Towarzysz Stalin i towarzysz Chołowanow znów wymienili spojrzenia.
— Potraficie to wytłumaczyć, towarzyszko Strzelecka?
— Towarzyszu Stalin, to niewytłumaczalna zagadka…
Spojrzał złowrogo:
— Boicie się nazywać rzeczy po imieniu?
— Boję się. Boję się, ponieważ dysponuję tylko jednym, jedynym faktem. Nie chciałabym wyciągać zbyt daleko idących wniosków… To może być czysty zbieg okoliczności.
— W NKWD nie ma żadnych zbiegów okoliczności.
— Skoro tak, to wniosek jest prosty: Jeżowa i Boczarowa łączy wspólna tajemnica. Postanowili okazywać na zewnątrz, że między nimi panują stosunki wyłącznie służbowe. I przedobrzyli. Wszystko pozostałoby niezauważone, gdyby nie statystyka. A statystyka jest nieubłagana: z żadnym z podwładnych Jeżow nie utrzymuje tylko i wyłącznie stosunków służbowych.
— Czy mogłybyście wyrazić to jasno?
— Spisek.
ROZDZIAŁ 13
Szef Zarządu NKWD w Kujbyszewie, starszy major bezpieczeństwa państwowego Boczarow, jest sam w podziemnym korytarzu. W podziemnym korytarzu władzy. Nad jego głową wznosi się sto trzydzieści metrów litej skały. To tu, w zakolu Wołgi w Górach Żygulowskich, znajduje się przyszła stolica Europy. Tylko na jedno pytanie nie ma na razie odpowiedzi: kto będzie w tej stolicy rządzić? Stalin-Dupalin kopie sobie grób. Wkrótce wykosi całą partię i zostanie sam jak palec. Za plecami Stalina stoi trzech pretendentów: Jeżow, Frynowski, Berman. Taki triumwirat. No i on, Boczarow. Ci trzej może i przejmą władzę, ogólne kierownictwo, ale to on kontroluje systemy łączności w powstającym centrum.
Ci w Moskwie mogą sobie teoretyzować do usranej śmierci, a tymczasem on, Boczarow, pozbierał z całego GUŁAG-u ekspertów od łączności rządowej. I wszyscy byli zgodni: nie do pomyślenia jest, by wódz pozostawił drugą stolicę na pastwę losu. Skoro Stalin koncentruje w Górach Żygulowskich sieci łączności, to znaczy, że zaopatrzył się w specjalny mechanizm sterujący, który uruchamia i blokuje systemy komunikacji.
Boczarow pokazał fachowcom żygulowskie podziemia załadowane aparaturą telekomunikacyjną. Eksperci uważnie wszystko obejrzeli i wskazali: tutaj, to miejsce w płycie pancernej, właśnie tutaj Stalin podłączy to urządzenie, które pod względem komplikacji nie ustępuje najlepszym maszynom szyfrującym, a gabaryty ma mniej więcej wielkiego atlasu geograficznego. Oto wnęka w głównym panelu sterowania. Po umieszczeniu w niej tego urządzenia będzie można uruchomić wszystkie systemy łączności. Po jego wyjęciu nikt nie będzie w stanie wykorzystać podziemnego miasta do kierowania krajem.
Boczarowowi został jeszcze jeden problem do rozstrzygnięcia: kto i gdzie wykonał Dupalinowi to zabezpieczenie. Musiało być zamówione za granicą. Dupalin ma kilku godnych zaufania ludzi: osobistego sekretarza Poskriebyszewa, szefa ochrony Własika. Ale Dupalin nigdy nie pozwoliłby im na wyjazd z kraju. Zamówienie za granicą mógł złożyć tylko jeden człowiek. Chołowanow.
Wystarczyło przyjrzeć się jego poczynaniom w ostatnim czasie. Niełatwe zadanie. Chołowanow co rusz znika, po czym nieoczekiwanie się pojawia. Raz kręci się w pobliżu Dupalina, to znów przepada jak kamfora. Ale Chołowanow ma jedną słabostkę. Feblika do panienek.
Niemało samorodków złota kosztowało starszego majora bezpieczeństwa państwowego Boczarowa wytropienie kolejnych miłostek Chołowanowa. Niemało brylantów. Ale dziewczyny powiedziały: co, gdzie i kiedy. A z drobnych elementów Boczarow złożył co trzeba.
