Выбрать главу

— Co to może być? — zapytałam.

— Właśnie, nie wiem — odpowiedziała Zoe. — Nastąpiło, zdaje się, jakieś zakłócenie w odbiorze. Jak gdyby nakryły się dwa różne źródła emisji tej samej częstotliwości. Niestety ja… — wymownym gestem wskazała na kamerę umieszczoną nad czołem, która w połączeniu z plastycznym ekranem dotykowym zastępowała jej utracony wzrok. — To dla mnie zbyt skomplikowane.

— Może uszkodzeniu uległa aparatura w Astrobolidzie… — zastanawiał się Szu.

— Wiecie, co to jest? — wykrzyknął nagle Jaro, od dłuższego czasu wpatrujący się w ekran. — To nasz statek.

— Nasz statek?

— Widocznie jakieś nagranie z okresu, gdyś my ich mijali — zauważył Szu. — Chociaż…

— Więc jeszcze nie widzicie? — zniecierpliwił się Brabec. — Ależ patrzcie uważnie! Przyjrzyjcie się dobrze! Przecież to jest… O! Tu! Płyta ochronna. O, tu macie rozdarcie, tam znów dalej, bardzo daleko, a jednak na ekranie blisko…

— Kosmolot? — zdziwiłam się i spojrzałam niepewnie na Jara.

— Kosmolot? — powtórzył Dean jakby obudzony nagle ze snu.

— Tak. To nie jest obraz RER z okresu mijania Astrobolidu. To obraz dzisiejszy. Nagrania dokonano niedawno. W tych dniach…

— Czyżby za pomocą pantoskopu?

— Pantoskopu? To zupełnie wykluczone! — zaprzeczył Jaro. — Po pierwsze na tę odległość nie otrzymaliby tak znacznego powiększenia.

— Nie widzę podstaw do tak kategorycznych twierdzeń — odezwała się Ast. — Może jednak jakiś nowy przyrząd? Mogli otrzymać instrukcję z Ziemi.

— Wykluczone! — przeciął Jaro. — Zastanówcie się chwilę! Czyż mogą nam oni przekazać obraz RER z okresu po katastrofie? Przecież oni jeszcze do tej chwili o naszej katastrofie nie wiedzą! Jeszcze światło niosące obraz eksplozji nie dotarło do miejsca, w którym znajduje się Astrobolid!

Nie mogłam zrozumieć, jak to się stało, że zupełnie zapomniałam o odległości dzielącej nas od statku macierzystego.

— Tak. Masz zupełną słuszność. To oczywiste — powiedział Szu do Jara. — Ale w takim razie skąd ta emisja?

— Przyjrzyjcie się dobrze tarczy i kosmolotów! — przerwał Dean. — Zwróćcie uwagę, gdzie musiała się znajdować kamera… Nie za nami, lecz przed nami.

— Tak jakby obraz przekazano nam z Układu Tolimana?

— Siedemdziesięciu pięciu godzin wystarczy na to, aby światło dobiegło od nas do Błyskającej i aby nadano stamtąd obraz.

— Czyżby więc to oni? Czy to w ogóle możliwe?

Tymczasem obraz rozbitego silnika rósł szybko. Można już było rozróżnić poszczególne reflektory rozstawione w przestrzeni wokół płyty ochronnej. Nieco z boku dostrzegłam kosmolot podobny do dużego, płaskiego talerza.

Zza krawędzi statku wyłoniło się światełko i zygzakiem sunęło wolno po powierzchni kosmolotu. W jego blasku można było zauważyć dwie sylwetki dążące ku antenom aparatury zdalnie sterującej mikrouniwerem.

Naraz obraz kosmolotu znikł z pola widzenia. Ukazał się mglisty pierścień, podobny do kółka z dymu. W jego środku błyskało coś podobnego do świecącego oka. Pierścień przeobrażał się i wirował, rozszerzał swój zasięg, to znów kurczył.

Patrzyliśmy pełni niemego podziwu w ów obraz, gdy naraz w miejscu pierścienia ukazał się oślepiający błysk i zgasł. Pozostała tylko czerń ekranu telewizyjnego.

Jaro operował chwilę przyciskami, wreszcie rzekł:

— To już wszystko.

