Выбрать главу

Za nimi przyszedł Beslan, który westchnął żałośnie na widok Naleseana i jeszcze smutniej na widok kobiet, a potem zjawili się Harnan i trzech członków Legionu: Fergin, Gorderan i Metwyn. Ci trzej, którzy zostali na zewnątrz budynku. Harnan i dwaj inni mieli krwawe cięcia na kaftanie, ale Nynaeve najprawdopodobniej Uzdrowiła ich na dole, ponieważ nie sprawiali wrażenia rannych. Niemniej wyglądali na przygnębionych.

— Co się tam zdarzyło na tyłach? — spytał cicho Mat.

— A żebym sczezł, jeśli wiem — odparł Harnan. — Po ciemku wpadliśmy na bandę zabijaków. Był tam taki jeden, który poruszał się jak wąż... — Wzruszył ramionami, z roztargnieniem dotykając zakrwawionej dziury w kaftanie. — Któryś z nich ugodził mnie nożem i następną rzeczą, jaką pamiętam, jest Nynaeve Sedai, która pochyla się nade mną oraz widok Mendaira i pozostałych, którzy leżą martwi niczym wczorajsza pieczeń z barana.

Mat pokiwał głową. Poruszający się jak wąż. Z izby też wymknął się jak wąż. Rozejrzał się po korytarzu. Reanne i Tamarla stały już — oczywiście wygładzały sobie suknie — i Vanin, zaglądający do pokoju, w którym Elayne, wyraźnie rozzłoszczona, bez powodzenia wypróbowywała kolejne nowe przekleństwa. Nie przychodziło jej to łatwo przez ten kaszel. Nynaeve stała, pomagając Sibelli, drobnej jasnowłosej kobiecie, a Sumeko uwijała się przy Famelle, tej z włosami barwy jasnego miodu i wielkimi piwnymi oczami. Ale już nigdy nie miał podziwiać łona Melore; Reanne uklękła, by rozprostować jej członki i zamknąć powieki, gdy tymczasem Tamarla oddała taką samą posługę Janirze. Dwie Mądre Kobiety nie żyły, a także sześciu jego Czerwonorękich. Zabici przez... człowieka... którego Jedyna Moc się nie imała.

— Znalazłam! — zawołała podnieconym głosem Elayne. Wyszła na korytarz z obszernym okrągłym tobołkiem ze zbutwiałej tkaniny, nie pozwalając go sobie odebrać Vaninowi. Od stóp do głów była aż popielata, jakby się położyła na podłodze i wytarzała w kurzu. — Mamy Czarę Wiatrów, Nynaeve!

— W takim razie — obwieścił Mat — wynośmy się stąd. Natychmiast. — Nikt nie dyskutował. Och, Nynaeve i Elayne uparły się, żeby mężczyźni zrobili worki ze swoich kieszeni na rzeczy, które one wygrzebały w tamtej izbie, objuczyły nawet Mądre Kobiety oraz siebie, a Reanne musiała zejść na dół i zwerbować jakichś ludzi, którzy mieli zanieść martwe ciała na pomost. Nikt jednak się nie sprzeciwił tym rozkazom. Mat wątpił, czy w Rahadzie kiedykolwiek widziano dziwniejszą procesję zdążającą w stronę rzeki. Względnie taką, która by zdążała szybciej od nich.

39

Obietnice, których nie można złamać

— Wynosimy się stąd w cholerę. Natychmiast! — powtórzył jakiś czas później Mat i sprzeczka ponownie wybuchła. Kłócili się już prawie od pół godziny. Słońce dawno już minęło szczyt swej wędrówki przez nieboskłon. Pasaty nieco łagodziły upał, sztywne żółte zasłony zawieszone na wysokich oknach wybrzuszały się i łopotały w podmuchach wiatru. Minęły trzy godziny od powrotu do Pałacu Tarasin, a on nadal czuł kości toczące się w głowie. Miał wielką ochotę coś kopnąć. Albo kogoś. Szarpnął chustę zawiązaną pod brodą; nie potrafił pozbyć się wrażenia, że ten sznur, który zostawił bliznę ukrytą pod chustą, znowu oplata jego szyję i zaciska się powoli. — Na miłość Światłości, czy wy wszystkie jesteście ślepe? Czy tylko głuche?

