Выбрать главу

Im wcześniej, tym lepiej. A najlepiej zaraz.

Śmierć szalała tak blisko, ale Nasti nie zauważyła. Gdzieś obok pociąg przewrócił się do góry kołami. Tam teraz śmierć zbiera żniwo. Tam, gdzie czekiści z psami dobijają tych, którym udało się wypełznąć spod zgruchotanych wagonów.

Ale tak naprawdę szukają Nasti. A właściwie nie jej, tylko walizeczki z modułem. Nie wiedzą, po co. Taki dostali rozkaz. Od Boczarowa. Dla niego ta walizeczka to sprawa życia i śmierci. Także dla Jeżowa. Dla Frynowskiego. Dla Bermana. A więc nie tylko nad Nastia krąży śmierć. Również dla towarzysza Stalina wyrwanie bezcennej walizeczki z łap NKWD jest sprawą życia i śmierci. Pozbawić Stalina łączności — to pozbawić go władzy.

Niepojęte, dlaczego śmierć nie przychodzi. Czy tak trudno Boczarowowi się domyślić, że Nastia wyskoczyła z pociągu wcześniej i leży teraz pod nasypem? Czy tak trudno ją odnaleźć i dobić?

Nastia z całym spokojem oczekuje śmierci. Pragnie jej. A na to wezwanie śmierć odpowiada ujadaniem psów na nasypie.

A osobiście się nie zjawia.

II

Przerażająca jest wściekłość starszego majora bezpieczeństwa państwowego Boczarowa. Gdyby kark miał porośnięty sierścią, zjeżyłaby mu się teraz jak u dzikiej bestii. Patrzy w tył, przez ramię, jakby chciał znienacka wpić się w gardło jakiejś niewidzialnej istocie stojącej za plecami. Wyczuwa się w nim ten pełen napięcia, groźny spokój. Mają go w sobie szczególnie groźne psy. Stoją chwilę w bezruchu, patrzą nie wiadomo gdzie i nie wiadomo jakie mordercze myśli mają we łbie, nim wściekle zaatakują.

III

Nastia nie ma pojęcia, jak długo tak leży nieruchomo. Może minutę. Może godzinę. Może dzień. Mózg pracuje jasno i sprawnie. Jak zawsze. Ale straciła poczucie czasu. Jakby czas nie istniał. Czy raczej jakby to ona istniała poza czasem. Nie można powiedzieć: Nastia żyje. Nie to, że żyje. Raczej błąka się między bólem a wiecznością.

Jeszcze raz przeklęła życie i przysięgła sobie go nie żałować, kiedy będą rozstrzeliwać. Nigdy nie przyszło jej do głowy, że mogłaby umrzeć naturalną śmiercią. Zawsze wiedziała, że zarabiają siekierą, zakłują nożem albo strzelą w tył głowy. Innej możliwości nie potrafiła sobie wyobrazić. Czuła się dzięki temu jakby młodszą siostrą Stalina. On też nie miał prawa umrzeć śmiercią naturalną. W snach Nastia widziała ohydną mordę terrorysty, który strzela do towarzysza Stalina, rękę najbliższego przyjaciela, który wsypuje truciznę do szklanki z wodą.

Zrozumiała, dlaczego śmierć nie nadchodzi. Pęd powietrza odrzucił ją od kamiennego nasypu i cisnął w rozmiękłe błocko na skraju lasu. Leży w wilgotnym, zimnym zagłębieniu. Wyciągnęła rękę, zanurzyła dłoń w chłodnej, czystej wodzie leśnego jeziora. Chlusnęła sobie w twarz. I jeszcze raz. Podczołgała się bliżej wody. Zanurzyła twarz. Napiła się. Gdzie walizeczka? Jest. W plecaku. Czy nic się walizeczce nie stało? Ale skąd. Można by ją zrzucić z samolotu. Zresztą chyba walizeczka uratowała jej życie, chroniąc plecy niczym stalowy pancerz.

Spróbowała wstać. Nie dała rady. Zaczęła pełzać. Jeszcze bliżej wody. Woda w październiku parzyła jak pokrzywa. Taka lodowata. Ale Nastia wytrenowana. W wodzie lepiej. Jak z okładem z lodu. Udało się nawet trochę przepłynąć. Zanurkować. W głowie się przejaśniło. Wynurzyła się.

Jezioro jest płytkie. Woda po pierś, po szyję. Pod nogami muł, korzenie. Brzeg zarastają szuwary. Po nasypie biegną rozsypani w tyralierę czekiści. Z psami. Przeczesują teren.

