Выбрать главу

— To ma sens — przyznała.

— Tak, niemniej życie z dala od utartych ścieżek ma też swoje minusy. Za każdym razem gdy ci czegoś zabraknie, musisz przebyć bardzo długą i niebezpieczną drogę. Wiesz dobrze, o czym mówię. Musieliśmy pokonać tylko dwie przecznice, a mimo to straciliśmy człowieka. Pomyśl, co się może wydarzyć, kiedy masz do przejścia osiem albo dziewięć razy tyle. A ci ludzie często to robią.

— Dlaczego?

— Tam się o wiele lepiej mieszka. Wiesz, o czym mówię? — Pochylił się, by otworzyć obite metalem drzwi z niewielkim zabezpieczonym okienkiem. — Może nie jest tam najczyściej i nie do końca wygodnie, za to o wiele bezpieczniej.

— Myślałam, że tak właśnie miało być w barze U Maynarda.

Swakhammer machnął lekceważąco ręką.

— Tutaj mamy tych drani — stwierdził. Zakładała, że chodzi mu o Chińczyków. — Oni mają sytuację pod kontrolą. Wiedzą, co trzeba robić, jak zaczynają się kłopoty. Tak czy inaczej, oto twój pokój, pani Wilkes.

Wyciągnęła szyję, by zajrzeć do środka, i zobaczyła to, co jej obiecywał: dość czyste i całkiem przyzwoicie urządzone pomieszczenie z dwoma miejscami do spania, stołem i wanną. Były też trzy parujące rury biegnące wzdłuż ściany.

— Uważaj na nie — powiedział. — Dostarczają ciepło do pokoju, ale nie radzę ich dotykać, bo się poparzysz.

— Dzięki za ostrzeżenie.

— Briar, kochanie. — Lucy przepchnęła się na początek kolejki. — Nie chciałabym ci się narzucać, mam jednak spory problem z tą uszkodzoną ręką. Zazwyczaj nie potrzebuję niczyjej opieki, ale dzisiaj byłabym wdzięczna za poświęcenie mi odrobiny czasu.

— Oczywiście. My, dziewczyny, musimy się trzymać razem. — Kto jak kto, ale ona doskonale wiedziała, dlaczego kobieta może nie chcieć, by jej zastępcze ręce były męskie, nawet jeśli ich właściciel był dżentelmenem o najczystszych intencjach.

Wpuściła Lucy przodem, potem sama przysiadła na krawędzi łóżka. W tym czasie Swakhammer dodał kolejne dość użyteczne wyjaśnienia.

— Na końcu tunelu znajdziesz wygódki, to te pomieszczenia po lewej. Może nie wyglądają najlepiej i cuchnie w nich okropnie, ale tylko z nich można tutaj korzystać. Wodę trzymamy po przeciwnej stronie tunelu, w beczkach przy kotłowni obsługiwanej przez Chińczyków. Jeśli będziesz potrzebowała dodatkowych wyjaśnień, Lucy z pewnością pomoże.

— Świetnie — rzuciła Briar, a kiedy się oddalił, prowadząc za sobą rząd pozostałych mężczyzn jak kaczka swoje pisklaki, zamknęła od środka drzwi i zasiadła na drugim łóżku.

Lucy przechyliła się już tak mocno, że jej głowa spoczywała na poduszce.

— Tak naprawdę nie potrzebuję zbyt wiele pomocy — stwierdziła. — Po prostu nie chciałam spędzić reszty nocy w towarzystwie tych marudnych facetów. Oferowali mi pomoc, ale nie wiem, czy byłabym w stanie ją przyjąć.

Briar skinęła głową. Rozwiązała sznurówki, zdjęła buty, potem usiadła obok barmanki, by uwolnić i jej stopy.

— Dzięki, kochanie, ale wolę, żeby buty zostały tam, gdzie są. Łatwiej nie ściągać butów, niż próbować je wcisnąć następnego ranka. A jutro czeka mnie naprawa tego ustrojstwa. — Poruszyła ramieniem, próbując podnieść mechaniczną rękę.

— Jak sobie życzysz — odparła Briar. — Czy mam coś jeszcze dla ciebie zrobić?

Lucy się wyprostowała i przesunęła siedzeniem koc leżący na łóżku.

— Nie. Nic więcej mi nie potrzeba. A tak na marginesie, cieszę się, że nie straciłaś ręki. Człowiek bez niej nie jest już taki sam.

— Ja też się cieszę — odparła Briar. — Hank przemienił się tak szybko. Dlaczego teraz trwa to tak krótko?

