Выбрать главу

– Gdzie byś schował coś, co jest szare jak żelazo i mocne jak bicze?

– Słuchaj, George, naprawdę nie wiem. Powinniśmy…

– John, myśl!

Wyrwałem mu się.

– Nie mogę, do cholery, myśleć! Chcę się tylko wydostać z tego piekielnego domu, zanim ta klapa opadnie z trzaskiem i ten demon zejdzie i zrobi to, co robią demony. Nie interesują mnie skalpy, George. Chcę stąd wiać!

W tejże chwili deszcz pyłu tynkowego posypał się z sufitu i usłyszałem, jak belki trzeszczą pod ciężarem czegoś niewymownie potwornego. Powietrze wypełnił świst łopoczących skrzydeł, gdy Szary Smutek cisnął się wokół swego potwornego pana.

– Myśl! – powtórzył. – Myśl!

– Nie baw się ze mną! – wrzasnąłem. – Po prostu powiedz mi!

George Tysiąc Mian wskazał na most, a jego oczy były zimne i ogromne.

– Drut – powiedział. – Włosy Wielkiego Potwora musiały być podobne do drutu!

– Drut? Przecież na tym moście drut może być jedynie w linach. Chodzi ci o to, że jest wplątany w liny odciągowe? W Golden Gate? George, ty chyba oszalałeś!

Potrząsnął głową.

– To rodzaj dowcipu, który starożytni uwielbiali. Może zrobili to, aby poniżyć Kujota, aby nigdy nie mógł się dowiedzieć, co z tymi włosami się stało. Umieli robić kawały, które wiązały się nie tylko z przeszłością, ale także z przyszłością, więc przypuszczam, że „uczestniczyli" w budowie mostu, wplatając w niego włosy Wielkiego Potwora. Może w fabryce lin pracował jakiś Indianin i wypełnił rozkazy przekazywane z pokolenia na pokolenie. Może zrobiono to dzięki zastosowaniu silnej magii. Nie wiem. Ale wystarczająco dużo dowiedziałem się o bogach z przeszłości i o tym, jak postępowali. John, wierz mi, tam właśnie są ukryte włosy Wielkiego Potwora.

– George, bądź rozsądny – powiedziałem zdenerwowany. – Zgadujesz.

– Nie zgaduję. Popatrz.

Nie zauważyłem tego wcześniej – na szkle okiennym widniał wygrawerowany symbol. Miał taki sam kształt jak ten, który narysowałem, gdy zaznaczałem na mapie widoki Mount Taylor i Cabezon Peak.

– Przyłóż do tego oko i powiedz mi, co widzisz – poprosił Indianin.

Ze strychu dobiegł nas huk i długi pas gipsowej sztukaterii, którą tak cenił sobie Seymour Wallis, runął z głuchym stukotem na podłogę w korytarzu, wzbijając tumany kurzu w powietrzu. Spojrzałem na George'a z obawą, ale on ponaglał mnie:

– No, patrz.

Spojrzałem przez znaczek. Indianin miał rację. Znaczek był dokładnie wymierzony w jedną z lin na moście Golden Gate, od strony morza. Może to intuicja podpowiedziała Indianinowi, a może aż tak wiele potrafił czerpać ze swojej magii. W każdym razie w tej chwili byłem gotów założyć się, że to, co mówił, jest prawdą. Te włosy tam tkwiły, wplątane między druty lin nośnych najbardziej znanego punktu Zachodniego Wybrzeża. Zarówno ten stary Indianin, jak i Jane twierdzili, że Wielki Potwór był najgroźniejszym demonem na całym południowym zachodzie Stanów. A władze miejskie zastanawiały się, dlaczego tak wielu ludzi decydowało się skakać z tego właśnie mostu!

– Wiem, o czym myślisz. Tak, to bardzo możliwe – odezwał się.

– George, jesteś cholernie dobrym czarownikiem, znacznie lepszym, niż mogłoby się wydawać.

Ale czas nam się skończył. Szuranie i ruch na 'strychu powodowały, że ściany drżały, a kaskady suchego tynku sypały się zewsząd. Spojrzałem w górę i ujrzałem długie rysy, rozbiegające się z przerażającą prędkością po suficie, i druty wyrywane ze ścian jak nerwy z ludzkiego ciała. Wreszcie, z wielkim grzmotem, cały dom zaczął się walić i niemal nas przysypała lawina kurzu, tynku, drzazg i potrzaskanych listew. Pojawiły się szare ptaki, furkocząc i łopocząc skrzydłami i przez chwilę dostrzegłem przez szkielet stropu te demoniczne oczy, jarzące się triumfem, i to ciało, które wiło się i skręcało, jakby poruszane gnilnymi gazami.

– Uciekaj! – wrzasnąłem. Pośród kurzu i gruzu przedzieraliśmy się do schodów. Zejście blokowały dźwigary, ale udało nam się odciągnąć na bok jeden czy dwa i przeczołgać się przez niewielki trójkątny otwór. George poszedł pierwszy, potem ja, czując już na sobie uderzenia skrzydeł szarych ptaszysk i gorący, suchy oddech Kujota.

I znowu wybuch mocy podobny do tego, który pozbawił przytomności Dana Machina, ale pięciokrotnie potężniejszy, rzucił nas na galerię. Boleśnie uderzyłem ramieniem o balustradę. Pozbieraliśmy się. Obaj wyglądaliśmy jak sponiewierane duchy – biali ze strachu i od tynku.

– Następnym razem, gdy nazwiesz mnie bladą twarzą, przypomnij sobie, jak teraz wyglądałeś – powiedziałem staremu Indianinowi, wycierając dłonią usta z pyłu i kurzu. George Tysiąc Mian kaszlnął i prawie się roześmiał.

Ponad nami ponownie zaczął drgać sufit. To Kujot, gdzieś na górze, zrywał podłogę domu na Pilarcitos tysiąc pięćset pięćdziesiąt jeden, aby nas dopaść. Pobiegliśmy wzdłuż galerii. Niedźwiedzica leżała pogrążona we śnie jak w transie, a obok niej Jim, zszokowany i nieprzytomny, z wywróconymi białkami oczu.

– Musimy ich stąd wydostać! – krzyknął szaman.

– Na litość boską, wyniesiemy Jima, ale niedźwiedzia?

– Kujot jej chce. Potrzebuje jej. To jest jego miłość i namiętność. Jest także jego wysłanką i najbliższą pomocnicą. Musimy ją stąd zabrać. Bez niej jest o wiele słabszy.

Ściany przy galerii zaczęły trzeszczeć i kołysać się. Drzwi jednej z sypialń z hukiem upadły płasko na podłogę. Podskoczyłem ze strachu.

– Spieszmy się – nalegał Indianin. – Najpierw znieśmy doktora.

Niezgrabnie, z pochylonymi plecami, aby uchronić się od spadającego tynku, dźwignęliśmy Jima i ponieśliśmy go na schody. George Tysiąc Mian dyszał teraz, a jego oczy miały czerwone obwódki, które odcinały się od wybielonej twarzy. Nie wiedziałem, ile miał lat, ale musiał mieć ponad sześćdziesiątkę, a ucieczka przed niszczycielskimi demonami zapewne nie służyła jego sercu. Podczas gdy dom trząsł się z rumorem, zwlekliśmy się z ostatnich kilku stopni do hallu i drzwiami frontowymi wydostaliśmy się na zewnątrz.

Właśnie podjeżdżała karetka z wyjącą syreną i włączonym czerwonym kogutem. Zauważyłem też, że w ulicę Pilarcitos skręcają samochody policyjne, a na chodniku już się zgromadził tłumek gapiów.