Выбрать главу

Wygodnie też liczyć. Dziesięć szaf to pięćdziesiąt miejsc. Dzisiaj mamy 417 klientów. Znaczy się — osiem pełnych zagród.

Najważniejsze to sprawnie drutować. Jak już są zdrutowani, to właściwie po robocie. Strzelić w tył głowy potrafi byle głupek.

Czego to człowiek nie wymyśli! Klamki w szafkach montował ktoś łebski. Otwierają się tylko z zewnątrz.

— Więźniowie! Szynele zdjąć!

Niewygodnie rozbierać się w wąskiej szafce. Po to wymyślono otwory wentylacyjne. Bagnety są długie i cienkie, wejdą w każdy otwór. I bagnetem guzdrałę w brzuch: ruszaj się, ścierwo!

— Więźniowie! Buty zdjąć!

To już trudniej. W szafce nie ma jak się schylić. Żeby rozsupłać sznurowadło, trzeba kolano podciągnąć do brody. Znów żołnierski bagnet pod żebrem maruderów.

— Więźniowie! Plecami do drzwi, ręce do tyłu!

Wartownicy przeszli wzdłuż szafek. — Było powiedziane, gnoju, że pyskiem do ściany? A masz! — i bagnet w otwór. — Ręce w tył!

Zbliża się wujaszek Wasia-druciarz. Teraz jego kolej.

Skazaniec stoi w szafce, tyłem do wejścia, ręce ma za plecami. Uchylają się drzwi. Co może począć, czując na plecach bagnety i oddech dwóch wilczurów? Psy ujadają zniecierpliwione, że wciąż na smyczy. Wujaszek Wasia za pasem ma pęczek stalowych drutów pociętych na kawałki odpowiedniej długości. Owinąć wokół nadgarstków, zacisnąć kombinerkami — i tyle. Wyłaź z szafy.

— Pierwszy gotowy!

VI

I ruszyła egzekucja taśmowo. Na dwie taśmy.

Chołowanow nad dołem, pociąga za spust. Obok niego jakiś osobnik w szarym prochowcu robi za numer dwa. Jeden strzela, drugi wymienia magazynki. Potem na odwrót.

W skład drugiej taśmy wchodzi towarzysz Szyrmanow z pomocnikiem.

A chłopaki podstawiają kolejnych zdrutowanych. Wyłuskują delikwenta z szafki, zadzierają związane za plecami ręce, aż głowę pochyli niżej pępka — i biegiem do dołu. Nad krawędzią szarpną ręce wyżej, do nieba, żeby runął na kolana — i w tym momencie Szyrmanow wprawnym ruchem przykłada lufę do potylicy. Puu!

Jakie są zalety rozstrzeliwania pistoletem? Takie, że pocisk pistoletowy ma zaokrąglony czubek. Spiczasty nabój karabinowy przeszywa na wylot. Pocisk pistoletowy uderza płaszczyzną wyprofilowaną. Nadbiegającego zatrzyma, klęczącego rzuci na ziemię. Stojącego na krawędzi nie tylko zabija, ale od razu wpycha do dołu.

— Towarzyszu Szyrmanow, dajcie postrzelać.

— No, dobra. Masz.

Na stanowisku pojawił się akordeonista Wania Kamaryński. Wesołek. Tak strzela, że nie nadążają podstawiać. Wanię zastąpił Słomka Biełokoń. W obsadzie drugiej taśmy też zmiana: przyleciał Wasia-druciarz. Każdy ma ochotę popukać.

VII

Przy egzekucji dla każdego starczy roboty. Konwój przygnał drugą partię, rozpędził po szafkach: zdjąć katany, zdjąć buty, pyskami do ściany!

Reedukowani sortują szynele, wiążą po dziesięć sztuk, zbierają buty w kiście. Porządek musi być: najpierw w pary, potem wedle rozmiarów — i do ciężarówki. Szynele podobnie.

Bywają różne szynele, najczęściej złachane. Ale zdarzają się całkiem porządne. Reedukowani nie w ciemię bici. Zrzucają własne, że niby gorąco. I na hałdę. Potem z tej hałdy — łaps za inny, lepszy. Buty tak samo. Też czasem trafią się przyzwoite. Wtedy wyszarpują dla siebie. A własne na stertę.

Konwojenci nie zwracają uwagi. Bo co ich to obchodzi? Najważniejsze, żeby ilość się zgadzała. Nawet jeżeli reedukowani wymienią własne na cudze, nie ma to wpływu na ocenę jakości wykonywanej pracy. Robota nerwowa, niech sobie trochę skorzystają.

