— Tak jest! — ryknęło w słuchawce tak służbiście, że Stalin aż się skrzywił.
Noc nad światem. NACZSPECREMBUD pędzi, reflektorem rozcina ciemność. Przed nim Moskwa.
Chołowanow przestał pić.
Puste butelki włożył do kosza, żeby się nie walały po podłodze. Całkiem pokaźna sterta. Towarzysz lubi porządek. Umył się, uczesał. I znowu wygląda, jakby nic nie pił. Jak na lotnika przystało, zarzucił biały jedwabny szalik. Szalikiem można łatwo udusić. Tak załatwiono imperatora Pawła. Co prawda w jego czasach nie było jeszcze lotników i białych szali ze spadochronowego jedwabiu. Dlatego musieli udusić srebrzystym. Takie nosili oficerowie gwardii. Ale lotniczy lepiej się nadaje. I nie zostają na nim odciski palców. To rzecz wielokrotnie sprawdzona.
Przeciwnika najlepiej zaskoczyć w niedzielę o czwartej, nad ranem.
Kiedy już opadło napięcie pracowitego tygodnia. Kiedy ochrona poluzowała pasy. Kiedy wartownicy rozpięli guziki pod szyją. Kiedy oficer dyżurny zameldował telefonicznie, że noc minęła spokojnie i błogo się przeciągnął. Kiedy ucichły place i ulice. Kiedy milicjanci na placu Dzierżyńskiego pomyśleli, że już po zmianie. Kiedy oficerowie kończący dyżur rzucili karty i dopili kieliszki. Kiedy naczelnik oddziału odwalił wreszcie sprawozdanie kwartalne; oznajmił sekretarce, że nie trzeba teraz przepisywać, odprowadził ją do domu i zanocował u niej, bo trolejbusy nie chodziły.
Teraz, kiedy ostatni niebieski trolejbus bierze ostatni zakręt, właśnie teraz należy działać. Przez zaskoczenie.
Niech zaterkoczą telefony, niech się. zachłysną podnieconymi głosami. Niech ruszą gońcy i kurierzy. Niech się obudzą komisarze ludowi, którzy ledwie zdążyli przyłożyć głowę do poduszki. I ich zastępcy. Niech klnąc wciągają oporne cholewki. Niech zawyją klaksony samochodów. Niech kierowcy sypną przekleństwami. Niech telefoniści i dyżurni krzyczą w słuchawki do utraty tchu. Niech się miotają i szaleją.
— Halo! Halo! Towarzysz Jeżow? Nie? A gdzie go można znaleźć? W Komitecie Centralnym? Dzwoniliśmy. W Lefortowie na śledztwie? Też dzwoniliśmy. W Suchanowie? Nie. Nie ma. Na Łubiance? Nie zawracajcie dupy! A jak myślicie, skąd? Nie ma go tutaj. U kochanki? Ale skąd. U najlepszego przyjaciela? Aha. Halo! Nie ma u was przypadkiem towarzysza Jeżowa? Co? Obudźcie go! Powiedziałem: obudźcie! Halo! Z towarzyszem Bermanem proszę! Nie ma? U przyjaciela? Halo! Budźcie! Towarzysz Frynowski? To wy, towarzyszu? Tak. Natychmiast. Tak, bardzo pilne. Nie. Plac nie jest otoczony. Ani czołgami, ani wojskiem. Tak, sam. Bez ochrony. Tak. Powtarzam: jest sam. W gabinecie towarzysza Jeżowa. Tak. Czeka.
ROZDZIAŁ 20
Można, towarzyszu Stalin?
— Wejdźcie.
— Zastępca ludowego komisarza spraw wewnętrznych, komandarm pierwszego stopnia Frynowski, zgodnie z waszym…
— Siadajcie, siadajcie.
Towarzysz Stalin wciąż nie może się oderwać od małej książeczki. Tu coś podkreśli, tam coś zaznaczy. Na pierwszy rzut oka książeczka wygląda na “Kodeks karny” z 1926 roku. Tyle tylko, że w czerwonej okładce.
Chołowanow wyjrzał na korytarz. Nikogo. Kto zresztą miałby być? Tylko ich troje w całym wagonie. Nastia majaczy w swoim przedziale, a Ciech Ciechowicz śpi w pomieszczeniu służbowym. Zmęczył się podczas podróży. Dotąd oka nie zmrużył.
Błyszczących oficerek Chołowanow nie włożył. Po co skrzypieniem zakłócać spokój? Skarpetki ma z angielskiej wełny. Specjalnie sprowadzone dla lotników polarnych z londyńskiego Harrodsa. Stąpa się w nich bezszmerowo. Chodnik też gruby, miękki. Jak na zamówienie. Skrada się Chołowanow jak tygrys. Nie. Jak Stalin.
Stalin odłożył “Regulamin polowy” i uśmiechnął się do Frynowskiego.
