Towarzysz Berman uśmiechnął się do sierżantów bezpieczeństwa państwowego. I sierżanci się uśmiechnęli. Na twarzy jednego z nich pytanie: Pamiętacie mnie, towarzyszu Berman? Kiedy byliście naczelnikiem GUŁAG-u, ochraniałem was w czasie podróży do obozów rajczychińskich. Na twarzy drugiego: Pamiętacie mnie, towarzyszu Berman? Przy uroczystym otwarciu kanału Moskwa-Wołga robiłem za reedukowanego złodzieja, wręczałem wam kwiaty w imieniu wszystkich reedukowanych.
Towarzysz Berman uśmiecha się: Ja wszystko pamiętam!
To takie ujmujące. Towarzysz Berman odszedł co prawda z NKWD do Ludowego Komisariatu Łączności, ale nawet w wyglądzie dochowuje wierności temu potężnemu gmaszysku: wciąż chodzi w mundurze czekisty, w klapach nosi po cztery romby komisarza bezpieczeństwa państwowego pierwszego stopnia. I towarzysz Berman nie zapomina o tym domu, o jego granitowych wejściach i marmurowych schodach.
Miło jest sierżantom. Towarzysz Berman awansował, ale jakby wciąż był z nimi, jakby nigdzie nie odszedł. Po prostu Komisariat Łączności pod jego kierownictwem jeszcze mocniej związał się z NKWD. Stał się jego nieodłączną częścią.
Towarzysz Berman bywa tu częstym gościem. Zresztą, jaki tam z niego gość! To jego gniazdo, z którego nigdy nie wyfrunął. Swój człowiek.
Ma o czym pogadać ludowy komisarz łączności Berman z ludowym komisarzem spraw wewnętrznych Jeżowem. Jasna sprawa. Ale sierżanci przy wejściu czują szóstym zmysłem, że dzisiejsza wizyta jest niezwyczajna, jakaś taka podniosła.
Już wkrótce coś się wydarzy.
Coś ważnego i radosnego.
Towarzyszu Stalin, powstanie drugiej stolicy niesie w sobie pewne niebezpieczeństwo…
— Towarzyszko Strzelecka, chcecie powiedzieć: jeden wódz na dwie stolice?
— Dokładnie to chciałam powiedzieć.
— I chcecie zapytać, czy zaopatrzyłem się w jakiś mechanizm zabezpieczający, który uniemożliwi ewentualnym spiskowcom opanowanie węzłów łączności w tajnej stolicy w czasie mojej nieobecności?
— Dokładnie o to chciałam spytać.
— Towarzyszko Strzelecka, oczywiście pomyślałem o takim zabezpieczeniu. Urządzenie nazywa się moduł kontroli.
— Dziękuję, towarzyszu Stalin. Nie słyszałam tej nazwy. Ale resztę wiem.
— Powiedzcie dokładnie, co wiecie?
— Moduł kontroli zamówiony w Ameryce, w firmie RVB w Baltimore, stan Maryland. Waga 15-25 kilogramów, główne komponenty: złoto i stal. Pod względem komplikacji przewyższa najlepsze na świecie maszyny szyfrujące.
Stalin długo patrzył w okno.
Potem jakoś w taki tygrysi sposób podszedł do Nasti i usiadł obok niej. Ręce położył na stole, na zielonym suknie. A świdrującym wzrokiem prosto w oczy. Nastia poczuła lęk, ale wytrzymała to spojrzenie.
— Towarzyszko Strzelecka. To, co przed chwilą powiedziałyście, znałem tylko ja i Chołowanow. Ja wam nie podawałem żadnych szczegółów dotyczących modułu kontroli. Jestem przekonany, że Chołowanow też nie.
— Chołowanow nie pisnął ani słowa. Poprosiłam o rozmowę z wami, towarzyszu Stalin, właśnie dlatego, że Chołowanow nie chciał rozmawiać ze mną na ten temat.
— W takim razie, skąd, towarzyszko Strzelecka, znacie szczegóły?
— Wydedukowałam, towarzyszu Stalin.
— Proszę jaśniej!
— Towarzyszu Stalin, ja, za przeproszeniem, postawiłam się na waszym miejscu.
— Doprawdy?
— W razie wielkiej wojny wyzwoleńczej niezbędne jest centrum dowodzenia. Podziemne miasto w Górach Żygulowskich to najtrafniejsza decyzja. Ale mając dwie stolice, główną i rezerwową, musicie mieć odpowiedni mechanizm zabezpieczający. Gdyby to było małe, proste urządzenie, to można by je podrobić lub czymś zastąpić. Gdyby było wielkie, albo wymagało ciężkiego osprzętu, to w krytycznych warunkach nie moglibyście mieć tego stale w zasięgu ręki. Optymalnym rozwiązaniem byłoby coś skomplikowanego, jak maszyna szyfrująca, ale przenośnego, rozmiarów teczki lub walizki…
— Skąd wiecie, że moduł wykonany jest ze złota i stali?