VIII

W sumie żadna filozofia. Puu! Puu! I — puu! Ale wymaga czasu.

Przygnali trzecią partię. Rozpędzili po szafkach. Rozebrali, zdrutowali, postrzelali. I następnych.

Rozmieścić po szafkach można w minutę. Samo strzelanie też nie zabiera czasu. Wiązanie drutem — to jest wąskie gardło! Szyrmanow skierował do drutowania wszystkie siły. Żeby nie guzdrać się pojedynczo, ale po pięciu, sześciu równocześnie. Pomogło. Ruszyło z kopyta.

Reedukowani też jakby weselsi. Ledwie wymienili kapoty, a tu już nowa partia się rozbiera. Zaraz jeszcze lepszy łach się wyfasuje. I buciki jak się patrzy. Na czterystu ludzi przynajmniej kilku musi mieć w miarę nie znoszone. Po piątej partii wszyscy reedukowani paradują w świeżych szynelach, poskrzypują podeszwami.

Dwunastu ludzi. Nie mają lekkiej pracy. Ten dół to ich dzieło. A dół nie tylko trzeba wykopać. Potem też trzeba się zdrowo naharować. Rozciągać trupy na dnie, układać. Wzdłuż brzegów równiutko, jeden koło drugiego, a pośrodku na hałdę. Więc nastrzelają ze dwudziestu ludzi i wstrzymują ogień:

— Reedukowani, do wykopu! Poukładać!

Likwidatorzy dobrze pracują, starają się jak mogą, ale taka już ludzka natura: głowa przestrzelona, a człowiek wciąż dycha.

— Tu jeden się rusza. Dobijcie!

Niekiedy reedukowani sami dobijają łomem. Likwidatorzy pomagają. Wykonają wyrok na dwudziestu, a zanim puszczą reedukowanych do układania, strzelają w stertę ciał.

Dla pewności.

IX

O czternastej ciocia Masza przyjechała z obiadem:

— No jak, kochani, pewnie zgłodnieliście?

Chołowanow zwraca się do wszystkich:

— Zjemy teraz, czy po robocie?

Na ogół jest bardziej zasadniczy. Ale dziś przed nimi nietuzinkowe zadanie. Takie chwile zbliżają ludzi. Rozumieją się w pół słowa. Nadmierna służbistość utrudnia funkcjonowanie zespołu. Dlatego Chołowanow pozwala sobie na demokratyzm: no, chłopy, jak wolicie?

A jak tu wybrać? Tak byłoby dobrze i tak niezgorzej. Można skończyć robotę, a potem spokojnie posiedzieć przy obiadku. Kto się napracuje, ten lepiej baluje. Inna sprawa, że niby niewiele zostało, dwie partie z kawałkiem, ale trzeba potem zakopać doły, spisać protokół i coś jeszcze i jeszcze. Lepiej zjedzmy od razu.

Tuż przy wykopie jest cudna polanka. Rozpostarli koce na trawie. Jak obrusy. Ciocia Masza układa pajdy pachnącego chleba, pomidory w stosy, ogórki, rozlewa do menażek kapuśniak. A wódki — ani grama! Wódka tylko przed i po robocie. Surowa jest ciocia Masza:

— Umyć ręce! Ale to już!

X

Dół wypełnił się z jednej strony niemal po brzeg. Tam od razu przysypali ziemią.

Nastrzelali się za wszystkie czasy. Co prawda dół jeszcze nie zasypany. Ale to drobiazg. Wykopać, to rzeczywiście kawał roboty. Zasypać — moment.

Szyrmanow kończy protokół wykonanych prac, wujaszek Wasia wypełnia raport zużycia, amunicji.

Reedukowani zbierają ostatnie szynele i buty. Przy samych szafkach.

Chołowanow podpisał protokół. Skinął na żołnierzy z psami. Chwycili w lot, nie potrzebują dodatkowych instrukcji. Psy — do szafek.

— Hej, chłopaki! — zwraca się Chołowanow do reedukowanych. — Pozbyliśmy się dziś czterystu czterech człowieczków, a w planie jest czterystu siedemnastu. Znaczy was też umieszczono w grafiku.

Spuszczono psy, przecież potrzebują ruchu. Reedukowani rzucili się do szafek. Psy dopadły tylko trzech, co nie zdążyli. Poszarpały, ale nie za mocno. Odciągnięto je w porę.