— Czytaliście?
— Niestety nie, towarzyszu Stalin.
— Koniecznie przeczytajcie. Sam tego też nie czytałem. Dopiero dziś wpadło mi w ręce. Bardzo ciekawa rzecz. I na czasie. Właśnie kończymy oczyszczać kraj z niepożądanych elementów. Z wrogami wewnętrznymi już prawie się uporaliśmy. To, co najważniejsze, zostało zrobione. Nieźle się napracowaliście, żeby skutecznie rozprawić się z wrogami wewnętrznymi. W związku z tym otrzymacie nowe zadanie. Dokończeniem tamtej sprawy my się zajmiemy. Obecnie na plan pierwszy wysuwa się walka z wrogiem zewnętrznym. Dlatego musicie tę książeczkę znać na pamięć. Tylko żebyście nie zapomnieli zwrócić jej towarzyszowi Jeżowowi, bo wziąłem bez jego pozwolenia. Towarzysz Jeżow też powinien się z nią dokładnie zapoznać. Wkraczamy w nowy etap. Nadchodzący rok 1939 przyniesie wojnę. Oczywiście, nie przystąpimy do niej od razu. Ale główną naszą troską muszą teraz być wrogowie zewnętrzni. Naradziliśmy się tutaj z towarzyszami i zdecydowaliśmy, towarzyszu Frynowski, powierzyć wam ten decydujący odcinek. Obejmiecie stanowisko ludowego komisarza marynarki wojennej.
— Ale, towarzyszu Stalin, ja nawet nie byłem na jednostce bojowej.
— No to czas najwyższy.
— Nie podołam nowym obowiązkom, towarzyszu Stalin.
— Cóż znowu. Ja znam wasze możliwości.
Do drzwi zapukał dyżurny, wszedł i zameldował:
— Przybył komisarz ludowy łączności, towarzysz Berman.
— Poproście go. A wy, towarzyszu Frynowski, pojedziecie zapoznać się z Flotą Oceanu Spokojnego. Zaprowadźcie tam porządek, ale bez aresztowań. Dość już wrogów trzymamy pod kluczem. Może nawet niektórych wypuścimy. Daję wam trzy tygodnie na Flotę Oceanu Spokojnego. Potem weźcie się za Północną, Bałtycką i Czarnomorską.
— W takim razie jeszcze dzisiaj wsiadam w pociąg.
— Nie, nie, to pilne. Nie ma czasu na dwanaście dni jazdy do Władywostoku. Pożyczę wam mój samolot. Poleci z wami mój osobisty pilot, towarzysz Chołowanow. Co prawda chwilowo go tu nie ma, jest w Górach Żygulowskich. Wyobraźcie sobie, jacyś zdrajcy chcieli posłużyć się systemami łączności w nie wykończonym podziemnym punkcie dowodzenia w Górach Żygulowskich, a systemy w Moskwie zablokować lub odłączyć. Na szczęście dysponuję własnym systemem kontroli. Wysłałem w Góry Żygulowskie swojego człowieka. Wykonała jubilerską robotę.
— Wykonała?
— Tak, wykonała. To kobieta — potwierdził Stalin z uśmiechem. — Są oprócz Chołowanowa jeszcze rozsądni ludzie. Chołowanow też tam był, ale to nie on grał główną rolę. Wybaczcie, towarzyszu Frynowski, rozgadałem się. Po prostu cieszę się z sukcesu i tyle gadam. Najważniejsze, towarzyszu Frynowski, to kontrolować sytuację i mieć wypróbowanych pomocników, którzy potrafią ruszyć głową i trzymają język za zębami. Ale wróćmy do tematu. Chołowanow zjawi się lada moment. Zamiast jechać do domu, lepiej żebyście odpoczęli przed podróżą i zaczekali na niego w hotelu “Moskwa”. W zachodnim skrzydle hotelu trwa właśnie remont, ale jeden apartament jest już gotowy. Poleciłem wyłączyć wszystkie telefony, żeby nikt was nie niepokoił. Wasze bezpieczeństwo jest teraz bezcenne, dla mnie i dla kraju, dlatego przydzielam wam jako ochronę znakomitego fachowca, towarzysza Szyrmanowa. To profesjonalista w każdym calu. Jego ludzie to też specjaliści najwyższej klasy. Niedawno Szyrmanow na gościnnych występach w Ameryce zadziwił swoim mistrzostwem samego Chołowanowa.
Aż szkoda, że sukcesy Szyrmanowa muszą pozostać tajemnicą. Cóż. Może kiedyś, za pięćdziesiąt lat, jakiś pisarz wspomni o nim. Nie wdając się, rzecz jasna, w szczegóły.
Drzwi do przedziału Nasti są uchylone. To dobrze. Mniej hałasu. Światło się nie pali, w korytarzu ciemno. Nawet mała lampka zgaszona, żeby nie raziło dziewczyny w oczy.