— Złoto jest najbardziej szlachetnym surowcem. Również w elektrotechnice. A przecież macie go pod dostatkiem. Jednak unikalny mechanizm zbudowany z jubilerską dokładnością z miękkiego metalu, jakim jest złoto, musi mieć mocny szkielet. Założyłam, że to będzie stal. Coś w rodzaju dwóch stalowych płytek ze złotym nadzieniem w środku.
— A firma RVB w Baltimore?
— Założyłam, że urządzenie wykonają nasi inżynierowie-aresztanci w monasterze. Albo zagraniczni inżynierowie w monasterze. Jednak tamtejsza baza produkcyjna nie wystarcza, aby wykonać moduł kontroli. Żaden krajowy zakład nie może otrzymać tego zlecenia. Tak niezwykłe zamówienie na pewno zwróciłoby uwagę NKWD. Założyłam, że moduł kontroli musi być dyskretnie zamówiony za granicą. Tak, żeby wykonawca nie domyślił się jego zastosowania. Najlepiej zlecić tę robotę świetnie prosperującej, choć niewielkiej firmie. Zebrałam dane o potencjalnych wykonawcach takiego zamówienia. Okazało się, że takich firm na świecie jest bardzo niewiele. Zaledwie siedem. Jedna w Japonii, cztery w Europie Zachodniej, dwie w USA. Założyłam, że zamówienie złożył osobiście Chołowanow. Pozostało tylko rozpracować trasy jego wojaży. Ktoś nie wtajemniczony miałby z tym duży kłopot. Ale ja pracowałam z Chołowanowem prawie ramię w ramię, a poza tym uznałam, że KONTROLA jego również dotyczy. Przez ostatni rok nie był ani razu w Japonii, ani w Europie Zachodniej, a za to trzykrotnie w Ameryce. Jedna ze wspomnianych firm znajduje się na Zachodnim Wybrzeżu, w Seattle. Chołowanow nie był ani razu w stanie Waszyngton. Druga firma, właśnie RVB, znajduje się na Wschodnim Wybrzeżu, w Baltimore. Po prostu zestawiłam kilka faktów…
Stalin wziął słuchawkę:
— Wezwać Chołowanowa.
Ludowy komisarz spraw wewnętrznych, generalny komisarz bezpieczeństwa państwowego Nikołaj Iwanowicz Jeżow zaprzątnięty jest swoimi sprawami. Ale trzeba wrócić do rzeczywistości. Do bieżących zadań. Choć to nie takie proste.
Usiadł za biurkiem, otworzył czerwoną safianową teczkę. Przegląda aktualne wskaźniki. Wnioski są jasne i oczywiste.
Udało się podporządkować całą armię. Im wyższy rangą dowódca, tym większe prawdopodobieństwo, że trafi pod topór.
Partia została poddana eksterminacji w przyspieszonym tempie.
Z rozkazu Stalina-Dupalina.
Statystyki są naprawdę arcyciekawe. Wielka Czystka objęła wszystkich. Im wyżej na drabinie społecznej sytuuje się dany osobnik, tym większe prawdopodobieństwo, że spadnie pod walec sprawiedliwości proletariackiej. Przez ostatnie dwa lata przeciętny radziecki obywatel miał pięcioprocentową szansę trafić pod topór NKWD. Bezpartyjny kierownik najniższego szczebla — siedmioprocentową. Członek partii — czterdziestoczteroprocentową. Członek Komitetu Centralnego partii — siedemdziesięcioośmioprocentową. Gdyby przenieść tę prawidłowość na sam szczyt… na człowieka w rozpiętym wojskowym płaszczu, w wysokich butach i zielonej czapce z daszkiem… Ze statystyki wynika, że prawdopodobieństwo, iż stanie się on ofiarą NKWD wynosi sto procent.
Tyle statystyka. Teraz trzeba ją umiejętnie zastosować. No, bo jak inaczej? Sekretarz generalny partii, towarzysz Dupalin, rękami NKWD likwiduje własną partię. Jak zlikwiduje partię — to zostanie Dupalin sekretarzem generalnym bez partii. Na kim wtedy miałby się oprzeć? Na NKWD. Wyłącznie na NKWD. Ale czy NKWD udzieli mu wsparcia? Na Ludowym Komisariacie Łączności też nie powinien się raczej wspierać. Na armii? W armii wszyscy boją się Jeżowa. Na rządzie, urzędnikach państwowych? Jeżow trzyma wszystkich w garści. Towarzysz Dupalin wyraźnie przesolił. Towarzysz Dupalin jest golusieńki.