Pokój, którego użyczyła im Tylin, był duży, miał zielone ściany i wysoki niebieski sufit, i mimo iż za całe umeblowanie służyły jedynie pozłacane krzesła i małe stoliczki inkrustowane macicą perłową, to jednak sprawiał wrażenie zatłoczonego. Sama Tylin siedziała przed jednym z trzech marmurowych kominków, z nogą założoną na nogę, i z nieznacznym uśmieszkiem obserwowała Mata swymi ciemnymi orlimi oczyma, leniwie rozkopując warstwy błękitno-żółtych halek i bawiąc się wysadzaną klejnotami rękojeścią zakrzywionego noża. Podejrzewał, że Elayne albo Nynaeve rozmówiły się z nią. Obie zresztą tu siedziały po obu stronach królowej. Jakimś cudem udało im się nie tylko przebrać w czyste suknie, ale nawet wziąć kąpiel, mimo iż po powrocie do pałacu zniknęły mu z oczu zaledwie na kilka minut. Niemalże dorównywały Tylin królewską godnością, nadawaną im przez jaskrawe jedwabie, nie bardzo jednak był pewien, na kim właściwie chciały wywrzeć wrażenie tymi wszystkimi koronkami i skomplikowanymi haftami. Tak się wystroiły, jakby czekał je bal na jakimś królewskim dworze, a nie podróż. On sam wciąż jeszcze był brudny, odziany w rozpięty zielony kaftan powalany kurzem, a srebrna lisia głowa uwięzła w rozchełstanej niechlujnie koszuli. Rzemyk skrócił się, kiedy zrobił na nim węzeł, ale Mat dbał, by medalion dotykał jego skóry. Ostatecznie znajdował się w obecności kobiet, które potrafiły przenosić.

Miał wrażenie, że gdyby w komnacie znajdowały się jedynie te trzy kobiety, już wydawałaby się pełna. Sama obecność Tylin by wystarczyła, przynajmniej gdy o niego chodzi. Jeśli Nynaeve czy Elayne rzeczywiście się z nią rozmówiły, to naprawdę świetnie się składa, że już wyjeżdżał. Mogły wszystko załatwić między sobą, jednak...

— To niedorzeczność — stwierdziła Merilille. — W życiu nie słyszałam o żadnym Podmiocie Cienia zwanym gholam. A wy? — Pytanie zostało skierowane równocześnie do Adelas, Vandene, Sareithy i Careane. Usadowione naprzeciwko Tylin, patrzące z chłodnym spokojem Aes Sedai, bez trudu potrafiły sprawić wrażenie, że ich krzesła o wysokich oparciach stanowią prawdziwe trony królowych. Nie potrafił pojąć, dlaczego Nynaeve i Elayne siedzą jak dwie kłody, równie chłodne i spokojne, ale całkiem milczące. One najwidoczniej jednak wiedziały; mało tego, Merilille wraz z resztą towarzyszek z jakiegoś nie wyjaśnionego powodu odnosiły się do nich nadzwyczaj pokornie. Mat Cauthon natomiast był dla nich gburem o włochatych uszach, któremu koniecznie należało dokopać, i one wszystkie, poczynając od Merilille, najwyraźniej gotowe były podjąć się tego zadania.

— Ja go widziałem! — żachnął się. — Elayne go widziała, widziały go Reanne i inne Mądre Kobiety. Zapytajcie, którą chcecie!

Reanne i pięć pozostałych przy życiu Mądrych Kobiet stały w zbitej gromadce pod tylną ścianą komnaty, podobne do stadka zalęknionych kur, przestraszone, że naprawdę będą je wypytywać. No, niemal wszystkie, wyjąwszy Sumeko — krągła kobieta, z kciukami wetkniętymi za długi czerwony pas, stale popatrywała spod zmarszczonych brwi na Aes Sedai, kręciła głową, marszczyła brwi, znowu kręciła głową. Podczas powrotnego rejsu Nynaeve długo z nią o czymś rozmawiała w zaciszu kabiny. Mat był prawie pewien, że miało to coś wspólnego z rewelacjami, jakie w związku z tą kobietą Nynaeve odkryła w Rahad. Od czasu do czasu wpadła mu do ucha wzmianka o Aes Sedai, co bynajmniej wcale nie znaczyło, że próbował podsłuchiwać. Pozostałe kobiety natomiast wyraźnie się zastanawiały, czy przypadkiem nie powinny zaproponować, że zajmą się podawaniem herbaty. Kiedy zaoferowano im krzesła, chyba jedynie Sumeko rozważała, czy ma ochotę skorzystać z propozycji. Sibella, na przykład, zaczęła gwałtownie gestykulować kościstymi ramionami i omal nie zemdlała.

— Nikt nie przeczy słowu Elayne Aes Sedai, panie Cauthon — oznajmiła Renaile din Calon Niebieska Gwiazda niskim, ale chłodnym głosem. Nawet gdyby ta pełna godności kobieta w jedwabiach, których barwy znakomicie harmonizowały z czerwono-żółtymi płytkami posadzki, nie została mu wcześniej przedstawiona z nazwiska, dawne wspomnienia zmieszane z jego własnymi pozwoliłyby mu i tak zidentyfikować ją jako Poszukiwaczkę Wiatrów, służącą samej Mistrzyni Statków. Rozpoznał ją po dziesięciu grubych złotych kołach w uszach, połączonych złotym łańcuszkiem i częściowo ukrytych pod wąskimi pasemkami siwizny w prostych czarnych włosach. Wisiorki nanizane na cieńszym łańcuszku, który biegł do kółka w nosie, poinformowały go, między innymi, z jakiego klanu pochodziła. Podobnie zresztą jak tatuaże na szczupłych smagłych dłoniach. — Zastanawiamy się natomiast, czym to może grozić — kontynuowała. — Nie lubimy opuszczać wód bez uzasadnionego powodu.