Długo trwaliśmy w milczeniu, na próżno szukając wyjaśnienia dziwnego zjawisk W końcu odezwał się Szu:

— Trudno uwierzyć. Trudno znaleźć przyczynę. Skąd na naszym ekranie pojawił się ów obraz? Jeśli nadali go nie ludzie, lecz istoty rozumne, które z Błyskającej śledziły nasze ruchy i które za pomocą jakichś potężnych przyrządów potrafiły z odległości czterdziestu miliardów kilometrów zarejestrować te obrazy…

— W jaki jednak sposób przekazali nam tę wizję? — podjął Jaro. — Przecież dotychczas nie zetknęliśmy się z nimi bezpośrednio. Nie mogli znać szczegółów konstrukcji naszych odbiorników.

— Przecież są to chyba zupełnie odmienne od nas istoty. Inny kierunek rozwoju myśli technicznej — dodała Zoe.

— Dobrze byłoby obliczyć, gdzie znajdowała się kamera. Można zmierzyć średnice, kąty, położenie gwiazd…

— Zajmę się tym — powiedział Dean. — Jaro, powtórz obraz.

Po chwili na ekranie znów pojawił się rozbity silnik RER i krążek kosmolotu.

— Średnica rzeczywista kosmolotu wynosi czternaście metrów. Płyty ochronnej dziewięćdziesiąt pięć metrów — podawał dane Jaro. — Wzajemna odległość po odczepieniu dwieście dziesięć metrów. Nachylenie prostej płyta-kosmolot po prostej Proxima-Toliman 12°32.

Dean polecił komputerowi zmierzyć pozorne średnice kosmolotu i tarczy ochronnej oraz dokonać obliczeń.

Tymczasem na ekranie ukazały się znów dwie sylwetki ludzi, wreszcie półprzeźroczysty wirujący pierścień. Ten ostatni obraz przypomniał mi pewne nieprzyjemne przeżycie z pierwszych miesięcy po naszym wylądowaniu na księżycu Urpy. W dniu poprzedzającym odlot pierwszej grupy badawczej w głąb Układu Proximy Władowi Kalinie udało się schwytać za pomocą zespołu automatów własnego pomysłu duży meteoryt węglowy.

Wyszłam wówczas w skafandrze przed pawilon, wypatrując na niebie robota, który miał lada chwila powrócić ze schwytaną bryłą węgla. Ogarnął mnie wówczas nagły niepokój i miałam halucynacje. Tak przynajmniej dotąd przypuszczałam. Spostrzegłam wówczas na niebie coś podobnego do pierścienia z mgieł. Pamiętam to dobrze: pierścień ten również prężył się, kurczył, rozszerzał i wirował, tak samo jak tajemniczy krążek na ekranie. Tamto mogło być halucynacją. To, co widzieliśmy przed chwilą, było obrazem utrwalonym w pamięci aparatury odbiorczej. Wszyscy mogliśmy go oglądać dowolnie dużo razy.

Opowiedziałem to wszystko.

— Istnieje jeszcze jeden zupełnie podobny, lecz całkowicie niewytłumaczalny fakt — odezwał się Jaro, gdy skończyłam. — Opowiadał mi Nym, że przed wyruszeniem w drogę do Alfa Centauri miał również niezwykłe przeżycie. Pracował wówczas w Układzie Saturna. Przeprowadzał eksperymenty z długotrwałymi kierowanymi reakcjami nuklearnymi na drobnych satelitach tworzących pierścień wokoło tej planety. W czasie jednego z takich eksperymentów odczuł również gwałtowny zawrót głowy, połączony ze stanem niepokoju czy lęku. Wydało mu się, że widzi wielki, wirujący pierścień, który zmienił się następnie w lustro. W lustrze tym ujrzał w powiększeniu własną rakietę.

Do tego stopnia był wstrząśnięty niezwykłym zjawiskiem, że spowodował eksplozję jądrową eksperymentalnej bryły. Nie dziwiłem się, że swe przeżycie uważa za halucynację. Ale dziś? Mamy niezbity dowód, że pierścień taki jest zjawiskiem uchwytnym dla przyrządów — zauważył Jaro.

— Pierścień… — zastanawiała się Ast. — Co znaczy „pierścień”? Z czego on powstał?

— Wszystko to jest jakieś niezrozumiałe, niezwykłe — westchnęła Zoe.

— Mam wyniki — przerwał rozmowę Dean. — Kamera znajdowała się w odległości, wyobraźcie sobie, stosunkowo bardzo bliskiej. Mniej więcej sto dziewięćdziesiąt pięć tysięcy kilometrów. Niech zresztą Jaro sprawdzi jeszcze raz obliczenia.

— Sto dziewięćdziesiąt pięć tysięcy kilometrów? — powtórzył konstruktor. W tej samej chwili i mnie nasunęła się przejmująca strachem myśl.