Выбрать главу

Nastię, jak innych, też pociąga śmierć. Skoro można spojrzeć śmierci w oczy, to jak z tego nie skorzystać?

Toteż i korzysta…

X

W monasterze mówi się, że nocami Nastia Strzelecka przywołuje do siebie Gryfa. Do którego pokoju by go nie wezwała, tam on pędzi. Gdziekolwiek by się znajdował, cokolwiek by robił — rzuci wszystko i w te pędy do niej. O każdej porze dnia i nocy.

XI

Nastia wraca do sali, patrzy na ściany i nagle rozumie, jaki błąd popełniła.

Przystawia drabinę, zdziera wszystkie zdjęcia z plansz. Od samego sufitu.

XII

Chołowanow zjawił się rano o dziewiątej. Wchodzi i oczom nie wierzy. W sali wszystko poprzewracane. Pozdzierane fotografie walają się w strzępach. Ileż czasu ileż roboty na to poszło, a ta durna wszystko zniszczyła!

— Odbiło ci z przepracowania? Jak my to teraz odtworzymy?

— Nie ma po co. Trzeba budować zupełnie inaczej. Popełniliśmy zasadniczy błąd. Dla lepszej przejrzystości brałam duże fotografie, a trzeba brać małe: osiem na dwanaście.

— To na tych pod sufitem nie zobaczysz ni cholery!

— Jak trzeba będzie, to się zobaczy. Przystawi się drabinkę i się zobaczy. Powiem ci, w czym tkwi błąd. Brałam duże zdjęcia i na ścianie zmieściło się tylko kierownictwo NKWD. Na pozostałych ścianach i stojakach zarządy pokrewnych organizacji. Otrzymaliśmy wiele oddzielnych struktur. I to jest błąd. NKWD, Ludowy Komisariat Gospodarki Leśnej, Ludowy Komisariat Łączności, Zarząd Eksploatacji Złóż Złota, Główny Zarząd Budownictwa Ludowego Komisariatu Komunikacji, Zarząd Budowy Szos, Dalbud itd. itp. — to jest jedna, niepodzielna struktura. Jeden wielki organizm. Więc powinniśmy umieszczać wszystkich razem na jednej ścianie. Mniejsze zdjęcia, ale za to gęściej. Potem połączymy to wszystko nitkami… i otrzymamy całą strukturę jak na dłoni. Dopiero wtedy zobaczymy właściwy obraz tej potęgi.

ROZDZIAŁ 11

I

Budzik dzwoni jak oszalały.

Pierwsza myśclass="underline" rozstrzelać go i zakopać.

Druga myśclass="underline" wyłączyć.

Chwilę siedziała na brzegu łóżka, zawinięta w koc. Spojrzała na cyferblat i aż podskoczyła: 3.23. Biegiem do umywalni. Na szczęście pusta. Umyła się, uczesała. Jeszcze wieczorem zapobiegliwie wyczyściła buty, przyszyła świeży kołnierzyk munduru. Tak więc uwinęła się raz-dwa.

W stołówce ciocia Masza-kucharka nalewa wódkę. Jeśli likwidatorów budzi się o trzeciej, to o której wstaje ta bidula?

Ciocia Masza jest w porządku. Zna swój fach. I dobry z niej człowiek. Kucharka musi być dobrym człowiekiem. Przecież w pichcone dania wkłada całą duszę.

Dziś ciocia Masza postarała się na medaclass="underline" w kotle dymi kiełbasa, bułki prosto od piekarza, jeszcze gorące, ziemniaków usmażyła trzy patelnie, nakroiła chrupiących ogórków i kapusty z cebulą. Sama rozlewa wódkę. Wszystkiego do woli, a wódki — po 100 gram.

— Bierz porcję, serdeńko.

— Ciociu Maszo, przecież ja nie piję.

— Córciu, w taki dzień trzeba, dla spokoju duszy.

— Jest spokojna i bez tego.

— I nie strach ci?

Nastia nie zrozumiała:

— A niby czego? Przecież to nie mnie będą strzelać.

Zza stołów salwy śmiechu, żarciki: proszę, jaką mamy młodzież! Nic dziwnego, że nie pijącą. Nastia spiekła raka.

II

Zasiedli w samochodzie. Śmiech, poszturchiwania. Znajome twarze. Ci sami chłopcy, co w odlewni “Sierp i Młot” odstawiali proletariuszy, na trzydzieści gardeł demonstrując wysoki stopień świadomości społecznej. Przewodzi towarzysz Szyrmanow. Surowy szef, bezczelne spojrzenie. Chołowanow u towarzysza Stalina jest jakby szefem tajnej policji, a Szyrmanow u Chołowanowa — jakby dowódcą brygady szturmowej. Jeżeli trzeba, by cegła spadła komuś na głowę, starczy gwizdnąć na Szyrmanowa. Zawodowiec najwyższej klasy. I drużynę ma na schwał.

