Na tym należało poprzestać, przynajmniej wobec Poszukiwaczki Wiatrów służącej pod Mistrzynią Statków. Renaile zadygotała z wysiłku, by nie rzucić się na niego z gołymi rękoma, nie dbając już, że to on trzymał jej sztylet.
— Zostało uzgodnione, pod Światłością! — warknęła. Oczy omal nie wyszły jej z orbit. Poruszyła ustami, na twarzy zmagały się konfuzja i niedowierzanie. Tym razem zdławione westchnienia zabrzmiały, jakby wiatr zrywał zasłony z okien.
— Zostało uzgodnione — powtórzył szybko Mat i, dotknąwszy najpierw palcami swoich warg, przycisnął je do jej warg.
Po chwili Renaile zrobiła to samo drżącymi palcami. Wyciągnął sztylet w jej stronę, a ona przez dobrą chwilę patrzyła na niego tępym wzrokiem i dopiero wtedy odebrała. Ostrze powędrowało z powrotem do wysadzanej klejnotami pochwy. Nie uchodziło zabijać kogoś, z kim dobiło się targu. A w każdym razie nie wcześniej, niż zostaną wypełnione jego postanowienia. Kobiety za jej krzesłem zaczęły coś pomrukiwać, podnosić się, wtedy Renaile poruszyła się, by raz klasnąć w dłonie. Poszukiwaczki Wiatrów zamknęły usta tak prędko, jakby były majtkami oddanymi do terminu.
— Właśnie dobiłam targu z ta’veren, jak sądzę — powiedziała bezbarwnym, lecz głębokim mocnym głosem. Ta kobieta mogła nauczać Aes Sedai, w jaki sposób szybko się opanować. — Ale któregoś dnia, panie Cauthon, jeżeli to miłe Światłości, przespacerujesz się po linie.
Nie wiedział, co to może znaczyć, oprócz tego, że zabrzmiało nad wyraz nieprzyjemnie. Wykonał swój najlepszy ukłon.
— Wszystko jest możliwe, jeśli to miłe Światłości — wymamrotał. Ostatecznie, grzeczność odpłacona. Ale jej uśmiech był niepokojąco pełen nadziei.
Kiedy odwrócił się z powrotem do reszty zgromadzonych w pomieszczeniu kobiet, ze spojrzeń, jakimi go obrzuciły, można by wywnioskować, że oto wyrosły mu rogi i skrzydła.
— Czy na tym dosyć sprzeczek? — spytał kwaśno i nie czekał nawet na odpowiedź. — Tak też myślałem. Sugeruję więc, abyście wybrały sobie jakieś miejsce, byle daleko stąd, i gdy tylko spakujecie manatki, możemy ruszać w drogę.
Dla zachowania pozorów próbowały jeszcze się spierać. Elayne, tonem na poły tylko poważnym, wspomniała Caemlyn, a Careane zaproponowała kilka odosobnionych wiosek wśród Czarnych Wzgórz, dokąd dałoby się bez trudu dotrzeć przez bramę. Światłości, przez bramę było łatwo dotrzeć wszędzie. Vandene mówiła o Arafel, Aviendha zaś napomknęła o Rhuidean, na Pustkowiu Aiel, kobiety z Ludu Morza zaś coraz bardziej pochmurniały, w miarę jak wymieniano miejsca położone dalej i dalej od morza. Wszystko na pokaz. W każdym razie Mat nabrał takiego przekonania, obserwując, jak Nynaeve niecierpliwie bawi się warkoczem, mimo że propozycje wysuwano z zapałem i bardzo ochoczo.
— Jeśli wolno mi coś powiedzieć, Aes Sedai? — odezwała się na koniec lękliwym głosem Reanne. Podniosła nawet rękę w górę. — Rodzina prowadzi farmę po drugiej stronie rzeki, kilka mil na północ. Wszyscy wiedzą, że to samotnia kobiet, które oddają się kontemplacji wymagającej spokoju, ale nikt nie kojarzy tego miejsca z nami. Budynki są stare i dostatecznie wygodne, gdyby trzeba tam było zatrzymać się na dłużej, a...
— Tak — przerwała jej Nynaeve. — Tak, sądzę, że to miejsce w sam raz dla nas. A co ty na to, Elayne?
— Myślę, że to brzmi wspaniale, Nynaeve. Wiem, że Renaile będzie wdzięczna, mogąc pozostać blisko morza. — Pozostałe pięć sióstr niemal ją zagłuszyło, chóralnie zapewniając, że ta propozycja brzmi zdecydowanie lepiej niż wszystkie pozostałe.