Lucy przekręciła głowę tam i z powrotem, moszcząc się na poduszce.

— Nie wiem na pewno, dlaczego tak się dzieje, mam jednak pewne podejrzenia. Zguba za murem gęstnieje z upływem czasu. Jeśli kiedyś spojrzało się w górę nocą, człowiek widział gwiazdy. Dzisiaj to praktycznie niemożliwe. Możesz zobaczyć księżyc, ale tylko w pełni i kiedy mocno świeci. Samej Zguby także nie widać, choć wiesz dobrze, że ona tu jest, wiesz również, że zbiera się za murem. Wiesz, co się stanie — dodała, przesuwając się wyżej i opierając głowę na tyle wysoko, by wygodnie dalej rozmawiać — za jakiś czas.

— Nie. Nie rozumiem, o czym mówisz.

— Ten mur jest jak ścianki misy. A każda misa w końcu się napełni. Z tego co wiadomo, Zguba wydobywa się spod ziemi. A to oznacza, że jest jej tutaj coraz więcej. Gaz jest ciężki, więc trzyma się dna jak zupa. Któregoś dnia będzie go tu jednak za dużo. Przeleje się prosto na Przedmieścia. I kto wie, czy po pewnym czasie nie pochłonie reszty świata.

Briar wróciła na swoje łóżko i rozsznurowała gorset. Żebra ściskane przez tyle godzin zabolały, zapiekły nawet, jakby żal im było utraty tej podpory. Pomasowała się po brzuchu i rzuciła:

— Czarno widzisz to wszystko. Ile czasu twoim zdaniem zostało do wypełnienia przestrzeni po wewnętrznej stronie muru?

— Sama nie wiem. Może sto lat. Albo tysiąc. Nie sposób przewidzieć. My tutaj nauczyliśmy się z tym żyć. Nie jest łatwo, ale jak widzisz, dajemy jakoś radę. Któregoś dnia świat może potrzebować naszego doświadczenia w tej materii. Może przesadzam ze skalą kataklizmu, ale jeśli nawet do niego nie dojdzie, możesz być pewna jednego: Przedmieścia zostaną zalane, i to wcale w nie tak odległej przyszłości, a twoi ziomkowie dadzą wiele, żeby się dowiedzieć, jak przetrwać.

Rozdział 17

„Clementine” oderwał się od wieży z gracją uczącego się latać pisklęcia. Zeke poczuł, jak wymioty podchodzą mu już nie tylko do przełyku, ale i nieco dalej. Zdołał je jednak przełknąć i zacisnął dłonie mocniej na pętli, na której się kołysał jak wielki połeć słoniny z załzawionymi oczami.

Wbił wzrok w wąską pętlę, starając się oderwać myśli od kwaśnego posmaku w ustach i wirującej masy wypełniającej mu żołądek. To zwykły pasek, zauważył. Ktoś przerzucił go przez uchwyt i zapiął, tworząc długą pętlę, za którą można było się złapać. Na mosiężnej sprzączce z ołowianą podlewką zauważył wygrawerowane litery: CSA.

Gdy statek powietrzny wykonywał kolejne ewolucje, mknąc nad ukrytymi pod warstwą Zguby ulicami, Zeke wrócił myślami do Rudiego. Zastanawiał się, czy kulawy mężczyzna mógł być dezerterem z armii Unii. Potem jego myśli zdryfowały w kierunku wojny toczonej na wschodzie. Naprowadził go na nie pas Konfederata, który służył teraz jako uchwyt na… w jego głowie znów pojawiło się to słowo: na okręcie wojennym.

To dało mu tyle do myślenia, że w końcu zapomniał o posmaku w ustach piekącym nie gorzej niż rozpalona lawa.

Nad konsolą zauważył ciąg haków. Na podobnych wieszano zazwyczaj broń. Obok znajdowała się prostokątna skrzyneczka opatrzona napisem: AMUNICJA. W głębi kajuty widać było drugi właz zamykany pokrętłem, niemal identyczny jak ten, którym wszedł na pokład. Zeke zakładał, że za nim powinna się znajdować ładownia tej jednostki. Ostatecznie do miejsca, gdzie przechowuje się towar, powinno prowadzić dobrze zabezpieczone wejście, ale nie rozumiał, dlaczego musi być uszczelnione takim mechanizmem. Dziwiło go także opancerzenie pokładu i ścian wokół tamtego włazu.

— O Boże — wyszeptał pod nosem. — O Boże. — Po czym skulił się najmocniej, jak tylko potrafił, i wtulił w załom stalowej burty.