Widocznie Urpianin zapominał chwilami, że chcąc, byśmy go zrozumieli, powinien budować proste, przejrzyste zdania, od czasu do czasu bowiem rzucał niemal pojedyncze słowa, których związek coraz trudniej było chwytać.
— Dlaczego więc chcecie sobie robić tyle kłopotu z nami? — zapytał Andrzej, domyślając się trochę, o co Urpianowi chodzi.
— Wy — to jednak cywilizacja. Wystarczy Lu… Może jeszcze kilku… Wy sami siebie przeobrazicie. To sprawa bardzo prosta. Wystarczy jedna synteza, kilka kierunków. Nie potrzeba zestrajać. Temidzi nie mają nic. Trzeba za nich wszystko stworzyć. Inaczej wy. Sami. My dajemy tylko impuls.
Mimo zawiłości formy, sens tych słów nie budził wątpliwości. Niemniej należało przekonać się, czy dobrze zrozumieliśmy niektóre szczegóły. Przede wszystkim zainteresowały mnie te słowa Urpianina, które zdawały się wskazywać, że istoty owe bardzo niechętnie ingerują gdziekolwiek osobiście, że nie odbywają długich podróży, a więc tym samym nie należy spodziewać się ich wizyty na Ziemi. Oczywiście, zmniejszyłoby to znacznie niebezpieczeństwo.
Myślałam o tym bardzo intensywnie i dlatego widocznie zwróciłam na siebie uwagę Urpianina, bo niespodziewanie zmienił temat, odpowiadając na moje pytania:
— Długotrwały lot. Zmiana miejsca. Sprzeczne z naszymi potrzebami cywilizacyjnymi. Nasza cywilizacja opiera się na Pamięci Wieczystej sprzęganej nieustannie z dublo-mózgami. Społeczeństwo — to jeden wielki mózg. Jego ręce sięgające gwiazd — to mido.
— Co to jest mido?
— Przed chwilą Lu opracował zasadę oznaczeń konwersacyjnych. Niektóre nasze pojęcia są zbyt trudne, zawiłe dla was. Jak je oznaczyć w waszym głosowym języku? Nasze sygnały radiowe sprowadzić w głośnikach waszych odbiorników do prostego zestawienia dźwięków gamy. Mi — do, wysłannik pyłowy, autosterowany, połączony z zespołem pamięci i przyrządów instruujących. Mido — to nie tylko nasze zmysły i ręce. To również my sami w ograniczonym stopniu.
— Nie rozumiem.
— Wysłannik mido wyposażony we własną sprawną sieć myślącą. Mido sam przebudowuje się zgodnie z instrukcją, zdobywając specjalizację w oznaczonym kierunku. Wysłannik mido daje sobie sam radę w wielu okolicznościach. Potrafi rzeczywiście nas zastępować.
— Ale przecież nie możecie nim kierować swobodnie na odległość liczoną w latach światła? Jeśli wysyłacie mu instrukcje, to na to, aby przekonać się, jakie dają wyniki, musicie czekać wiele lat. Czy w Układzie Słonecznym działa mido?
— Działa. Wiedzieliśmy dużo o was, zanim tu przylecieliście. To, że czas płynie, niewiele znaczy. Pamięć Wieczysta jest niezniszczalna.
— Mogą jednak zajść nieprzewidziane okoliczności.
— Tak. Pierwsze mido zniszczyliście w Układzie Słońca. Drugie na drodze Proxima — Toliman. W zetknięciu z prymitywnymi, nieznanymi istotami wszystko może się zdarzyć.
Słowa te miały dla nas gorzki posmak, choć trudno było posądzić Urpianina o świadomą ironię. Milczeliśmy.
— Cóż znaczy zniszczenie paru mido? — podjął Urpianin. — Na ich miejsce wyślemy nowe, doskonalsze, lepiej przystosowane do złożonych warunków. Powstają tylko opóźnienia. Bez znaczenia dla Pamięci Wieczystej.
— Jak długo żyje Urpianin? — odezwał się Dean po raz pierwszy od naszego przybycia do kryształowej wieży.
— Odchodzi, gdy straci wartość dla społeczeństwa. A więc Lu mówił prawdę!
— To znaczy? — Dean pytał dalej. — Jak długo trwa życie przeciętnego Urpianina?
