— Nie chciałbym urazić ani ciebie, ani wspomnianego publicysty, ale pytanie jest źle postawione. Cóż tu można popierać bądź zwalczać? W tym przypadku połowiczne zmiany środowiska pociągnęłyby niechybną zgubę wszelkich ustrojów żywych z obydwu planet.
— Autor tego artykułu powołuje się z jednej strony na powstanie obu biosfer w zbliżonych warunkach fizykochemicznych, z drugiej zaś podkreśla zwielokrotnienie możliwości inżynierii genetycznej, jeśli sięgniemy do technik stosowanych przez Urpian.
— Poruszasz dwie różne sprawy. Istotnie klimat Praziemi sprzed czterech miliardów lat, kiedy w jej oceanie przepojonym związkami organogenicznymi powstawały pierwociny życia, przypominał — choć niezupełnie — dzisiejszą.Wenus. Był jednak wyraźnie chłodniejszy, atmosfera zaś zawierała tylko śladowe ilości tlenu. Wszakże od tamtych czasów zarówno klimat Ziemi, jak życie na niej, przeszły tak olbrzymią drogę, że wszelkie porównania tracą sens. Być może ówczesne praorganizmy, a nawet ich potomkowie miliard lat później jako tako rozwijaliby się na teraźniejszej Wenus, ale to nie ma praktycznego znaczenia.
Co do drugiej sugestii, mam nadzieję, że nikt nie myślał poważnie o przekształcaniu ludzi; o kolejnym wypróbowaniu syntezy chromosomalnej, która wywołała tyle wrzawy i oburzenia… Jeśli zaś chodzi o organizmy wenusjańskie, sprawa też nie wytrzymuje krytyki. Po pierwsze, brak czasu na taką akcję w skali biosfery. Po drugie, byłoby to coś równie karykaturalnego jak obdarzanie człowieka zmysłem radiowym oraz psychiką obcych kosmitów. Sensowniejsze wydaje się tworzenie szczelnie izolowanych rezerwatów morskich i lądowych, bardziej przypominających przeogromne wiwaria o po wierzchni co najmniej setek hektarów, jako pierwotnych siedlisk z zachowaniem naturalnych warunków.
— Wenus jako planeta wodna powinna mieć mniej odrębnych rodzajów biotopów niż Ziemia. Czy ten potoczny pogląd jest słuszny?
— Raczej tak. Nie znaczy to jednak, by strefa życia była tam ujednolicona. Brak pól lodowych, skalistych gqr i wszelkich towarzyszących im formacji (wobec zbyt gwałtownej erozji) oraz jakichkolwiek rodzajów pustyń i stepów (wskutek nadmiernej ilości opa-dów) kompensują inne formacje, których nie znamy u nas. Nie mówiąc o tym, że najwyższe ziemskie temperatury, zarówno wody, jak powietrza, z punktu widzenia Wenus stanowią ziąb, który prawie się tam nie zdarza.
— Czy mógłbyś przedstawić wszystkie strefy życia na Wenus?
— Za dużo tego. Raczej wymienię najważniejsze. Główne są trzy: dno morskie, toń wodna oraz powierzchnia lądu i wysp. Tylko pierwsza strefa nie ma podgrup. Drugą dzielimy na toń bez styczności zarówno z podłożem, jak z lustrem wody, następnie górną warstwę oceaniczną kontaktującą się z atmosferą i wreszcie szelf wokół Ziemi Joersena; dochodzą bieżące i stojące wody słodkie na tym jedynym lądzie. Trzecia strefa obejmuje powierzchnię pływających wysp oraz Ziemię Joersena.
Podgrupy dzielą się — na wiele nisz ekologicznych. Przykładowo: pośród oceanu pola wodorostów, które stanowią wyspy in statu nąscendi; na już okrzepłych wyspach — warstwy podpowierzchniowe i dno obmywane wodą; na Ziemi Joersena — gleba, bagna, zakrzewione obszary przypominające busz.
— Czy rozróżnianie na Wenus zwierząt i roślin jest prawidłowe, czy tez czynimy to wyłącznie dla lepszej poglądowości?
— Jest to naturalny podział, zgodny z przyjętym przez biologię kryterium samożyw-nych roślin i cudzożywnych zwierząt.
— Czym tamtejsze rośliny najbardziej różnią się od naszych?