Wielki czarny wilczur zatrzymał się dokładnie tam, gdzie Nastia była jeszcze przed chwilą. Węszy. Rozgląda się na boki. Wokół półmrok. Nastia nie wie, przed zmierzchem, czy przed świtem. Pies wciąga powietrze w nozdrza. Już, już ma ruszyć za nią, ale zawraca i biegnie w swoją stronę.

IV

Podwładni Boczarowa schodzą mu z oczu. Byleby się nie nawinąć. Rozstrzela jak nic. Musi kogoś teraz rozwalić. Ale ktoś musi iść do niego z raportem. Trudno. Jak mus, to mus.

V

Taktyka to najprostsza z nauk. Wystarczy tylko postawić się na miejscu przeciwnika i pomyśleć, jakiego postępowania się po nas spodziewa. A potem zrobić dokładnie na odwrót. Ot i cała taktyka. Nastia czuje się okropnie. Próbuje nie myśleć o bólu. Więc zaczyna myśleć o Boczarowie. Usiłuje sobie wyobrazić siebie na jego miejscu.

VI

Zameldowano Boczarowowi, że maszynista pociągu jest ranny. Zeznał, że do parowozu wdarła się dziewczyna z pistoletem i z zagranicznym plecakiem. Paliła jakieś teczki pod kotłem. Ile? Jakieś dziesięć, piętnaście. I strzelała, ścierwo, na oślep, gdzie popadło. Jakby się wściekła. Oczy miała jak wiedźma.

VII

Jedynym ratunkiem dla Nasti było dotrzeć do Stalina.

Ale Boczarow zorganizuje teraz kordony na wszystkich drogach. I we wszystkich wsiach, stacjach i przystaniach. Zawiadomi urzędy pocztowe, telegraficzne, łącznice telefoniczne. Uniemożliwi Nasti jakąkolwiek łączność ze Stalinem. Nastia nie ma radiostacji. A telefony, telegrafy i wszelkie inne środki łączności wiadomo, w czyich są rękach.

VIII

Zameldowano Boczarowowi, że pociąg po sforsowaniu bramy przejechał dziewięć kilometrów i wykoleił się. Przyczyna katastrofy nieznana. Torowisko zostało uszkodzone, ale nie to było przyczyną wypadku. Na odwrót. To wykolejenie się składu spowodowało uszkodzenie torów. Pociąg spadł pod nasyp. Spod szczątków wagonów wydobyto sto trzydzieści dwa trupy. Czy wśród nich są zwłoki kobiece? Nie, nie ma. Ale poszukiwania trwają. W szczątkach pociągu niewątpliwie znajdują się jeszcze zabici. Dziewiętnastu rannych więźniów, znalezionych w rejonie katastrofy, dobito. Przypuszcza się, że około czterdziestu osób z lżejszymi obrażeniami zdołało zbiec. Zorganizowano już pościg.

Boczarow w milczeniu wysłuchuje meldunków. Cerkiew zlustrował osobiście. Sejf otwarto. Nie włamano się, ale otwarto. W najbardziej profesjonalny sposób. Godny mistrza. Boczarow wiele w życiu widział otwartych sejfów, ale to była naprawdę czysta robota. Przez lata służby starszy major bezpieczeństwa państwowego Boczarow poznał rękę najlepszych włamywaczy Kraju Rad. Przeleciał w myślach ich rejestr. Nie, nie ma teraz w Związku Radzieckim takiego mistrza. On, Boczarow, może dać sobie głowę uciąć — przez ostatnich kilkanaście lat nikt nie dokonał takiej sztuki. Jasne, że to nie dziewczyna otworzyła sejf. Tylko najwyższej klasy fachowiec. Ale skąd się tu wziął? Kasiarze z dawnej szkoły już nie żyją. Wytrzebiono ich jak wilki w Niemczech czy gronostaje w Rosji. Pewnie kiedyś się odrodzą. Ale teraz, w październiku 1938 roku, nie ma ani jednego.

Dupalin sam jest złodziejem, obrobił z kumplami urząd skarbowy w Tyflisie. Cała Europa nie mogła wyjść z podziwu, kiedy towarzysz Stalin rabował banki. Do czego by się nie wziął, wszystko mu wychodzi. Dupalinowi na pewno imponuje mistrzostwo w otwieraniu najbardziej skomplikowanych zamków. Może trzymał gdzieś w odwodzie fachowca na taką okazję? Ale jak ten ktoś dostał się na teren jednostki specjalnej? I gdzie się podział? Żył kiedyś w Rosji legendarny Sewastian. Tylko on mógłby sobie z czymś takim poradzić. Nikt inny. Ale zaginął biedak jeszcze w czasie wojny domowej.

Chociaż nie. Pewne elementy wykluczają Sewastiana. W sejfie pozostała nietknięta kolekcja brylantów, monety, odznaczenia, sztabki, samorodki. Sewastian by tak tego nie zostawił.