W życiu wszystko zależy od uporu. Przy odrobinie uporu nie ma rzeczy niemożliwych. Starszy major bezpieczeństwa państwowego wykazał upór, o jaki sam się nie podejrzewał. Dniami i nocami aresztowania, przesłuchania, narady partyjne, obłaskawianie przełożonych, przesłuchania, egzekucje, kurso-konferencje… A każdą wolną chwilę Boczarow stara się poświęcić na rzecz najważniejszą: ze strzępów, ułamków, odprysków złożyć obraz podróży Chołowanowa.
Nie wszystko udało się wyjaśnić. Ale wystarczająco dużo.
Słońce rozgrzało granitowe płyty na placu Iwanowskim. Żar leje się z nieba, rozkleja wartę na posterunku. Niemal topi podkucia na butach wartowników. W takiej temperaturze bagnety wydają się być ulepione z plasteliny.
Od upału nie ma ucieczki. Wsącza się nawet do gabinetu.
— Jeśli dobrze was zrozumiałem, towarzyszko Strzelecka, w całym kierownictwie NKWD jest tylko jeden człowiek, z którym Jeżow spotyka się wyłącznie na gruncie oficjalnym i z którym nie ma żadnych kontaktów towarzyskich?
— Tak jest. To Boczarow, towarzyszu Stalin.
— Czy przypadkiem nie znalazłby się w wyższym kierownictwie NKWD ktoś jeszcze, poza Jeżowem, z kim Boczarow nie ma żadnych nieoficjalnych kontaktów?
— Sprawdziłam to, towarzyszu Stalin.
— Ach, tak?
— Szef Zarządu NKWD w Kujbyszewie, starszy major bezpieczeństwa państwowego Boczarow, poza Jeżowem nigdy prywatnie się nie spotkał z zastępcą ludowego komisarza spraw wewnętrznych Frynowskim i ludowym komisarzem łączności Bermanem. Po prostu ich unika. A oni jego.
— Interesujące.
Nie śpi podziemne miasto w Górach Żygulowskich. Wagoniki zgrzytają na zakrętach. Elektrowóz skrzypi hamulcami. Gdzieś wbijane są pale, podziemne tunele kilometrami niosą huk uderzeń. Gdzieś wgryza się w skały wrębiarka. Gdzieś więźniowie przewalają tysiące ton rozkruszonych skał. Huczą wentylatory wyciągając pył z przodka.
W tunelu K-66 jest cicho i jasno, czyste i świeże powietrze. Trwa montaż. Wzdłuż ścian ustawiono stalowe szafki i stelaże. Wiszą kilometrowe wiązki kabli w kolorowych izolacjach, każdy grubości snopka, jaki kołchoźnica z brązu na Wszechzwiązkowej Wystawie Płodów Rolnych unosi dostojnie nad głową.
Tunel K-66 ma pięć kilometrów długości. Cały jest zapchany aparaturą: syczącą, dudniącą, terkoczącą.
Setki inżynierów-zeków, niczym kapłani podziemnej świątyni, dokonują tajemnego aktu syntezy milionów fragmentów w jeden SYSTEM.
Kiedy prace dobiegną końca, pozostanie jedynie umieścić we wnęce panelu moduł kontroli.
Żeby już wreszcie zakończono montaż osprzętu!
Spawacze rozsypują snopy iskier, monterzy rozciągają kable.
Mają skończyć na 7 listopada. Na rocznicę Wielkiej Rewolucji.
Towarzyszu Chołowanow, jeżeli towarzyszka Strzelecka potrafiła wydedukować fakt istnienia modułu kontroli, jego zastosowanie, orientacyjny wygląd i wagę, a nawet producenta, to całkiem możliwe, że towarzysze z NKWD też na to wpadli. Mają znacznie łatwiejsze zadanie. To oni nadzorują budowę podziemnych tuneli w skałach żygulowskich, to pod ich czujnym wzrokiem ciągnie się w Góry Żygulowskie linie łączności, montuje sprzęt i aparaturę. Bez trudu wpadną na to, że nie mogłem ot tak zostawić wszystkiego w ich rękach. Że zamówiłem jakiś mechanizm zabezpieczający. A jak się nad tym dobrze zastanowią, to wszystkiego się domyśla. Ja tu jak ten Herakles czyszczę stajnię Augiasza w przekonaniu, że mi nikt nie przeszkodzi. Nie zwracałem dotąd większej uwagi na Góry Żygulowskie — podziemne miasto w budowie, ja dysponuję kluczem do węzłów i systemów łączności. A tu nagle okazuje się, że budowa pierwszego sektora ukończona zostanie przed terminem, a NKWD jest, być może, w posiadaniu klucza do węzłów i systemów łączności. Co proponujecie, towarzyszu Chołowanow?