Nastia biega po lasach. Tam i z powrotem. Nie śledzą jej? Niespodziewanie przechodzi w sprint, a potem kryje się i obserwuje. Nie, nikt jej nie śledzi. Uciec stąd się nie da. A w lasach niczego ciekawego się nie znajdzie. Starszy major bezpieczeństwa państwowego Boczarow nie okazuje zdenerwowania. Pewny siebie szelma. Śmieje się pod wąsem.
Codziennie w sektorze specjalnym słychać strzały. Ćwiczą na strzelnicy. Albo rozstrzeliwują. Pewnie jedno i drugie. W żygulowskich tunelach siła niewolnicza bardzo szybko się zużywa. Wtedy ich do wagonów — i tutaj, do specjalnego sektora. Nastia widziała eszelony sunące przez bramę, w kierunku stacji wewnętrznej.
Przyjeżdżają późnym wieczorem. Do świtu czekają na bocznicy. A o świcie eskorta otacza wagony — i do zagrody…
Akordeonista zaciąga wysoko:
Zwyczajni ludzie. Romantycy. Bezimienni bohaterowie. Wykonują odpowiedzialne zadanie. Strzelają do wrogów. Im więcej wrogów zastrzelą, tym szybciej nadejdzie świetlana przyszłość. Ich niezauważalny, codzienny heroizm jest walką o szczęście ludzkości. Walką o pokój na świecie.
Piękny wieczór. Latem w sektorze specjalnym NKWD jest jak w rządowym sanatorium. Mieszkają tu rodziny kierownictwa resortu, wypoczywają wysocy funkcjonariusze władz obwodowych: sekretarze partii, prokuratorzy, towarzysze z obwodowego komitetu wykonawczego. Z rodzinami. Każdego wieczoru całe towarzystwo zbiera się na polanie nad rzeką. Gotują zupę rybną, raki. Piją zimne piwo, prosto z beczki. Piwo Żygulowskie.
Żony czekistów bez oporów przyjęły Nastię do swego grona.
Boczarow zabronił plotkowania na jej temat. A więc nie plotkują. Panie przywykły do dyscypliny. Dobrze wiedzą: człowiek chlapnie coś bez sensu, a potem…
Więc nie plotkują, ale swoje wiedzą: towarzysz Stalin przysłał dziewczynę, żeby szkoliła się do likwidacji samego Franco. Albo Trockiego. Ale skąd, jakiego znowu Trockiego! Uczy się hiszpańskiego, więc Franco. Do Trockiego uczyłaby się meksykańskiego.
Żony przywódców partyjnych kiwają głowami z niedowierzaniem. Jak to możliwe, żeby taka chudzina? Generał Franco to podobno kawał chłopa. Myślisz, że da sobie radę? Tsss…
Nastia jest niemal pewna: na terenie specjalnego sektora Zarządu NKWD w Kujbyszewie nie ma żadnego spisku. Nie ma i już. Tacy dobrzy i uczciwi ludzie nie mogą spiskować przeciw władzy robotniczo-chłopsklej, przeciw towarzyszowi Stalinowi, który broni władzy ludowej przed oportunistami i karierowiczami. Przysiadł się Boczarow:
— Jak tam treningi?
— W porządku.
— Może potrzebna jakaś pomoc?
— Nie, dziękuję.
— Wiecie, Nastiu, widziano was w pobliżu zagrody. Oczywiście nie domyślacie się, po co są tam szafki. A my mamy taki przesąd: jak ktoś nie wtajemniczony je zobaczy, to niedługo pożyje.
— A wy i wasi ludzie?
— My znamy tajemnicę szafek. Pracujemy z nimi. To jest, że tak powiem, nasz środek produkcji. Dlatego ten przesąd nas nie dotyczy.
Boczarow ma niedobrą twarz. I złe oczy. Czarne, zimne, z szatańskim błyskiem. Nastia wyobraziła sobie, że trafia do Boczarowa na śledztwo. I przeszedł ją dreszcz.
W tym co mówi tkwi wyraźna groźba: Przyszłaś do naszego sektora z ważnym papierem w ręku. Ale nie wyjdziesz stąd żywa. Żaden papier ci w tym nie pomoże. Tak że biegaj, udawaj dywersantkę, węsz do woli. I tak nic nie znajdziesz.
Nastia obdarza Boczarowa czarującym uśmiechem:
— Towarzyszu starszy majorze bezpieczeństwa państwowego, ja też wtajemniczona. Jestem likwidatorem, jak wy. Pracowałam z szafkami. Mamy tę samą technikę, standardową: walimy w to przewężenie, gdzie szyja łączy się z czaszką…
Nastia chciała dorzucić: Wasi czekiści rozwalają ludzi, a my — czekistów. Ale nie dorzuciła. Tylko posłała Boczarowowi kolejne promienne spojrzenie.
