W ogóle nie zauważył odejścia Nynaeve i pozostałych, wyszedł na chwiejnych nogach, wpychając koszulę do spodni. Musiał jeszcze się wrócić, żeby zabrać z kąta włócznię i kapelusz. Ta kobieta nie miała żadnego wstydu. Ani odrobiny.
Spotkał Thoma i Juilina, kiedy wychodzili właśnie z apartamentów Tylin, a za nimi Nerim z Lopinem, krępym sługą Naleseana. Każdy dźwigał duży wiklinowy kosz, przeznaczony do siodła. Dotarło doń, że to wszystko to był jego dobytek. Juilin niósł nie naciągnięty łuk Mata, a przez jedno z ramion przerzucił sobie kołczan. Prawda, powiedziała przecież, że zadba o jego przeprowadzkę.
— Znalazłem to na twojej poduszce — rzekł Thom, rzucając w jego stronę pierścień, który Mat kupił, jak mu się zdawało, chyba już rok temu. — Prezent pożegnalny, jak się zdaje, na obu poduszkach były rozsypane miłorośle i inne kwiaty.
Mat wcisnął pierścień na palec.
— Należy do mnie, a żebyś sczezł. Sam za niego zapłaciłem.
Stary bard przejechał dłonią po wąsach i zakasłał, nieumiejętnie ukrywając szeroki uśmiech, który z nagła wykwitł na jego twarzy. Juilin zerwał z głowy swój idiotyczny taraboniański kapelusz, jakby nagle bardzo zainteresowany jego wnętrzem.
— Krew i przeklęte!... — Mat zrobił głęboki wdech. — Mam nadzieję, że wy dwaj poświęciliście choć chwilę na spakowanie własnych manatków — powiedział chłodnym tonem — bo kiedy tylko złapię Olvera, ruszamy w drogę, nawet jeśli się okaże, ze trzeba zostawić za sobą jakąś zapleśniałą harfę albo zardzewiały łamacz mieczy. — Juilin potarł palcem kącik oka, cokolwiek to miało znaczyć, ale Thom naprawdę zmarszczył brwi. Kto obrażał flet albo harfę Thoma, obrażał jego samego.
— Mój panie — odezwał się żałobnym tonem Lopin. Był smagłym, łysiejącym mężczyzną, jeszcze grubszym od Sumeko, jego czarny wieśniaczy kaftan z Łzy, dopasowany do pasa, a dalej rozdęty, opinał go doprawdy bardzo ściśle. Zazwyczaj równie sztywny i uroczysty jak Nerim, miał teraz zaczerwienione oczy, jakby niedawno płakał. — Mój panie, czy istnieje najmniejsza choćby szansa, bym mógł pozostać i uczestniczyć w pochówku lorda Naleseana? Był dobrym panem.
Mat z wielką przykrością musiał odpowiedzieć: “nie”.
— Każdy, kto zostanie, może zostać tu naprawdę na długo, Lopin — przestrzegł go delikatnie. — Posłuchaj, będę potrzebował kogoś do opieki nad Olverem. Nerim ma przeze mnie pełne ręce roboty. A zresztą Nerim wróci do Talmanesa, wiesz o tym. Jeśli chcesz, przyjmę cię do siebie. — Nawykł do posiadania osobistego sługi, a poza tym czasy były trudne dla poszukujących pracy.
— Bardzo byłbym rad, mój panie — odrzekł grobowym tonem mężczyzna. — Młody Olver okrutnie mi przypomina syna mojej najmłodszej siostry.
Traf jednak chciał, że kiedy weszli do pokojów, które Mat niegdyś zajmował, zastali tam lady Riselle, odzianą znacznie bardziej przyzwoicie niż ostatnim razem. Była zupełnie sama.
— Miałabym go niby przywiązać do siebie? — powiedziała, a to zaiste cudowne łono zafalowało z emocji, kiedy wzięła się pod boki. Wychodziło na to, że kaczorkowi królowej nie wolno przemawiać takim niegrzecznym tonem do jej dwórek. — Jak za mocno podetniesz chłopcu skrzydła, nigdy nie wyrośnie na prawdziwego mężczyznę. Najpierw czytał na głos, siedząc na moim kolanie... mógłby tak czytać cały dzień, gdybym mu pozwoliła... a potem odrobił jeszcze swoje rachunki, więc pozwoliłam mu wyjść. No i czym się tak trapisz? Obiecał wszak wrócić przed zmierzchem, a zdaje się przykładać wielką wagę do obietnic.