Mat wzniósł oczy ku niebu. Tylin stanowiła uosobienie kobiety, która nie ma pojęcia o tym, co spoczywa tuż pod jej nosem, za to Renaile połknęła to wszystko niczym pstrąg muchę. Czyli zrobiła dokładnie to, o co chodziło. Z jakiegoś powodu miała się nie dowiedzieć, że Nynaeve i Elayne zaaranżowały wszystko z góry. Wyprowadziła pozostałe kobiety z Ludu Morza z komnaty, by pozbierały dobytek, nim Nynaeve i Elayne zmienią zdanie.
Te ostatnie najwyraźniej miały zamiar wyjść razem z Merilille i pozostałymi Aes Sedai, ale skinął na nie palcem. Wymieniły spojrzenia — musiałby gadać całą godzinę, żeby opowiedzieć, co te spojrzenia wyrażały — po czym, ku jego zdumieniu, podeszły do niego. Aviendha i Birgitte obserwowały go spod drzwi, Tylin ze swojego fotela.
— Bardzo mi przykro, że cię wykorzystałyśmy — powiedziała Elayne, zanim zdążył wydobyć z siebie słowo. I uśmiechnęła się, ukazując dołki w policzkach. — Naprawdę miałyśmy powody, Mat, musisz uwierzyć.
— Powody, których nie musisz znać — wtrąciła stanowczo Nynaeve, odrzucając warkocz na plecy tym aż nadto dobrze wyćwiczonym ruchem i sprawiając, że pierścień między piersiami podskoczył. Lan chyba naprawdę zwariował. — Muszę powiedzieć, iż nigdy się nie spodziewałam, że to zrobisz. Co takiego sprawiło, że próbowałeś je okpić? Mogłeś wszystko zniszczyć.
— Jakie byłoby życie, gdyby człowiek od czasu do czasu nie kusił losu? — odparł wesoło. Tym lepiej dla niego, jeśli uznały, że wszystko zostało z góry ukartowane, a nie stanowiło wyłącznie przypadkowego wybuchu temperamentu. Ale znowu go wykorzystały, nic mu zawczasu nie mówiąc, teraz chciał więc coś za to uzyskać. — Następnym razem, gdy będziecie musiały dobić targu z Ludem Morza, pozwólcie, że ja to za was zrobię. Może dzięki temu nie pójdzie tak źle jak ostatnio. — Widok czerwonych plam na twarzy Nynaeve jednoznacznie upewnił go, że trafił w samo sedno. Nieźle, jak na strzał z zamkniętymi oczami.
Elayne tylko mruknęła:
— Szalenie spostrzegawczy poddany. — W jej głosie zabrzmiała nutka gorzkiego rozbawienia. Zdobycie jej łask nie do końca oznaczało korzystną dla wybrańca sytuację.
Podeszły do drzwi, nie pozwalając mu już nic dodać. Cóż, tak naprawdę nie spodziewał się, że cokolwiek mu wyjaśnią. Obie do szpiku kości były już Aes Sedai. Człowiek musiał się nauczyć dawać sobie radę z tym, co los mu podsuwał.
Problem Tylin zupełnie wypadł mu z głowy, ona jednak bynajmniej nie zapomniała. Złapała go, nim zdążył zrobić dwa kroki. Nynaeve i Elayne zatrzymały się przy drzwiach i obserwowały go wspólnie z Aviendhą oraz Birgitte. I dzięki temu zobaczyły, jak Tylin szczypie go w siedzenie. W pewnych sytuacjach trudno było zachować spokój i opanowanie. Mina Elayne wyrażała współczucie, twarz Nynaeve — piorunującą dezaprobatę. Aviendha nieskutecznie tłumiła śmiech, a Birgitte całkiem otwarcie szczerzyła zęby. Wszystkie wiedziały.
— Nynaeve uważa, że jesteś małym chłopczykiem, który potrzebuje opieki — wydyszała mu w twarz Tylin. — Ja jednak wiem, że jesteś bardzo dorosłym mężczyzną. — Jej namiętny chichot był najbardziej wulgarną aluzją, jaką w życiu usłyszał. Cztery kobiety w drzwiach patrzyły, jak robi się czerwony niczym burak. — Będę za tobą tęskniła, gołąbku. To, co zrobiłeś z Renaile, było wspaniałe. Jakże ja podziwiam władczych mężczyzn.
— Ja też będę za tobą tęsknił — wybąkał. I przeżył wstrząs, bo zrozumiał, że to najczystsza prawda... Okazuje się, że w samą porę wyjeżdża z Ebou Dar. — Ale jeśli jeszcze się kiedyś spotkamy, to ja będę uganiał się za tobą, a nie ty za mną.
Parsknęła śmiechem, a ciemne orle oczy rozjarzył blask.
— Naprawdę podziwiam władczych mężczyzn, kaczorku. Ale nie wtedy, kiedy usiłują być władczy wobec mnie. — Chwyciwszy go za uszy, nachyliła ku sobie jego głowę, aby go pocałować.