— Wieloma istotnymi cechami. Wymienię najbardziej rzucające, się w oczy. Przede wszystkim nie są zielone, bo zamiast chlorofilu zawierają inne porfiryny. Podstawowa barwa części miękkich, od pomarańczowej do czerwonej poprzez wiele pośrednich odcieni, zapobiega przegrzaniu. Choć można je podzielić na krótkożyciowe i długożycio-we, pierwsze z nich nie odpowiadają naszym formom jednorocznym, ponieważ na Wenus pory roku prawie się nie zaznaczają. We Oorze lądowej krótkożyciowe nazywamy dla wygody ziołami, a długożyciowe krzewami. Jedne i drugie drewnieją dopiero po śmierci; jest to jakby przyspieszony proces zwęglania. Za życia mają mięsiste pędy, a na nich rozbuchane porowate narządy asymilacyjne podobne do gąbek. Przeważnie płożą się warstwowo; tak powstaje specyficzny busz. Brak drzew o typowym pniu. Rośliny wodne przypominają gronorosty roznoszone prądami morskimi.
— Czy większe różnice obu biosfer zaznaczają się w faunie czy we florze?
— Trudno powiedzieć. Jedne i drugie są na tyle swoiste, że — poza odosobnionymi wyjątkami form skrajnie oryginalnych, które, zdawałoby się, nigdzie nie pasują — każde dziecko pozna, skąd pochodzi dany eksponat. Pozornie najbardziej zbliżone do siebie są drobnoustroje z obu planet. Ale podkreślam: tylko pozornie. Dla badaczy tego zawsze szokującego przyrodniczego fenomenu, jakim jest życie, właśnie one są najciekawsze.
— Jedni mówią, ze najinteligentniejsze wenusjańskie zwierzęta osiągnęły poziom gło-wonogów, inni — że szympansów. Przebąkuje się nawet o prawie rozumnych wodniakach. Kto ma słuszność i skąd się w ogóle biorą lak rozbieżne opinie?
— Z kłopotliwości porównywania zwierząt z różnych planet, więc nie spokrewnionych z sobą. Mówiąc najprościej, one zachowują się diametralnie inaczej. Czasami pomiędzy dwoma grupami o przypuszczalnie podobnym poziomie rozwoju — jednej z Wenus, a drugiej z Ziemi — trudniej uchwycić podobieństwo reakcji na bodźce zewnętrzne niż między człowiekiem a owadem…
— W potocznym odczuciu podobny poziom rozwoju dotyczy inteligencji zwierzęcia.
— W moim również.
— Czemu w takim razie mówisz: ”przypuszczalnie podobny poziom rozwoju”? Kto jak kto, ale przecież ty potrafisz ten poziom dokładnie ocenie.
— Jednak podtrzymuję tryb warunkowy.
— Dlaczego?
— Wskutek zawodności metod mierzenia inteligencji zwierząt w ogóle, a cóż dopiero przedstawicieli odrębnych planetarnie gniazd życia!
— Ale fauna wenusjańska jest bardzo zróżnicowana, dla nas nadzwyczaj egzotyczna. A ty na razie wymieniłeś tylko drobnoustroje.
— Wiem, że większym powodzeniem cieszą się formy okazale, silne, nawet budzące strach. Nie brak ich na Wenus. Ze względów zrozumiałych przyrodę tej planety znamy o wiele słabiej niż ziemską. Dopiero teraz mogą podziwiać ją nie tylko szczupłe zespoły badaczy i grupki turystów, ale miliony osadników. Zresztą stykają się z nią rzadko, sami w skafandrach i skłopotani innymi sprawami. A zoologowie załamują ręce nad pogłębiającym się zagrożeniem coraz to nowych gatunków czy nawet dużych grup systematycznych.
— Podział fauny wenusjańskie j na gromady oraz niższe i wyższe od nich jednostki taksonomiczne niewiele, mówi przeciętnemu miłośnikowi przyrody z braku punktów stycznych z tym światem zwierząt, jaki on zna. Z drugiej strony, fachowcy pomstują, ilekroć my, dziennikarze, porównujemy tamte formy na przykład do kręgowców albo gadów, ryb, głowono-gów. Jak mógłbyś po swojemu, zwięźle, a przystępnie, przedstawić wenusjański zwierzostan?
— Rzeczywiście zwalczamy porównania, o których mówisz. Ot, posłużę się może najpospolitszym. Często czytam o „bezkręgowcach” z Wenus. Nawet jeśli wziąć je w cudzysłów, nadal wiszą w próżni. U nas bezkręgowce przeciwstawiamy kręgowcom, ale tych brak na Wenus. I tak można po kolei zbijać zasadność podobnych spekulacji. Z wyjątkiem jednego, bardzo ogólnego określenia: tkankowców. Te zasiedlają wszelkie wenusjańskie biotopy, o jakich wspominałem na początku. Z reguły są zmiennocieplne i oddychają tlenem, zresztą w sposób nader rozmaity.