Mat postawił ashandarei w tym samym kącie co zwykle, a potem powiedział tamtym, by zrzucili swoje brzemię i poszli szukać Vanina oraz reszty żołnierzy Legionu. Po czym zrezygnował z przyglądania się pociągającemu łonu Riselle i pobiegł na pokoje, które zamieszkiwała Nynaeve i inne kobiety. Zastał je wszystkie, w bawialni, był tam również Lan, w płaszczu Strażnika już udrapowanym na plecach i z sakwami podróżnymi na ramionach. Nie były to tylko jego sakwy, ale również Nynaeve, jak się zdawało. Całą posadzkę zaścielało mnóstwo tobołków z sukniami i wcale nie takich małych kufrów. Mat zastanawiał się, czy kobiety każą Lanowi także je ponieść.
— To oczywiste, że musisz go odszukać, Macie Cauthon — oświadczyła Nynaeve. — Czy sądzisz, że tak zwyczajnie porzucilibyśmy dziecko? — Jak się ją słyszało, można było pomyśleć, że naprawdę coś takiego chciał zrobić.
Nagle zalała go istna powódź ofert pomocy, nie tylko ze strony Nynaeve i Elayne, które zaproponowały, że odłożą wyjazd na farmę, ale także ze strony Lana, Birgitte i Aviendhy, którzy proponowali, że przyłączą się do poszukiwań. Lan mówił to z kamiennym spokojem, ponury jak zawsze, ale Birgitte i Aviendha...
— Serce mi pęknie, jeśli coś się stanie temu chłopcu — zapowiedziała Birgitte, a Aviendha dodała, z równym żarem: — Zawsze mówiłam, że nie dbasz o niego jak należy.
Mat zazgrzytał zębami. Na ulicach miasta Olver mógł się ukrywać przed ośmiorgiem ludzi, aż nie zapadnie zmierzch i sam nie zdecyduje, że powinien wrócić do pałacu. Rzeczywiście dotrzymywał obietnic, ale jeśli nie będzie musiał, to niewielkie były szanse na to, że zrezygnuje z jednej choćby chwili swobody. Więcej par oczu będzie oznaczało szybsze poszukiwania, zwłaszcza jeśli zaangażują Mądre Kobiety. Wahał się przez krótki moment trzech uderzeń serca. S am miał swoje własne obietnice, których musiał dotrzymać, ale miał też dość rozumu, by tak nie stawiać sprawy.
— Czara jest zbyt ważna — powiedział im. — Ten gholam nadal gdzieś tu jest, być może również Moghedien, a Czarne Ajah już na pewno. — Kości załomotały w jego głowie. Aviendha nie będzie zachwycona, że się ją wrzuca do jednego garnka z Nynaeve i Elayne, ale w danej chwili nic go to nie obchodziło. Zwrócił się do Lana i Birgitte: — Pilnujcie ich, dopóki was nie dogonię. Pilnujcie ich wszystkich.
Ku jego zaskoczeniu, odezwała się Aviendha:
— Przypilnujemy ich. Obiecuję. — Musnęła palcem rękojeść noża. Najwyraźniej nie zrozumiała, że ją też zaliczył do tych, których trzeba pilnować.
Nynaeve i Elayne natomiast zrozumiały. Oczy Nynaeve zalśniły tak groźnie, jakby wzrokiem próbowała wyborować mu dziurę w czaszce; spodziewał się, że szarpnie warkocz, ale o dziwo jej dłoń tylko zatrzepotała niepewnie, po czym stanowczym ruchem przerzuciła go przez ramię. Elayne zadowoliła się uniesieniem podbródka, a wielkie niebieskie stawy jej oczu całkiem zamarzły.
Lan i Birgitte też zrozumieli.
— Nynaeve jest całym moim życiem — rzekł z prostotą Lan, kładąc dłoń na jej ramieniu. A ona, ni stąd, ni zowąd, bardzo posmutniała, a potem, równie nagle, zacisnęła szczęki, jakby zamierzała właśnie przejść przez kamienny mur, taranując go swoim ciałem.
Birgitte obdarzyła Elayne czułym spojrzeniem, ale przemówiła do Mata.
— Będę ich pilnowała — obiecała. — Prawda honoru. Mat poprawił kaftan, żeby ukryć zmieszanie. Nadal nie bardzo potrafił sobie przypomnieć, ile jej opowiedział, kiedy razem pili. Światłości, toż ta kobieta potrafiła wchłaniać wino jak suchy piach wodę. Niemniej odpowiedział, jak przystało na barashandańskiego lorda, akceptując jej zobowiązanie.
— Honor krwi, prawda krwi.
Birgitte skinęła głową, a sądząc po zaskoczonych spojrzeniach Nynaeve i Elayne, nadal strzegła jego tajemnic. Światłości, jeśli jakaś Aes Sedai kiedykolwiek się dowie o tych wszystkich wspomnieniach, jakie nosił w głowie, to zapewne reszta dowie się szybko, że to on zadął w Róg Valere — nie dbając o jego lisi łeb, tak długo będą go ciągnęły za język, aż wygrzebią zeń ostatnie “jak” i “dlaczego”.