13 Simido — szeroki zakres pełnomocnictw dotyczących złożonych działań technicznych i organizacyjnych, związanych z kontrolą i instruowaniem zespołów mido.
14 Temidzi — istoty rozumne zamieszkujące Temę, planetę krążącą wokół gwiazdy Proxima Centauri. Poziomem umysłowym odpowiadają pitekantropowi. Ich reakcje psychiczne są znacznie wolniejsze niż u człowieka.
15 Midoresol — bardzo złożona i niezbyt dla nas jasna technika przekazywania energii i informacji, których odbiorcami są obdarzeni dużą samodzielnością „wysłannicy pyłowi” (mido).
16 Fadoremi, dodomi — wiązki promieniowania korpuskularnego złożonego z różnych cząstek elementarnych, służące przekazywaniu informacji i energii (?) dla mido. Promieniowanie to powoduje zaburzenia w czynnościach mózgu ludzkiego.
17 Refadomire — dyspozycje psychiczne ukształtowane w wyniku skomplikowanych układów od-ruchów. W znacznym uproszczeniu
— instynkt, intuicja.
18 Laremi sidore — w bardzo ogólnym, uproszczonym ujęciu — świat wrogi życiu, zaludniony przez samoczynnie działające struktury sztuczne.
19 Redami — najprawdopodobniej-jakaś złożona biurokratyczna procedura związana z rewizją programu działań. Na czym polega
— nie udało się ustalić.
20 Sisimi — zespól ruchomy, wykonawczy, transportowy. Nazwa zautomatyzowanego pojazdu zatrzymanego przez D.Brown.
21 Siredosi — treści tej nazwy nie udało się dotąd w pełni rozszyfrować. Z wypowiedzi A-Cisa wynika, że chodzi tu nie tylko o udoskonalenie genetyczne rodzaju ludzkiego, ale również o jakieś inne cele, sięgające daleko poza rzekome korzyści dla cywilizacji Ziemian. Urpianin unika wy-raźniejszego sprecyzowania, co ma na myśli. Jest to chyba temat zakazany, na który jednak próbuje on w ostrożny sposób zwrócić naszą uwagę, wbrew zaleceniom swych przełożonych. Prawdopodobnie chodzi tu o jakieś ważne dla samych Urpian i ich cywilizacji problemy, w których rozwiązaniu miała wziąć udział przeobrażona na ich modłę ludzkość.
22 Fasido — chodzi tu o większą wrażliwość niektórych członków naszej ekspedycji na ekologiczne aspekty działalności ludzi w obcym świecie i szczególne zainteresowanie kontaktami międzycy-wilizacyjnymi. Czy, a jeśli tak, to w jakim stopniu, wiąże się to z jakimś oddziaływaniem kosmicznym (naturalnym lub sztucznym) — jak to sugeruje wypowiedź A-Cisa — nie udało się stwierdzić.
21 Solfare — prawdopodobnie całość czynników kształtujących przebieg procesów fizjologicznych zachodzących w istotach żywych.
24 Ladofado — metoda oddziaływania na mózg. Nie udało się dotąd skłonić A-Cisa do wyjaśnienia, na czym ona polega. Wiadomo tylko, że towarzyszą jej poważne zakłócenia przebiegu prądów czynnościowych w korze mózgowej.
25 Doremi — chodzi tu prawdopodobnie o zmniejszanie się tempa wzrostu zasobów wiedzy gromadzonej w Pamięci Wieczystej. A-Cis wypowiada się niechętnie na ten temat. Być może doremi wiąże się z siredosi (patrz przyp. 21).
26 Dofasi — sztuczny intelekt.
27 Saldo mimire — pojęcie złożone, prawdopodobnie oznacza wiarę w autorytety traktowaną jako wartość społeczna, chociaż A-Cis twierdzi, że pojęcie wiary w takim znaczeniu, w jakim my go używamy (pozarozumowa, nie oparta na logicznych dowodach akceptacja jakiegoś przekonania), w języku Urpian nie istnieje.
28 Misoldo — opracowany przez Lu wariant operacyjny programu chromosomalnej syntezy genów w celu wyhodowania doskonalszego gatunku człowieka.
