaj mojej rady i wybierz rumaki. Prościej, a na pewno mniej nerwów.
Nastia nie ma wyboru. Bojowe zadanie: kontrola tłumu. Praca z kwiaciarkami. Nastia toruje sobie drogę w ścisku, jak lodołamacz wśród arktycznej kry. Rzut oka w lewo, rzut oka w prawo. Wprawny wzrok natychmiast wyławia z tłumu niewidoczne łańcuszki czekistów. Z zachodu na wschód. Z północy na południe. Postronny obserwator w ogóle się nie zorientuje. Nie odróżni w tłumie. Tymczasem łańcuszki łączą się w komórki. Za moment popłynie bezgłośny rozkaz: Blokuj! I nie drgnie tłum, skrępowany siecią niewidocznych ogniw.
Tylko swoi poruszają się swobodnie, bez trudu przenikając przez linie czekistów. Chołowanow i jego ludzie snują się w tłumie, pozornie bez celu. Przykleili się do jakiegoś gościa: cóż to, kochasiu, kieszeń ci tak odstaje? I do następnego. Delikatnie, niepostrzeżenie. Podeszli z trzech stron, ścisnęli w sztucznym tłoku, obmacali od krawata do obcasów. Nawet się nie zorientował. Przygnietli na moment, oklepali tułów — i bywaj zdrów, wujaszku, podziwiaj piękno krajobrazu.
Nastia również walczy w tłoku, jak marynarz Żelezniak przedzierający się z okrążenia. Dziewiąty pluton rozwiniętą tyralierą przeczesuje zwarty tłum. Obok inny pluton i jeszcze jeden. Ignorant zobaczy jedynie młodziutkie komsomołki w perkalowych sukienkach. Gdy pojawia się najmniejsze podejrzenie, że ktoś ma broń, żadna z kwiaciarek nie reaguje. Wystarczy mrugnąć do Chołowanowa. To jego sprawa. Dziewczyny mają szukać kwiatów.