— Półtora wielkiego okrążenia, czyli około.stu siedemnastu waszych lat. W tym czasie przeżywa on więcej niż wy przez pięć tysięcy lat ziemskich. Nie chodzi o to, że życie jest ograniczone. Można tempo procesów fizjologicznych zwalniać. Można przyspie-szać — zaczynał znów mówić krótkimi fragmentami zdań. — Wydłużyć do tysiąca wielkich okrążeń. Proste. Ale zwolnione tempo utrudnia działanie: wiele wydarzeń. Nie można uchwycić. Zbyt dużo w porównaniu ze zdolnością percepcji. Mniejsze bezpieczeństwo. Zwiększenie tempa: taka sama liczba wrażeń. Wydarzenia wolniej płyną. Doskonalsza analiza. Większe bezpieczeństwo.
— A więc każdy Urpianin może dowolnie regulować tempo swego życia?
— Nie może. Dublomózg. Pamięć Wieczysta — jedno tempo. Urpianin patrzył w twarz Deana.
— Chcesz zobaczyć Pamięć Wieczystą? — rozległ się znów melodyjny głos.
— Chcę!
Urpianin powiódł po nas wzrokiem, jak gdyby czytał w naszych oczach.
— I wy też chcecie, choć się boicie. Ale na to trzeba zrównać tempo.
— Jeśli… — podjął Andrzej.
— Żadne eksperymenty. Żaden nacisk wbrew woli! — uprzedził Urpianin. — Zgadzacie się?
Nim ktokolwiek z nas zdążył odpowiedzieć, wnętrze sali wypełniła gęsta mgła. Mgła ta wystąpiła ze ścian i otoczyła nas nieprzeniknioną zasłoną. Poczułam ostry ból w głowie. Trwało to jednak krótką chwilę. Ból ustał, mgła opadła i ujrzałam, że znajduję się pod przezroczystą kopułą kryształowego „domu”.
Salka była nieduża, niemal zupełnie pusta. Tylko pod ścianami spostrzegłam dziwacznie powyginane sprzęty czy maszyny z jakiegoś różowawego tworzywa.
Naraz tuż przede mną ukazały się dwie postacie Urpian. Szły wolno, splecione długimi ramionami, kołysząc się płynnie na nogach. Zdawały się mnie nie dostrzegać.
— Co oni robią? — zastanowiłam się i zaraz usłyszałam melodyjny głos.
— Doznają przyjemności obcowania ze sobą. Cecha prymitywna, zanikająca. To nieważne. Patrz dalej.
Nie trzeba było mi o tym przypominać. Nie mogłam oderwać wzroku od tych dwóch istot, które podeszły w tym czasie do ściany i rozdzieliły się, rozchodząc na dwie strony. Każda z nich przeszła przez niewielki otwór w ścianie do ciasnej,kabiny”, opisywanej już nam parokrotnie przez Zoe. Przez sufit i ściany salki biegła gęsta sieć rurek czy innych przewodów połączonych czarnymi kulami. Po chwili przewody te poczęły migotać różnokolorowymi światełkami. Urpianie stali nieruchomo — mogło wydawać się, że śpią.
— Co oni robią? — zapytałam niewidzialnego przewodnika.
— Połączyli się z dublomózgami.
— Z dublomózgami?
— Dublomózg objął prowadzenie! Zwiększenie pojemności pamięci! Wzmożenie percepcji. Wysoka sprawność kojarzenia. Wielokanałowe ciągi logiczne. Autosterowanie całego zespołu na podstawie myśli wytycznej.
Niewiele rozumiałam z tych objaśnień. Konwernomy Urpiańskie dobierały słowa z trudnością, gdyż korzystały widocznie ze zbyt małego materiału obserwacyjnego.
Naraz usłyszałam zwrot, na który czekałam od początku owej „audycji”, i czułam, że serce bije mi gwałtowniej.
— Dublomózg łączy się z Pamięcią Wieczystą!
Ujrzałam przed sobą długie, świecące węże przewodów, potem przysłoniły je kryształowe bloki wieży, by za chwilę przeobrazić się w szeregi kul, stożków i wielościanów oplecionych zawiłymi spiralami. Wszystko to zdawało się żyć, mimo bezruchu i niezmien-ności geometrycznego kształtu. Wielotysięczne roje światełek wędrujących skomplikowanymi drogami przewodów zapalały się i gasły, to znów rozbiegały, tworząc fantastyczną feerię świateł.
— Każdy impuls… Poprzez analizatory… Ta synteza bodźców przebiega jednocześnie… Krótkotrwałe związki… w poszczególnych ośrodkach układu… gdzie utrwala się… Jakby jeden wielki zbiornik…
Wpadły mi w uszy całe zdania, ale tylko ich strzępy docierały do mej świadomości. Zaczęłam uważniej wsłuchiwać się w te słowa.