29 Falasol — zminiaturyzowane urządzenie o nie znanej nam konstrukcji, umożliwiające wprowadzenie człowieka w stan przypominający głęboką hipnozę.
30 Sisolfa — osoba służąca pomocą w adaptacji do nowych warunków, opiekunka i przewodniczka o ograniczonych uprawnieniach nadzorczych. Funkcja nie mająca obecnie odpowiednika w społeczeństwie ludzkim.
Część II
Żywy krzem
DALEKI BRZASK
Na pogodnym niebie Procjon wyróżniał się złotawym blaskiem w gwiazdozbiorze Małego Psa. Silva przez dłuższą chwilę wpatrywała się w niego, aż Bernard Kruk zapytał:
— O czym myślisz, kochana?
— Chcę tam polecieć — odparła cicho.
Bernard uniósł się lekko na rękach. Powiódł wzrokiem nad wachlarzami palm, nieco czarniejszych od reszty nocy. Dobrze wiedział, o jaką gwiazdę chodzi Silvie. Ta sprawa miała głębokie korzenie. Kilkanaście lat wcześniej Silva zaliczona była w skład wyprawy mającej zbadać Układ Syriusza.
Wtedy znali się od niedawna. Bernard z uwagi na charakter swojej pracy nie mógł ani opuścić placówki, którą reorganizował, ani też liczyć na zakwalifikowanie w poczet załogi statku międzygwiezdnego. I wtedy Silva całkiem niespodziewanie zrzekła się uczestnictwa w ekspedycji.
Była pierwszą kobietą, przy której pozostał tak długo. Czasami zadawał sobie pytanie, czy kocha ją na tyle, aby z nią spędzić całe życie. Nie rozmawiali o tym nigdy, choć Silvę zapewne nieraz nurtowały te same myśli.
Wspólny lot ku gwiazdom rozstrzygnąłby ten problem — w każdym razie na kilkadziesiąt lat. Nawiązując do jej ostatnich słów, powiedział wesoło:
— Ja także patrząc w żółtawe oko Procjona mam wrażenie, iż mruga właśnie do nas, przyzywając gościnnie w te dalekie strony przeorane zaledwie myślą człowieczą l przeczuciem nieznanego. Polecimy, Silvo. Właściwie już dawniej tak postanowiłem.
Silva położyła się na zielonej murawie. Jej jasnopiwne oczy odbijały gwiaździste niebo. Nie odwracając się w stronę Bernarda, zapytała:
— Czemu nie powiedziałeś mi o tym?
— To miała być niespodzianka. Wiem, co powiesz: że gdybym ci się wcześniej zwierzył, byłaby to także niespodzianka. No, ale cóż — myśleliśmy jednocześnie o tym samym. Bardzo to lubię…
— Oj, Ber, Ber — odparła żartobliwie. — Gdybyś jeszcze z pól roku ukrywał tę nie- spodziankę, poleciałbyś sam. Przecież ja nie mogę z dnia na dzień opuścić Ziemi i wszystkich spraw, które z nią się wiążą.
— Nie bądź taka pewna, że poleciałbym sam. Może w ogóle bym nie poleciał — rzucił w zamyśleniu i ciepłym spojrzeniem objął jej kształtną kibić ledwo zarysowaną w mroku.
Silva chciała cos powiedzieć, lecz jej uwagę zwróciła nagła zmiana w zachowaniu Bernarda. Stał wyprostowany, z dłońmi nad czołem, jak gdyby zasłaniał oczy przed jakimś rażącym blaskiem. Po chwili szybko chwycił infralornetkę, mierząc nią w kierunku widnokręgu.
Dopiero teraz dziewczyna spostrzegła, że w tamtej stronie wyraźnie pojaśniało. Bladoróżowy rumieniec krasił dalekie pasmo górskie, wznosząc się jakby piramidą zwróconą podstawą ku górze.
— Świta. Jakie to piękne — zachwyciła się Silva. Bernard zaprzeczył:
— W tych stronach noc polarna dopiero nastała. Ale może to być zorza polarna. Zresztą zaraz sprawdzę.
Wyjął maleńki spektroskop, sprzągł go z aparatem fotograficznym i po chwili oglądał zdjęcie widma. Znieruchomiał z wrażenia.