Szczerze mówiąc, ani Chołowanow, ani Szyrmanow, ani jego drużyna, ani dziewczyny z monasteru nie powinni uczestniczyć w egzekucjach. A zwłaszcza masowych. Od wykonywania wyroków jest NKWD. Zdarzają się jednak sytuacje, że trzeba zlikwidować takich delikwentów, którzy w żadnym razie nie powinni trafić w łapy NKWD. Chołowanow umieszcza ich w klasztorze według listy towarzysza Stalina. No i czasami klasztor trzeba rozładować.

Tak jak dzisiaj. Po prostu nazbierało się i czas wykonać wyroki. Chłopcy Chołowanowa też muszą potrenować, żeby nie zardzewieć. A dziewczęta monasterskie czegoś nowego przy okazji się nauczą. Nadciąga Rewolucja Światowa. Wielka i krwawa. Ręka proletariatu nie zadrży, to jasne. Ale żeby mieć pewność, że nie zadrży, dziewczyny raz na jakiś czas ćwiczą masowe egzekucje. Dziś Nasti kolej.

Po raz pierwszy.

III

Rozpostarli na ziemi pałatki, wyłożyli szare teczki. Jedna teczka to jeden ludzki los. Ludzkie losy poukładane w równe stosiki. Każdy stos po pięćdziesiąt teczek. I jeszcze cztery osobno.

— Dowódca konwoju! Wywołać pierwszych! Dowódca jest dziś w humorze:

— Antonow, Archipow, Artiszczew…

Alfabetycznie. Pięćdziesiąt nazwisk. Ustawili kolumnę piątkami. Trzech z eskorty z przodu, trzech z tyłu, po dwóch z psami z każdej strony:

— Krok w bok i konwój strzela bez ostrzeżenia. Naprzód!

Pierwsza partia rusza do lasu. Pozostali siedzą. Czekają na swoją kolej. Wokół nich wartownicy. Z psami.

IV

Póki wywołuje się po nazwiskach, póki ustawia się w kolumnie, likwidatorzy nie mają nic do roboty.

Ale gdy tylko pierwsza grupa zniknie w lesie, trzeba przyhartować pety, przydeptać obcasami — od jednej iskry może spłonąć cały las! — i naprzód. Dogonić grupę. Kolumna zawsze idzie wolno, daleko nie zajdzie.

V

Skrzypnęły drewniane wrota. Za nimi leśna polana, otoczona zielonym, trzymetrowym płotem. Trzy warstwy desek, wzmocnione. Polana jakby wydeptana racicami, a może tysiącami nóg. Jakby bydło pędzono leśną drogą, zagoniono do tej zagrody i po krótkim postoju popędzono dalej. Pusta polana. Tylko żelazne szafki wzdłuż płotu. Najzwyklejsze szafki. Szare. Na wysokość człowieka. Dokładnie takie, jak w odlewni “Sierp i Młot”. Jak w szatni każdej radzieckiej fabryki. W zagrodzie stoi dziesięć szafek. Przebieralnia dla skazańców?

Każda szafka jest podzielona pionowo na pięć części. W drzwiczkach, na poziomie pasa — otwory. Do wentylacji. Drzwiczki pootwierane. Czasem skrzypną na wietrze. W środku ani półek, ani wieszaków. Identycznie, jak w fabryce “Sierp i Młot”.

Zgrzytnęła brama. Konwój odstąpił, kolumna wmaszerowała do zagrody.

Zamknięto bramę.

— Uwaga, więźniowie! Liczę do pięciu i spuszczam psy. Psy szarpią smycze. Jedyne schronienie to szafki. Cztery psy, a ludzi pięćdziesięciu. Ale nikt nie będzie walczyć z psem, gdy ma w zasięgu żelazny schowek. Runęli do szaf.

Zawsze ta sama historia. Miejsca starczy dla wszystkich, a pchają się naraz po pięciu, po siedmiu, drapią się po gębach, wybijają zęby. A sąsiednie szafki stoją puste. Przepychanki, mordobicie, silniejsi odpychają słabszych… Wreszcie spokój. Wszystkie drzwiczki zamknięte. Dziesięć szafek, w każdej pięć przedziałów. W każdym przedziale jeden człowiek. Łącznie pięćdziesięciu.

— Co jest najtrudniejsze w tej robocie? Wypalić w łeb? Nie, koleżanko. Wcale nie to. Najważniejsze to ich rozdzielić. Rozdzielić tłum. Jak ich powstrzymasz, jeśli dostaną szału? Nie ma jak. A więc, zanim się wściekną, trzeba ich zmusić, żeby każdy myślał wyłącznie o sobie. Tęga głowa wymyśliła te szafki. Na trzytonową ciężarówkę wchodzi dokładnie pięć sztuk. Podjeżdżasz w dowolne miejsce, rozładowujesz szafki i punkt egzekucyjny jak znalazł. Wystarczy ogrodzić polankę, postawić szafki i można strzelać na zdrowie.