Starszy major bezpieczeństwa państwowego zmył się jak niepyszny. Klnie pod nosem, wściekły na siebie. Chciał nastraszyć dziewuchę, żeby odechciało jej się węszyć za tajemnicami NKWD. A ona niezbyt strachliwa.
Każdego trzeba stłamsić: wzrokiem, gestem. Zawsze. Tak właśnie działa starszy major bezpieczeństwa państwowego. Tłamsi. Spróbował swojej metody na stalinowskiej kontrolerce. A tu niewypał. Kompletny. I wcale nie jest taką idiotką, na jaką wygląda.
Boczarow poszedł precz, a Nastia nagle uświadomiła sobie, że tu jest spisek.
Jesień. Liście szybują z drzew. Nastia idzie przez las i śmieje się z siebie.
No dobrze, jest w tym sektorze specjalnym. Dostała się pokazując glejt. I co dalej? Można rok krążyć wokół Boczarowa i niczego się nie dowiedzieć. Można nawet i dziesięć lat. W domu wypoczynkowym NKWD mieści się rezerwowe centrum dowodzenia zarządu obwodowego. Jest tam węzeł łączności i sejfy. Łączność jest pod stałą ochroną. Poza tym stalowe drzwi, kraty w oknach i operatorzy pracujący dwadzieścia cztery godziny na dobę. Zresztą Boczarow nie jest aż tak głupi, żeby we własnym sejfie trzymać coś trefnego. Ani tak nieostrożny, żeby w miejscu pracy powiedzieć coś niewłaściwego.
Ciekawe, gdzie jest teraz Gryf? Czy wrócił z Ameryki? I co tam zdziałał?
Nie mógł wiele wskórać. Gdyby wrócił z Waszyngtonu z modułem kontroli, towarzysz Stalin niezwłocznie ściągnąłby Nastię do Moskwy. Nie miałaby tu nic do roboty. Towarzysz Stalin skorzystałby po prostu z rządówki: odeślijcie Strzelecką, jej staż dobiegł końca. I Boczarow musiałby polecenie wykonać. Bo jeśli nie ma spisku, to nie do pomyślenia jest, żeby jakiś tam Boczarow sprzeciwiał się towarzyszowi Stalinowi.
Ale spisek jest. Dlatego nikt nie odwołuje Nasti z sektora specjalnego Zarządu NKWD w Kujbyszewie. A co ona może tu zwojować? Dokładnie nic.
Więc dalej biega po lasach. Boczarow wyczuł, że Nastia przybyła ze specjalną misją, że ma coś wyniuchać. Nic z tego, moja panno!
Przeanalizowała możliwe warianty. Postanowiła nie pękać. Nie wpadać w panikę. Jeżeli istnieje spisek, jeżeli moduł kontroli znalazł się w ich rękach, to musi być albo w Moskwie, albo tutaj, w zasięgu ręki. Raczej tutaj. Bo tu, w Górach Żygulowskich, jest jego miejsce docelowe.
Jeżeli jest zmowa, to muszą trwać przygotowania. Musi dochodzić do intensywnych kontaktów między spiskowcami. Ale gdzie? Gdzie Boczarow spotyka się ze zdrajcami?
Krótka wymiana zdań może odbyć się w lesie. Lasów tu pod dostatkiem. A gdzie mogą spotkać się na całonocne rozmowy przy wódce?
Poza tym spisek nie rodzi się pod krzakiem w lesie. Zgodnie z teorią Pierziejewa, spisek zaczyna się od wzajemnego zaufania. Rodzi się w przyjaznych, domowych warunkach. W konfidencjonalnej atmosferze. Gdzie są takie warunki? Przecież nie w biurze. Ani nie w służbowym mieszkaniu z podsłuchem. No to gdzie? W jakimś podmoskiewskim lesie, w przytulnej chatce. Albo w lesie żygulowskim, też w jakiejś przytulnej chatce. Jeżeli tutaj mają się rozstrzygać losy kraju i świata, to i spiskowcy muszą spotykać się gdzieś w pobliżu, i to nie raz i nie dwa.
Więc gdzie?
Nastia obeszła wszystkie lasy. W lasach na terenie sektora specjalnego nie ma takiego miejsca. Po prostu nie ma. Jest stacja kolejowa, jest zagroda, są masowe groby pod sadzonkami choinek, są groby pod pięcioletnimi choinkami, pod dziesięcioletnimi, jest dom wypoczynkowy, jest obóz dzieci hiszpańskich…